poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rozdział X



Rok pierwszy
Dobra Zabawa

Obudziłam się zmęczona, spałam tylko dwie godziny. Dziewczyny już się szykowały do wyjścia na błonia, w końcu jest sobota. Była siódma rano, poszłam jeszcze spać, nie będę najwyżej na śniadaniu.
Śnił mi się koszmar. Był on o Hermionie i Alex. Obudziłam się i płakałam… znowu. Poszłam do łazienki, ogarnęłam się, ubrałam (był weekend, więc nie zakładałam szaty), po czym zeszłam do Pokoju Wspólnego. Na kanapie siedzieli bliźniacy. Widać było, że na mnie czekali.
- Cześć Laura – powiedzieli jednocześnie.
- Hejka chłopaki… Czekaliście na mnie?
- Tak – odpowiedział George.
- Słyszeliśmy, że chciałaś się nauczyć latać na miotle – powiedział Fred.
- Więc udało nam się namówić Wooda, aby pożyczył nam trzy miotły, idziemy na boisko do qiuddicha? Tam będzie najłatwiej.
- Oczywiście! Ale… mogę iść na śniadanie?
- Jest już pierwsza. Poczekajmy chwilę na obiad.
Poszliśmy do Wielkiej Sali. Były trzy osoby przy stole Ravenclowu i Hufflepuffu. Na stołach jeszcze nie było jedzenia, więc usiedliśmy i czekaliśmy. Chłopaki chcieli mnie rozśmieszyć, bo widać było, że nadal jestem smutna. Opowiadali żarty, wygłupiali się, ale ja nadal nie czułam się najlepiej. Czułam, że straciłam przyjaciółki na zawsze…

W drodze na boisko zobaczyłam je jak siedziały sobie nad jeziorem i rozmawiały. Zauważyły mnie, ale ja się wtedy odwróciłam. Udawałam, że się śmieję, chciałam aby były zazdrosne, sama nie wiem dlaczego.
- Z czego się śmiejesz? – zapytał George.
- Siedzą nad jeziorem. Chcę aby były zazdrosne.
Zaczęli coś pokazywać, śmiać się, i robić inne rzeczy, aby mi pomóc. Odwróciłam się i zobaczyłam, że nadal się patrzą w naszą stronę. Pomachałam im, po czym znowu wróciłam do rozmowy z bliźniakami (już nas nie widziały).
- Dobra, latałaś już kiedyś na miotle?
- W Pokoju Wspólnym widnieje ogłoszenie, że jutro będziemy mieć powtórkę z lekcji, tym na szczęście z Krukonami.
- No to wejdź na miotłę i się odepchnij do góry. Nie spadniesz, będę latał koło ciebie.
Odepchnęłam się do góry i „lewitowałam” parę stóp nad ziemią. Był to piękne uczucie. Fred latał już koło mnie na miotle.
- Dobra, teraz spróbuj przelecieć się trochę. George od dołu cię amortyzuje jakbyś spadła.
- Wielkie mi to pocieszenie – powiedziałam, po czym niepewnie przeleciałam mały kawałek. Było to piękne uczucie. Ale dlaczego mam ten lęk wysokości?!
- Nie jest źle! Ale rób to trochę pewniej!
- Łatwo ci tak mówić Fred! – przeleciałam się jeszcze kawałek, teraz trochę pewniej. Czułam, że to coś, co pokocham jak pokonam mój lęk.
- Dobra, zamiana George, teraz ty ją poucz, a ja będę amortyzować parę stóp pod nią.
- Okej, Laura! Teraz spróbuj wlecieć trochę wyżej i… - zaczął, ale tak to mi się podobało, że sama zaczęłam próbować latać… Nie szło mi to najlepiej, ale tu czułam się wolna… zupełnie tak samo jak pod postacią wilka…
- Nie tak szybko! Zaraz głupku spadniesz!
- Ale tutaj czuję się naprawdę wolna! – latałam coraz szybciej, aż nagle musiało pójść coś nie tak… musiałam spaść…

Obudziły mnie jakieś głosy. Czułam dziwny ból w ręce. Nie chciałam otwierać oczu, było mi tutaj tak dobrze. Łóżko było takie ciepłe i miękkie.
- Dobrze, że ją złapałeś Fred… dlaczego latała już tak wysoko. Pewnie teraz będzie miała uraz i już nie będzie chciała latać…
- Może nie… Za dużo jak na jeden dzień. Pójdźmy już. Nie chcę aby się obudziła.
Jakaś osoba złapała mnie za rękę. „Odwzajemniłam uścisk”.
- Obudziła się – usłyszałam głos jakiejś dziewczyny. Pewnie to była jej ręka.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą Freda, Georga… Alex i Hermionę… Byłam w Skrzydle Szpitalnym.
- Nic ci się nie stało? – zapytała się mnie Alex. Nie miałam zamiaru się do nich odzywać. Obróciłam się na prawy bok. Nawet mnie nie przeprosiły…
- Nie wiesz nawet jak się o ciebie martwiłyśmy, jak cię zobaczyłyśmy, kiedy chłopaki cię nieśli! – powiedziała Hermiona. - Bałyśmy się, że na serio coś sobie poważnego zrobiłaś!
Usłyszałam, że jeden z bliźniaków powiedział do drugiego: „Chodźmy już, niech porozmawiają same”. Nie chciałam z nimi rozmawiać. Najpierw tak mnie traktowały, a teraz myślą, że od tak im wybaczę.
- Przepraszam… przepraszamy! – powiedziała Alex płaczliwym głosem.
- Ja również przepraszam… nie powinnam mówić, że nie poświęcasz mi w ogóle czasu. Przecież ty tylko pomagałaś Seamusowi w nauce…
- Wiecie jak ja przez was płakałam… nie mogłam w nocy spać.
- Dlatego cię przepraszamy…
- Możecie zawołać Freda i Georga, chciałam się dowiedzieć co się stało, bo nic nie pamiętam…
- Jesteś na nas nadal zła?
- Może…
Bliźniacy opowiedzieli mi, że spadłam z miotły z wysokości jakichś 60 stóp. Oczywiście musiałam być taka tępa i latać tak wysoko… Mówili, że Fred mnie złapał. Już chyba nigdy nie polecę na miotle. Jutro powiem pani Hooch, że nie mam zamiaru teraz latać na miotle.
- I jak spadałaś… to tak trochę ręką uderzyłaś o słupek bramkowy i… no tak trochę ci się złamała, ale pani Pomfrey już z nią zrobiła co trzeba.
Już wiem skąd był ten taki dziwny przerywany ból w ręce. Kiedy spojrzałam na rękę, to zobaczyłam, że już wygląda normalnie.
- Kiedy będę mogła stąd wyjść?
- Za dwie godziny – powiedziała jakaś starsza kobieta w dziwnym stroju. To pewnie była Pani Pomfrey. – A teraz, masz tu lekarstwo – dała mi do buzi łyżkę jakiegoś dziwnego leku. Smakował on okropnie. Wymiotować mi się chciało.
- Czyli jesteś na nas zła, czy nie?
- Może trochę…
Nie chciało mi się z nimi rozmawiać. Na szczęście pani Pomfrey kazała wszystkim wyjść, mówiąc, że potrzebuję jeszcze odpoczynku przez te dwie godziny. Ręka jeszcze trochę mnie bolała, ale chyba się już zrastała.
- Tak właściwie, to w jakim miejscu mi się ta ręka złamała?
- Nadgarstek… Już powinien się kończyć zrastać, leżysz już tutaj cztery godziny.
Skoro tak długo już tutaj leżę, to ciekawe która jest już godzina… Zresztą zobaczę za dwie godziny jak wyjdę… Pozostało mi leżeć i czekać.
Wreszcie mogłam już wyjść. Pierwsze co zrobiłam, to podeszłam do lustra, aby przeczesać swoje włosy… zawsze noszę szczotkę w kieszeni, sama nie wiem dlaczego. Wyszłam ze Skrzydła Szpitalnego już trochę ogarnięta. Teraz pytanie gdzie ja jestem… Nigdy jeszcze tutaj nie byłam. Wydawało mnie się, że już kiedyś szłam tym korytarzem. Na zegarze zobaczyłam, że już jest ósma. Pewnie wszyscy są na kolacji. Szłam zgodnie z moją intuicją… na szczęście jest prawie zawsze dobra. Trafiłam do Wielkiej Sali po dwudziestu minutach. Usiadłam między Georgem, a Seamusem… nie chciałam jeszcze koło nich siadać. Jeszcze nie mogłabym…
- Już lepiej się czujesz? – zapytał się George.
- Tak, nadgarstek już nie boli.
- To dobrze. Podać ci coś?
- Jakbyś mógł to tego łososia…
- Przechodzisz na wegetarianizm? Już od tygodnia nie jesz mięsa…
- Nie mam po prostu ochoty na mięso.
- Jak chcesz…
Jedyne mięso na jakie miałam ochotę, to „białe”, z rosołu z kury… Ale w Hogwarcie nie ma rosołu… Może kiedyś będzie. Codziennie mamy coś innego na kolację, przynajmniej tak mnie się wydaje.
- Przejdziemy się gdzieś? – odwróciłam się i zobaczyłam Betty.
- Spoko, tylko jeszcze dojem do końca, ok?
- Ok.
Zjadłam szybko resztki ryby z ryżem i poszłam z Betty na dwór. Było jeszcze dosyć jasno, w końcu była dopiero dziewiąta. Nie rozmawiałyśmy za wiele, więc zaczęłam znowu wyczarowywać rękoma te mgiełki, które w dzieciństwie wyczarowywałam. Tym razem potrafiłam zrobić aby się poruszały. W ciemności wyglądały jak zorza polarna o niezwykłych kształtach zwierząt.
- Jak ty to robisz? – zapytała się po dłuższym milczeniu Betty.
- Po prostu. W dzieciństwie już je umiałam wyczarowywać, tylko wtedy się nie ruszały. Teraz przybierają takie śliczne kształty! Moim ulubionym są chyba zające… Spróbuj! – Betty próbowała parę razy, ale jej to nie wychodziło tak jak mi… Robiła takie same smugi jak ja w dzieciństwie, pewnie trzeba to „ćwiczyć”…
- Nie wychodzi mi… Jestem na to za głupia…
- Przestań tak mówić! Jesteś strasznie mądra! Ostatnio na historii magii profesor Binns cię chwalił!
Wyczarowałam jeszcze trochę takich zwierzątek. Kiedy dotykały mojej ręki, to po prostu znikały. Ciekawe co by się stało jakbym chciała je wyczarować różdżką… Może byłyby bardziej wyraźne, albo coś takiego…
- Słyszałam, że byłaś w Skrzydle Szpitalnym, co się stało?
- Fred i George chcieli nauczyć mnie latać… Tylko geniusz ja, od razu leciałam wysoko i spadłam z miotły. Fred mnie złapał, ale złamałam sobie nadgarstek, bo o ten jakiś tam słupek uderzyłam ręką… Wiesz, nie znam się na quidditchu.
- A no tak, przecież ty jesteś z rodziny mugoli.. Zapomniałam sobie.
- Spoko, nie dziwię się, że zapomniałaś, przecież nie znamy się długo. Idziemy gdzieś jeszcze, czy już wracamy?
- Może pójdziemy jeszcze nad jezioro?
- Okej. Swoją drogą, to po co chciałaś się ze mną przejść?
- Chciałam porozmawiać… ostatnio przyjaciółka mnie opuściła…
- Znam twój ból. Niby mnie dzisiaj przeprosiły ale… Jakoś tak nie mogę im wybaczyć. Płakałam przez nie cały czas…
Pochodziłyśmy jeszcze chwilkę i porozmawiałyśmy. Kiedy wróciłam do Pokoju Wspólnego, to zobaczyłam, że bliźniacy urządzili imprezę. Była już dziesiąta, więc pewnie profesor McGonagall przyjdzie jeśli będzie za głośno.
Na stolikach były najrozmaitsze soki, ciastka, ciasta i różne inne słodkości. Jedzenie nie tylko leżało na stolikach, bo również lewitowało na tackach. W gramofonie leciała dziwna muzyka. Wiele osób się bawiło i tańczyło. Ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Dean Thomas podszedł do mnie i poprosił mnie do tańca. Oczywiście się zgodziłam.
Z Deanem tańczyliśmy do dwóch piosenek. Później powiedziałam, że zaraz wracam, tylko się przebiorę w coś wygodniejszego. Oczywiście nie była to do końca prawda. Musiałam założyć sukienkę, bo w spodniach niezbyt wygodnie mi się tańczyło… Na szczęście wzięłam ze sobą dwie sukienki. Jedna niebieska, przed kolano, druga fioletowa, również przed kolano. Nie wiem jak je opisać, ale wzięłam niebieską, a właściwie miała ona kolor taki morski… Przeczesałam włosy i zrobiłam sobie jakąś dziwną fryzurę… Związałam to wszystko niebieską wstążką i poszłam tańczyć.
Zeszłam na dół, a tam już więcej osób tańczyło. Tylko Hermiona i Alex siedziały w książkach, oraz Neville „podpierał ścianę”. Nie chciałam aby Neville tak cały czas stał, więc złapałam go za rękę i zaciągnęłam do tańca. Pewnie wstydził się poprosić jakąś dziewczynę do tańca. Widziałam, że Parvati i Lavender również się przebrały w sukienki. Nie mogłam usiedzieć w miejscu, bo ktoś cały czas mnie prosił do tańca. Nie byłam w ogóle śpiąca, w końcu spałam do pierwszej, a później jeszcze leżałam w Skrzydle Szpitalnym. Głównie leciały szybkie piosenki, ale raz na jakiś czas były też wolne… Nawet nie wiem kto zmieniał płyty… Parę razy chłopaki prosili Alex i Hermionę do tańca, ale one zawsze odmawiały… Skoro wolą się uczyć, to droga wolna.
Tańczyliśmy do godziny trzeciej… Tańczyłam chyba z każdym chłopakiem z Gryffindoru, nawet parę chłopaków siódmej mnie poprosiło. Profesor McGonagall musiała coś usłyszeć i przyszła do nas. Zaczęła na nas krzyczeć, że co to ma być, że inni chcą spać itp… Hermiony i Alex już dawno nie było, pewnie spały. Ulotniły się koło północy. Po tej udanej zabawie poszłam się przebrać w pidżamę i spać. Nawet nie rozwiązywałam włosów. Może rano mi się jeszcze bardziej pofalują niż normalnie…


Chwilę po wypuszczeniu poprzedniego rozdziału :D Co prawda spóźniłam się o 4 wyświetlenia, ale szczegół ;) Pozdrowionka i życzę wytrwałości w czytaniu :P
aruaL 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz