Rok pierwszy
Noc Duchów
Od mojego
przybycia do Hogwartu minęły już równe dwa miesiące. Na zajęciach uczyliśmy się
coraz trudniejszych i fajnieszych rzeczy. Z Hermioną i Alex pogodziłam się dwa
tygodnie po moim „wypadku” i imprezie. Cieszyłam się, że wreszcie odzyskałam
przyjaciółki. Jakoś wcześniej nie mogłam im wybaczyć.
W dzień
poprzedzający Noc Duchów (coś a’la nasze mugolskiej Halloween) obudził mnie
zapach pieczonej dyni, który rozchodził się po korytarzach. Nie przepadałam
nigdy za dynią, ale ten zapach był nieziemsko piękny. Wstałam i zrobiłam to co
zwykle, czyli umyłam twarz, rozczesałam włosy i się ubrałam. Zeszłam z
przyjaciółkami na dół i poszłyśmy na śniadanie.
Na zaklęciach,
profesor Flitwick oznajmił nam, że: „jesteśmy już gotowi do tego, aby na nasz
rozkaz latały różne przedmioty”. Podzielił nas na pary, ja byłam z Deanem, Alex
z Nevillem, a Hermiona… z Ronem, do którego dalej się nie odzywała.
- Proszę nie
zapominać o tym lekkim ruchu nadgarstka, który tak długo ćwiczyliśmy! –
krzyknął profesor Flitwick. – Smagnąć i poderwać, pamiętajcie, smagnąć i
poderwać! I wypowiadajcie zaklęcie bardzo dokładnie, to bardzo ważne… Nie
zapominajcie o czarodzieju Baruffio, który źle wypowiedział spółgłoskę i
znalazł się na podłodze, przygnieciony bawołem.
Mieliśmy
„smagnąć i poderwać” piórko, które miało znaleźć się koło sufitu. Próbowałam
parę razy, tak na oko z sześć i w końcu się udało… Właściwie tak nie do końca
się udało, bo podniosłam książkę, na której stał Flitwick. Kiedy się
zorientowałam, to szybko opuściłam książkę znowu na ziemię i przeprosiłam
Flitwicka.
- Nic się nie
stało, ale następnym razem bardziej się koncentruj na piórku. I tak bardzo
dobrze, bo udało ci się unieść przedmiot o wiele cięższy niż piórko. Pięć
punktów dla Grryfindoru!
Do końca
lekcji pomagałam Deanowi „wylewitować” jego piórko. Seamus oczywiście podpalił
piórko, a Hermionie się udało. Alex też prawie się udało, ale to chyba był
podmuch wiatru… Na koniec znowu wymówiłam to zaklęcie – „Wingardium Leviosa”,
aby podnieść coś innego do góry. Chciałam spróbować podnieść ławkę i niestety…
udało się. Profesor Flitwick był trochę zły, bo rozbiłam mu słoik z atramentem,
ale na szczęście nie odjął mi punktów. Dean chciał, abym mu pomogła się tego nauczyć.
Powiedziałam mu, że później, ale kiedy wyszłam z sali, to nigdzie nie widziałam
ani Hermiony, ani Alex. Szukałam ich, ale nie mogłam znaleźć, więc poszłam na
kolejną lekcję.
- Płacze w
łazience – powiedziała mi Alex na historii magii. – Ron powiedział, że jest
koszmarna. Nie chce teraz z niej wyjść. Może ty ją przekonasz.
- Dobra, pójdę
po lekcji. Mamy problem, bo na historii magii tylko ona słuchała.
- Trudno,
później od kogoś odpiszemy.
Lekcja się
dłużyła w nieskończoność. Profesor Binns opowiadał tak nudno, że aż świerszcze
i muchy zasypiały. Więc kiedy wreszcie skończyła się ta lekcja, to każdy był
szczęśliwy. Niektórzy musieli najpierw się obudzić, ale to taki mały szczegół.
- Hermiona –
powiedziałam jak już byłam w łazience dla dziewczyn. – Coś się stało?
- Nie wchodź
tutaj! – powiedziała płaczliwym głosem, u niej to rzadkość. – możesz pójść, nic
się nie stało.
- Słyszę
przecież, że coś się stało. Proszę cię, wyjdź i mi powiedz.
- Nie chcę!
Nie słyszysz, że nic się nie stało! Idź na lekcję, bo się spóźnisz…
- Dobrze
pójdę… Proszę cię, nie smuć się, to idiota.
- Idź sobie!
Wyszłam
załamana. Widać było, że jest jej przykro. Nie chciałam nic mu mówić, bo i tak
by to olał. Powiedział, że to nie jego wina czy coś w ten deseń. Poszłam na
kolejną lekcję…
Minęły już
wszystkie lekcje, a Hermiony nadal nigdzie nie było. Zaraz miała być uczta.
Poszłam razem z Alex do Wielkiej Sali. Hermiona pewnie już wyszła z tej
łazienki i jest już w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Ciekawe czy Wielka Sala
zostanie jakoś udekorowana na Noc Duchów…
Nie myliłam
się. Ze ścian i z sufitu zwisały żywe nietoperze. Wiele nietoperzy również
latało nad stołami. Tym razem zamiast po prostu lewitujących świec, były
lewitujące świece w dyniach. Usiadłam między Alex, a Fredem. Po chwili czekania
pojawiło się jedzenie w złotych półmiskach, tak samo jak podczas bankietu
powitalnego.
- Hej Laura,
podać ci coś – powiedział Fred.
- Nalałbyś mi
trochę soku z dyni? Zawsze chciałam go spróbować, ale jakoś byłam pewna, że mi
nie zasmakuje. Skoro inni piją, to dlaczego ja też nie miałabym spróbować?
Właśnie
zaczęłam jeść rybę z frytkami, ale na salę wbiegł profesor Quirrell, w
przekrzywionym turbanie i z wystraszoną miną. Wszyscy się zaczęli na niego
patrzeć i przestali rozmawiać. Quirrell podbiegł do krzesła dyrektora
Dumbledore’a, oparł się o stół i wysapał:
- Troll… w
lochach… uznałem, że powinien pan wiedzieć.
Wybuchło
zamieszanie. Wszyscy zaczęli krzyczeć i próbować uciekać. Ja od razu wstałam. Profesor
Dumbledore parę razy wstrzelił purpurowe rakiety, aby uciszyć wszystkich.
Zatrzymałam się w tak idiotycznym miejscu, że się wywróciłam, Dean pomógł mi
wstać.
- Prefekci! –
krzyknął Dumbledore. – Natychmiast zaprowadzić swoje domy do dormitoriów!
Percy był
zadowolony, że wreszcie mógł „porozkazywać” nam.
- Za mną!
Pierwszoroczni, trzymać się razem! Nie musicie się bać trolli, jeśli będziecie
wypełniać moje polecenia! Teraz trzymać się już za mną. Przejście, najpierw wychodzą
pierwszoroczni! Przepraszam, jestem prefektem!
Kiedy
wchodziliśmy już po schodach, to usłyszałam głos Harrego:
- Pomyślałem
sobie o… Hermionie.
- Że co? –
powiedział tym razem Ron.
- Ona nic nie
wie o trollu.
- No dobra…
Ale lepiej niech Percy nas nie zauważy.
Właśnie
Hermiona… zapomniałam o niej przez tego trolla. Muszę ją znaleźć, a skoro
chłopaki idą, to ja też pójdę z nimi.
- Hej Harry,
Ron! – szepnęłam do nich.
- Co, Laura!
Idź dalej do naszej grupy – powiedział Ron, kiedy szliśmy już za Puchonami.
- Idziecie
znaleźć moją przyjaciółkę! Idę z wami!
- Dobra, ale
bądź cicho… – w tym momencie usłyszałam jakieś kroki. Od razu schowaliśmy się
za posągiem kamiennego gryfa. Był to Snape.
- Co on robi?
– szepnął Harry. – Dlaczego nie jest w lochach razem z innymi nauczycielami?
- Żebym to ja
wiedział – powiedział Ron.
Poszliśmy za
oddalającymi się krokami Snape’a, starając się iść jak najciszej.
- On idzie na
trzecie piętro – szepnął Harry, ale Ron uciszył go podniesieniem ręki.
- Czujecie
coś?
Po chwili
poczułam okropny zapach… Przypominał on stare skarpetki, których nikt już nie
prał od roku, a codziennie nosił.
Nagle
usłyszałam straszne powarkiwanie i tupot wielkich stóp. Rozglądałam się
dookoła, ale nic nie widziałam. Ron złapał mnie za rękę i pociągnął do cienia.
Po chwili, kiedy to coś wlazło w plamę księżycowego blasku, to prawie
krzyknęłam…
Miał on ze
dwanaście stóp wysokości, szarą, chropowatą skórę, a jego ciało przypominało
wielki głaz. Nie miało to włosów na głowie. Jego nogi były krótkie i wyglądały
jakby były to dwa owalne, szare pniaki. Jego zapach trudno było znieść, prawie
zwymiotowałam. W ręku trzymał wielką maczugę, którą wlókł za sobą, bo miał
takie długie ramiona.
Troll
zatrzymał się przy najbliższych drzwiach i zajrzał do środka. Wlazł powoli do
środka.
- Klucz jest w
zamku – wybełkotał Harry. – możemy go zamknąć.
- Dobry pomysł
– powiedział nerwowo Ron.
Chłopaki
zaczęli powoli podchodzić do drzwi, ale ja nie chciałam aby on szybko stamtąd
wyszedł. Złapałam klamkę, szybko trzasnęłam drzwiami i przekręciłam klucz.
- Tak trudno?
– zapytałam.
- Ty się go
nie boisz?! – zapytali się obaj na raz.
- Trochę tak,
ale jakbyście tak się wlekli, to trzy razy zdążył by stamtąd wyjść! Teraz idźmy
szukać dalej Her…
Skończyłam w
połowie słowa, bo usłyszałam wysoki, wystraszony wrzask zza drzwi, które przed
chwilką zamknęłam…
- Och, nie… -
wyjąkał Ron, który wyglądał jak kartka papieru.
- To była
łazienka dla dziewczyn! Wydyszał Harry.
- Hermiona! –
krzyknęli jednocześnie, kiedy ja już podchodziłam do drzwi, aby je jak
najszybciej otworzyć.
Hermiona
przywarła do ściany naprzeciw drzwi. Wyglądała jakby zaraz miała zemdleć, nie
dziwię się… Troll zbliżał się do niej, po drodze wyrywają krany.
- Trzeba go
skołować! – powiedział Harry, po czym chwycił jeden z kranów i cisnął nim w
ścianę. Ja w tym czasie zamieniłam się szybko w wilka i podbiegłam do Hermiony,
bo troll szedł już w stronę Harrego.
Wyczarowałam
parę tych zwierząt z mgły, aby
zdezorientować trolla. Zrobiłam to za pomocą mojej różdżki, więc kiedy przez
niego przenikały, to on to jakby odczuwał. Niestety po pewnym czasie zaczęły mu
się one nudzić i ponownie ruszył na Hermionę. Znowu zaczęliśmy robić kupę
hałasu…
Kiedy chłopaki
odstraszali trolla, to ja w tym czasie podbiegłam do Hermiony. Lecz zaraz po
tym jak chciałam ją jakoś „obudzić” chłopaki już potrzebowali pomocy.
Musiałam jakoś
im pomóc, bo troll zaraz by Rona tą maczugą zmiażdżył… Więc zamieniłam się
ponownie w wilka i ugryzłam go w nogę… Ten zaczął ryczeć z bólu i wściekłości.
Nie miałam już drogi ucieczki, widziałam krew tryskającą z jego nogi, oraz to,
że zaraz się na mnie tą maczugą zamachnie. Uderzył koło mnie, ale jako wilk
„podleciałam” do góry i chcąc zamienić się szybko w człowieka, uderzyłam w coś
głową i prawie zemdlałam… Leżałam tam i nie mogłam się ruszyć ze strachu.
Chciał znowu mnie uderzyć maczugą, ale Harry na niego skoczył. Ból głowy był
nie do wytrzymania… zemdlałam…
- Jak ci się
wydaje, nic jej się poważnego nie stało?
- Pani Pomfrey
mówiła, że do wieczora z tego wyjdzie… Leży już tutaj od wczoraj wieczora.
- Szkoda, że
wczoraj pani Pomfrey nie pozwoliła nam jej odwiedzić. Przynieślibyśmy jej
trochę jedzenia z uczty.
Nie
chciało mi się otwierać oczu, bo miałam taki ciekawy sen, ale usłyszałam, że
przyszło parę kolejnych osób. Dalej ich nie otwierałam, ale słuchałam co mówiły
te osoby.
- Jeszcze się
nie obudziła?
- Jeszcze nie…
- Auć, nie
wygląda najlepiej.
- Ciekawe jak
ty byś wyglądał po tym jakby troll górski prawie uderzył cię maczugą.
- Pewnie nie
za dobrze – powiedziałam i otworzyłam oczy. Osoby, które tu były się zaśmiały.
Było ich siedem, ale nie wszystkie uczestniczyły w rozmowie. Alex, Hermiona,
Betty, Fred, George, Harry i Ron.
- Jak się
czujesz? – zapytała się Alex.
- Dobrze… Co
się stało, nic nie pamiętam.
- Prawie
uderzył cię troll górski po tym jak uratowałaś mi życie – powiedział Ron. – Gdyby
się ty, to pewnie bym został zmiażdżony tą jego maczugą. Ugryzłaś mu nogę jako
wilk, a ten wtedy prawie cię trafił maczugą… Dzięki.
- Aha… Coś mi
świta, ale nie do końca pamiętam, co się wtedy wydarzyło…
- Chcesz coś
zjeść, pewnie jesteś głodna? – zapytał się George.
- Nie dzięki…
Od kiedy tu leżę? Która jest godzina?
- Jesteś tutaj
od wczoraj wieczora… Jest ósma rano. – powiedziała Betty.
- Mogę
lusterko? Chcę zobaczyć jak wyglądam…
- Może lepiej
nie… Jeszcze rany się nie zagoiły, poza tym pani Pomfrey musiała ci trochę… -
zaczął Fred.
- Musiała mi
co?
- Musiała ci
tak trochę… W jednym miejscu… Oczywiście zaraz to doda eliksirem…
- Co?!
- Zgolić ci
włosy… Miałaś lekką ranę w głowie, a ona musiała to opatrzyć i twoją głowę… Na
szczęście nic poważnego ci się nie stało tylko… Zobaczysz jak już pani Pomfrey
ci da wywar, aby włosy ci odrosły…
- Dobra niech
będzie… Kiedy mogę stąd wyjść?
- Wiesz… Pani
Pomfrey każe ci tu jeszcze siedzieć do wieczora. Lekarstwa muszą zacząć
działać, poza tym jesteś teraz na lekarstwach przeciwbólowych, później nie
będzie już tak różowo – powiedziała na jednym wydechu Hermiona. – Muszą ci się
wygoić te rany,
- Ale nie
zostawicie mnie? Posiedzicie tu jeszcze ze mną?
- Przykro mi,
ale… Ja, Hermiona, Harry i Ron musimy już iść, lekcje nam się już zaczynają –
powiedziała szybko Alex.
- Ja również –
powiedziała Betty. – Przykro mi.
- A wy? –
spojrzałam błagalnym wzrokiem na Freda i Georga.
- Zostaniemy
tu do dziesiątej, później też nam się lekcje zaczną…
- Ale uwierz
mi, że pięknie wyglądasz z rozwaloną głową – powiedział Fred, po czym mrugnął
do mnie i pokazał swoje białe zęby.
- Ha ha ha,
bardzo śmieszne jest się śmiać tak z poszkodowanej – powiedziałam, po czym
zaczęłam się śmiać.
Do dziesiątej
miałam fajnie, bo bliźniacy mnie rozśmieszali. Kiedy wyszli, to zaczęły się
nudy. Nie było nikogo na sali, więc nie miałam z kim rozmawiać. Pani Pomfrey o trzeciej
trzydzieści dała mi „lek” na porost włosów. Nie był on najgorszy. Po trzech
minutach odrosły mi włosy w miejscu, gdzie miałam do godziny trzeciej ranę…
Dziewczyny odwiedziły mnie znowu o czwartej. Byłam szczęśliwa, bo już o siódmej
będę mogła wyjść, a dziewczyny starały mi się cały czas dotrzymać towarzystwa.
- Mam do was
prośbę… Zanim pójdziemy na ucztę, to pójdziemy do dormitorium? Chciałam coś
zrobić, a mam nadzieję, że mi w tym pomożecie… Samej mi nie wyjdzie to tak
dobrze…
- Oczywiście!
– powiedziała od razu Hermiona.
- Dobra, a
teraz porozmawiajmy o… - przerwałam, bo akuratnie inni Gryfoni, czyli Dean i
Seamus, przyszli mnie odwiedzić.
- Cześć Laura,
jak się czujesz? – zapytał się na wstępie Dean.
- Dobrze, co
tam u was?
- Też spoko…
Kiedy wychodzisz?
- O siódmej,
albo siódmej trzydzieści – nie była to do końca prawda, po prostu jeszcze pójdę
z dziewczynami to zrobić…
- Fajnie, czyli
zdążysz na kolację? – zapytał się Seamus.
- Mam taką
nadzieję – powiedziałam, po czym się uśmiechnęłam. – Jak wam dzisiaj minęły
lekcje?
- Dobrze… Na
zaklęciach ćwiczyliśmy dalej Wingardium
Leviosa.
- To fajnie…
Rozmawialiśmy
tak jeszcze przez jakieś pół godziny, później chłopaki już poszli, więc z
dziewczynami zaczęłyśmy rozmawiać o moim „planie”. Na początku były do tego
sceptycznie nastawione, ale później zmieniły zdanie. Musiałam tylko na chwilę
wziąć nożyczki od pani Pomfrey, kiedyś je oddam…
- Ale jesteś
tego pewna? – zapytała się Hermiona już w dormitorium.
- Jestem
pewna. To… tnij – paroma ruchami Hermiona ścięła mi włosy do ramion. Później
jeszcze je trochę pocieniowała.
Podeszłam do
lustra pierwszy raz od wczoraj… Widziałam, że mam jeszcze parę ran na twarzy, a
raczej strupów. Moje włosy teraz sięgały mi mniej więcej do ramion. Byłam
zadowolona z efektu. Uśmiechnęłam się i przytuliłam przyjaciółki.
- Dziękuję.
Teraz idziemy na kolację?
- Tak, ciekawe
jak inni zareagują na twoją nową fryzurę… Swoją drogą, to dobrze, że robiłyśmy
to w łazience, można łatwo to posprzątać.
- Poczekacie
na mnie chwilę? Włosy mi wpadły pod bluzkę, chcę wziąć prysznic.
- Ok.
W nowej
fryzurze poszłam razem z dziewczynami na kolację. Sama nie wiem dlaczego
chciałam obciąć włosy... Na początku jak usiadłam, to nikt nie zauważył, że
obcięłam włosy, bo wszyscy się pytali jak się czuję itp…
- Chyba coś
zmieniłaś z włosami? Jakoś masz inaczej ułożone, czy coś – powiedział po chwili
George.
- Nie
zauważyłeś, że je obcięłam?
- No właśnie
George, nie zauważyłeś, że je obcięła? – powiedział Ron po chwili mało
przekonującym głosem, że to zauważył.
- Skoro
braciszku zauważyłeś, to dlaczego nie powiedziałeś?
- Bo… bo… Bo
ciekawiło mnie, czy wy też zobaczycie!
- Mhm, na
pewno! – bliźniacy powiedzieli chórem. – Już tak nie kłam Ronuś, bo jeszcze nos
ci się wydłuży.
- Chciałam się
was zapytać czy mi takie włosy pasują? – powiedziałam po chwili „ciszy”.
- Lepiej
wyglądałaś w długich, ale nie mnie oceniać.
- Pasują ci
takie włosy.
- Według mnie
nie jest źle, ale było lepiej.
- Ślicznie
wyglądasz.
- Tak lepiej.
-
Ja wolałem cię w długich włosach… znaczy się, ładniej wyglądałaś w długich…
- Lepiej w
długich…
Z tego
wywnioskowałam, że nie wiem czy mam zapuszczać, czy nie… Wolałam siebie chyba w
długich włosach, ale potrzebna była mi jakaś zmiana, te długie już mi się
trochę znudziły…
Po kolacji
szybko pobiegłyśmy do dormitorium, aby jeszcze porozmawiać. Cała nasza piątka
usiadła na jednym z łóżek (chyba Lavender) i zaczęłyśmy rozmawiać o wczorajszej
nocy. Lavender i Parvati sztucznie się pytały, jak się czuję, czy wszystko w
porządku, jak się czułam po spotkaniu z trollem, czy boję się, że zostaną mi
blizny… Można by tak wymieniać w nieskończoność…
Blizn się
akurat nie boję, ale ciekawi mnie co mama powie jak zobaczy mnie w krótkich
włosach… Do Bożego narodzenia jeszcze niecałe dwa miesiące, ale i tak pewnie
nie urosną za wiele.
Jedenasty rozdział. Trochę już się ich nazbierało w zapasie, ale i tak nie będę udostępniać speciali co sto. Jednak będzie co pięćset, więc jest szansa, że do końca tygodnia dostaniecie nowy rozdział. Następny na 1000... W specialu na 1000 przygotowałam również coś jeszcze... Tak bardzo potrafię tworzyć zdania xD
Chciałabym was poprosić o udostępnienie mojego bloga gdzieś dalej, bo dość mało osób mnie czyta... I tak dziękuję, że trochę was jest, bo wyświetlenia są... Mam nawet dwa z Łotwy, dwa z Bułgarii i cztery z Rosji (y).
Laura :D