Rok 1
Wygrana Gryfonów
Razem z Ronem
i Hermioną ćwiczyliśmy różne zaklęcia na mecz, aby w razie wypadku użyć
zaklęcia Zwieracza Nóg, na Snape’a. Fred i George nadal uczyli mnie
transmutacji, więc umiałam coraz więcej. McGonagall nie wiedziała o niczym. Nie
dziwiło jej jak udało mnie się za pierwszym razem zmienić gąsienicę w widelec.
Za dwadzieścia
minut rozpocznie się mecz. Razem z Ronem i Hermioną usiedliśmy koło Neville’a,
który nie mógł zrozumieć dlaczego jesteśmy ponurzy i dlaczego mamy przy sobie
swoje różdżki; wiadomo, chcemy chronić Harry’ego.
- Tylko nie
zapomnij: Locomotor Mortis – szepnęła
Hermiona do Rona.
- Przecież
wiem – odrzekł znudzony Ron. – Nie bądź nudna.
Snape nie
wyglądał najlepiej. Był wręcz wściekły. Pewnie dlatego, że nie będzie miał
szansy, aby zrobić coś Harry’emu, ponieważ Dumbledore jest na trybunach.
- Jeszcze
nigdy nie widziałem Snape’a w takim stanie – powiedział Ron. – Patrz… już się
zaczęło. Auuu!
Kiedy się
odwróciłam, to zobaczyłam Malfoya. To on uderzył Rona w głowę.
- Och,
przepraszam, Weasley, nie chciałem.
Malfoy
wyszczerzył zęby w tym swoim ulubionym uśmieszku. Jak tylko na niego patrzę, to
mam ochotę zwrócić moje śniadanie…
- Ciekaw
jestem, jak długo tym razem Potter utrzyma się na miotle. Ktoś chce się
założyć? Może ty, Weasley?
Ron nic nie
odpowiedział. Snape właśnie obdarzył Puchonów rzutem wolnym, bo George odbił
tłuczka prosto w niego (Snape’a). Harry krążył jak jastrząb nad boiskiem,
wypatrując znicza.
- Wiecie, jak
wybierają skład drużyny Gryfonów? – powiedział Malfoy kilka minut później,
kiedy Snape przyznał Puchonom kolejny rzut wolny, tym razem bez żadnego powodu.
– Wybierają tych, którzy cierpią, bo czegoś nie mają. Na przykład taki Potter
nie ma rodziców… Weasleyowie nie mają pieniędzy… Ty, Longbottom, też powinieneś
być w drużynie, bo nie masz rozumu.
Neville
zaczerwienił się i odwrócił się do Malfoya.
- Jestem tyle
wart, co tuzin takich jak ty, Malfoy – warknął. Dobrze, że wreszcie się
postawił tej nędznej szumowinie.
Malfoy, Crabbe
i Goyle ryknęli śmiechem, ale Ron, nie odrywając oczu od gry powiedział:
- Dobrze mu
powiedziałeś Neville.
- A ty Laura…
Również mogłabyś być w drużynie, bo nigdy nie będziesz mieć chłopaka…
- A ty Malfoy
rozumu – powiedziałam patrząc się na Harry’ego. Malfoy zrezygnowany nic nie
odpowiedział na moją zaczepkę.
- Longbottom,
gdyby mózgi były ze złota, byłbyś biedniejszy od Weasleya, a to już jest nie
lada wyczyn.
Ron miał
kłopoty z panowaniem nad sobą, ale ja to już zupełnie. Odwróciłam się i
uderzyłam z całej siły w twarz Malfoya, tak, że aż się przewrócił. Crabbe i
Goyle już szykowali pięści, ale ja wyjęłam różdżkę i im zagroziłam… Malfoy
otrzepał się i usiadł. Przez krótki czas już tak nie kozaczył.
Po chwili
ujrzałam, że Harry zanurkował, co wywołało okrzyki i wiwaty na widowni.
Hermiona wstała trzymając palce w ustach i gwiżdżąc. Harry mknął ku ziemi jak
pocisk.
- Ale ci się
trafiło, Weasley, Potter na pewno zobaczył jakąś monetę na boisku! – zadrwił
Malfoy.
Ron już nie
wytrzymał; rzucił się na Malfoya zwalając go z ławki. Neville zawahał się, po
czym przelazł przez oparcie, aby mu pomóc. Czułam, że powinnam im odrobinkę
pomóc, więc rzuciłam na ręce Malfoya, Crabbe’a i Goyle’a zaklęcie zwierające
tak, aby nie mogli nimi ruszać.
Kiedy się
odwróciłam, zobaczyłam, że tłuczek leci w naszą stronę; właściwie, to w moją.
Po chwili jeden z bliźniaków odbił tłuczek w pałkarza Hufflepuffu.
- Dzięki –
krzyknęłam.
- Niema za co…
księżniczko!
- Przestań
mnie tak nazywać Fred!
- Dobrze
księżniczko – krzyknął, po czym odleciał zanim zdążyłam rzucić w niego deską,
którą zmieniłam z jakiegoś starego gwoździa.
Harry właśnie
pędził wprost na Snape’a. Leciał z taką prędkością, że wyglądał jak jedna
wielka szkarłatna smuga. Po chwili złapał znicza. Zaczęłam gwizdać w palce, a
Hermiona krzyczała.
Jeszcze chyba podczas
żadnego meczu w Hogwarcie nikt nie złapał znicza tak szybko; pięć minut. Tłumy
Gryfonów wiwatowały Harry’emu.
Razem z Ronem
i Hermioną musieliśmy przenieść Neville’a do Skrzydła Szpitalnego, ponieważ
Crabbe i Goyle nieźle mu dołożyli. Nie miałam jak chłopakom pomóc, bo tak się
kręcili, że bałam się, że trafię Rona, albo Neville’a. Harry’ego nigdzie nie
było widać. Pewnie jeszcze świętuje wygraną razem z resztą drużyny.
- Dziecko jak
ty wyglądasz?! – krzyknęła pani Pomfrey jak zobaczyła Neville’a. Jednym zgrabnym
ruchem różdżki nastawiła Ronowi nos, aby szybko zająć się Nevillem. –Wy już
stąd idźcie. Ten biedak potrzebuje odpoczynku.
Kiedy
wychodziliśmy, zobaczyłam Malfoya. Miał podbite oko i spuchniętą wargę.
Zachichotałam instynktownie, a ten się skrzywił. Crabbe i Goyle szli za nim.
Mieli lekko poczochrane włosy i małe siniaki, ale poza tym to nic… Neville i
tak sobie świetnie poradził. Wyjęłam różdżkę z kieszeni odwróciłam się i
szepnęłam: Locomotor Mortis.
Crabbe’owi i Goyle’owi zwarło nogi i się wywrócili. Zaśmiałam się i podeszłam
znowu do przyjaciół.
- Harry, gdzie
ty byłeś? – zapiszczała Hermiona jak tylko Harry wyszedł zza rogu.
-
Zwyciężyliśmy! Zwyciężyłeś! Zwyciężyliśmy! – krzyczał Ron, waląc Harry’ego po
plecach. – A ja podbiłem Malfoyowi oko, a Neville sam jeden rzucił się na
Crabbe’a i Goyle’a! Na razie jest w szpitalu, ale pani Pomfrey mówi, że nic mu
nie będzie… Wszyscy na ciebie czekają w pokoju wspólnym, urządzamy balangę,
Fred i George ukradli z kuchni trochę ciastek…
- Ron jak ty
to wszystko powiedziałeś na jednym wydechu? – zdziwiłam się.
- Teraz mamy
na głowie inne sprawy – szepnął Harry. – Znajdźmy jakiś pusty pokój, a
wszystkiego się dowiecie…
Upewniliśmy
się, że Irytka nie ma w środku jednej z klas. Zamknęliśmy drzwi, a później
Harry zaczął nam opowiadać:
- Zobaczyłem
jak Snape idzie do Zakazanego Lasu, więc instynktownie wskoczyłam na miotłę i
poleciałem go śledzić. Tam czekał na niego Quirrell, widać było, że jest
wystraszony. Snape mówił mu coś o kamieniu filozoficznym i o Puszku… Pytał się
go, czy już wie jak go ominąć. Quirrell wszystkiego się zapierał… Snape
zagroził mu pytając się po której jest stronie…
- Czyli
mieliśmy rację z tym, że Puszek pilnuje Kamienia…
- Tak, a Snape
próbuje zmusić Quirrella, żeby pomógł mu go wykraść. Chce, żeby Quirrell
wymyślił jakiś sposób na Puszka… I wspomniał o jakimś „hokus-pokus”… Myślę, że
nie tylko Puszek pilnuje skarbu, muszą go chronić jakieś potężne zaklęcia, a
Quirrell na pewno zna jakieś przeciwzaklęcia i Snape chce z tego skorzystać…
- Więc
myślisz, że Kamień jest bezpieczny, póki Quirrell opiera się Snape’owi? –
zapytała Hermiona.
- Czyli do
następnego wtorku – powiedział Ron…
Wróciliśmy
szybko do pokoju wspólnego. Tam czekała już przygotowana impreza. Kiedy Harry
wszedł do pokoju, Fred i George wypuścili na niego tonę konfetti. Ciekawe kto
będzie później do wszystko sprzątał…
Razem z
Hermioną pobiegłam na górę, aby się przebrać w coś fajniejszego. Założyłam moją
turkusową sukienkę, a Hermiona założyła śliczną bladoróżową sukienkę. Wyglądałyśmy
„bajecznie”, jak to Hermiona powiedziała. Uczesałyśmy włosy i zeszłyśmy na dół.
Harry i Ron siedzieli na fotelach i czekali chyba na jakiś cud.
- Poproście
jakąś dziewczynę do tańca, a nie siedzicie tutaj jak kołki – powiedziałam.
- Mhm… Może
później – rzekł Ron.
- Jak sobie
chcecie…
Nagle
poczułam, że ktoś szturcha mnie w ramię. Odwróciłam się, stał tam Seamus.
Poprosił mnie do tańca, oczywiście się zgodziłam.
Zatańczyłam z
szesnastoma chłopakami, a jest dopiero ósma (impreza zaczęła się o siódmej).
Między innymi z Seamusem, Deanem, Harrym, Ronem (który odważył się i tańczył
wcześniej z Parvati), Fredem, Georgem i z Lee. Starsi Gryfoni prosili mnie
również do tańca (nie tylko mnie oczywiście). Hermiona i Alex również miały powodzenie. Tańczyły z wieloma
chłopakami. Harry i Ron tańczyli (chyba) najmniej z całego towarzystwa.
Fred i George
skołowali naprawdę dobre jedzenie; bezy, pierniczki, kremówki, eklerki, ptysie,
szarlotkę, piernika (oczywiście ciasto, a nie mojego kota), sernik, całe bloki
chałwy… Naprawdę było tego sporo! Oczywiście skoro wzięli tyle jedzenia, to
musieli wziąć również coś do picia; oranżada, sok dyniowy, kakao, kompot
wiśniowy z dodatkiem imbiru…
- Zatańczysz
po raz…- zaczął Fred.
- Po raz piąty
– dopowiedziałam. – Spoko, ale poczekajmy na kolejną piosenkę, ta już się
kończy.
- Oczywiście
madame…
- Teraz
lepiej! A nie z księżniczkami mi tutaj wyskakujesz…
- Oczywiście…
księżniczko.
- Aż tak
rozpieszczona to ja nie jestem, wiesz?!
- Już nie
bulwersuj się tak… kończy się piosenka... Madame? – powiedział po czym wystawił
rękę tak jak robiło się to w (chyba) średniowieczu, albo nowożytności (?).
Zaczęłam się śmiać, ale również podałam rękę. Akurat zaczęła lecieć wolna
piosenka.
Zatańczyliśmy
do tej i dwóch następnych, później zostałam porwana
przez George’a, a następnie Seamusa.
Zabawa była
przednia! Lepsza nawet od Sylwestra, który przetańczyłam sama (trochę z
Hermioną, ale my głownie śpiewałyśmy karaoke). Do dormitorium wróciłam
padnięta. Zdjęłam buty (tenisówki, bo tamte balerinki nie były zbyt wygodne) i
moją piękną sukienkę, po czym przebrałam się szybko w pidżamę. Zasnęłam od razu
(była już pierwsza nad ranem)…
Sto lat! Sto lat! Niech Laura żyje nam! :D
Tak, mam dzisiaj urodzinki. Miałam wstawiać rozdział po północy, ale laptop nie chciał mi się włączyć :/ Poza tym ledwo co udało mi się wstawić dla was ten rozdział, niestety mam tak zepsuty laptop. Ale ważne, że jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz