niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział XII



Rok 1
Mecz Quidditch’a

Nadszedł mroźny listopad, cóż więcej mówić. Pierwszy śnieg już spadł, ale szybko stopniał i został tylko szron, a na jeziorze pojawił się lód. Wyglądało to pięknie. Chociaż Bożego Narodzenia nie spędzę w Hogwarcie, to i tak nie mogę się doczekać Świąt…
Ja, Harry, Ron i Hermiona, bardzo się zaprzyjaźniliśmy od czasu spotkania z trollem. Przyzwyczaiłam się do mojej nowej fryzury i nawet mnie się spodobała. Alex była czasami zazdrosna, że nie spędzamy już z nią tyle czasu, ale jakoś zrozumiała, że chłopaki to niedorajdy i musimy im pomagać z zadaniami domowymi.
Oczywiście Malfoy nie dawał mi spokoju, ale jakoś sobie z tym poradziłam… trochę pomogły mi w tym moje kły. Spokojnie, nie ugryzłam go, ja go tylko… lekko zastraszyłam. Oczywiście Pansy Parkinson broniła go mówiąc, że jestem wariatką. Dalej nie rozumiem o co im chodziło z tymi moimi oczami… Pewnie to było jakieś złudzenie optyczne, przez kąt światła jaki na mnie padał, albo coś takiego.
W dniu poprzedzającym pierwszy mecz Harrego ja, Ron, Hermiona i Harry wyszliśmy na dziedziniec, aby porozmawiać. Hermiona wyczarowała niebieski płomień, który zamknęliśmy w jakimś słoiku. Hermiona obiecała mi, że mnie nauczy jak wyczarować taki płomień… Najwyraźniej musiało mi gdzieś umknąć to zaklęcie w podręczniku.
Nagle zobaczyliśmy, że Snape kuśtyka przez dziedziniec. Stanęliśmy na tyle blisko, aby ukryć ten płomień, zapewne jest to zabronione. Już prawie doszedł do drzwi, ale nasze miny wydały mu się chyba zbyt podejrzane, więc do nas podszedł. Nie zobaczył na szczęście płomienia, ale wypatrzył książkę, którą Harry trzymał w ręce.
- Co tam masz, Potter?
Harry pokazał mu od razu książkę; był to Quidditch przez wieki.
- Książek z biblioteki nie wolno wynosić poza obręb szkoły; Daj mi ją. Gryffindor traci pięć punktów.
- Przed chwilą sam stworzył ten przepis – powiedział Harry ze złością, kiedy Snape był już poza zasięgiem naszego głosu. – Ciekawe co mu się stało w nogę.
- Nie wiem, ale mam nadzieję, że mu ostro dokucza – powiedział Ron mściwym tonem.
Wieczorem w salonie Gryffindoru było bardzo głośno. Wiele osób gadało, wygłupiało się. Inni mówili o jutrzejszym meczu, a jeszcze inni o jakichś głupotach. Razem z Harrym, Ronem i Hermioną siedziałam przy oknie. Hermiona sprawdzała chłopakom pracę domową z zaklęć, a ja dawałam im korki z transmutacji. Po chwili rozproszyli mnie Fred i George, więc podeszłam do nich.

- Możecie przestać? Próbujemy się uczyć!
- Nie umiemy się bawić, co? – powiedział kpiąco Fred.
- Wiadomo, przecież potrafimy tylko siedzieć w książkach, albo uczyć się transmutacji – tym razem powiedział to George.
- Ha ha ha, jesteście tacy zabawni! No po prostu boki zrywać. A teraz możecie nam nie przeszkadzać?
- Dobrze… królewno.
            Kiedy podeszłam znowu do okna, to zobaczyłam, że Harry gdzieś poszedł.
            - Gdzie jest Harry?
- Poszedł zapytać się Snape’a czy odda mu książkę – powiedział Ron. – Wątpię, aby mu to się udało… Ile dajecie mu punktów na dziesięć, że się uda?
- Osiem na dziesięć – powiedziała Hermiona z przekonaniem.
- Ja takie mocne dwa na dziesięć – powiedziałam.
- No to ja jeden, albo zero… Snape oddający coś jakiemuś Gryfonowi… Coś mnie się to nie widzi.
Nagle usłyszałam jakiś głos za plecami.
- Laura, chodź na chwilę – był to Dean.
- Tak?
- Nie mam pomysłu na wypisanie więcej zarejestrowanych animagów naszego wieku… Masz jakiś pomysł?
- Hmmm... Może ja i McGonagall?
- A no tak, zapomniałam, że ty też jesteś zarejestrowana. Dzięki…
- Spoko, zawsze służę pomocą.
Kiedy się odwróciłam, to zobaczyłam, że Harry szybko przechodzi przez dziurę. Od razu się zbliżyłam do całej trójki.
- Usłyszałem jak Snape mówił, że jak on mógł niby się upilnować przed trzema głowami na raz – zaczął nam opowiadać Harry szeptem. – Kiedy zajrzałem do środka, aby zapytać się czy mi odda książkę, to zobaczyłem, że jedną nogę ma zakrwawioną i poszarpaną. Filch nakładał mu bandaż. Chciałem szybko zamknąć jak najciszej drzwi, ale ten mnie zauważył. Opuścił szybko szatę i kazał mi wyjść.
- Czyli jej nie masz? – zapytał się Ron.
- Nie mam! Ale wiecie co to znaczy? Próbował przejść zakazanym korytarzem! Pamiętacie? To tam właśnie szedł, kiedy go widzieliśmy w Noc Duchów… On szukał tego, czego strzeże ten potwór! I stawiam moją różdżkę, że to on wpuścił do zamku trolla, żeby narobić zamieszania!
- Nie… tego by nie zrobił – Hermiona zrobiła wielkie oczy. – Wiem, że nie jest zbyt miły, ale przecież nie próbowałby ukraść czegoś, co tak zazdrośnie ukrywa Dumbledore.
- Bo ty jesteś przekonana, że wszyscy nauczyciele są święci – prychnął Ron. – Ja tam się zgadzam z Harrym. Nie mam za grosz zaufania co do tego Snape’a. Ale czego on szuka? Czego strzeże ten piekielny pies? Laura a ty, co o tym sądzisz?
- Sama nie wiem… Według mnie Snape może chciał tam coś jeszcze schować, albo coś takiego… Zresztą nie będę się wtrącać, bo później będzie, że moja wina.
Po chwili rozmowy rozeszliśmy się do swoich dormitoriów. Razem z Hermioną szybko się przebrałyśmy. Alex się na nas obraziła, ale za niedługo nam na pewno wybaczy… Zrozumie, że nadal ją lubimy. Proponowałyśmy jej, aby również z nami chodziła, ale upiera się, że nie będzie się wtrącać, oraz, że nie lubi Rona.
O jedenastej siedziałam już między Ronem, a Seamusem na trybunach. Siedzieliśmy w najwyższym rzędzie, aby wszystko dobrze widzieć. Pierwszy raz będę widzieć mecz quidditcha, już nie mogę się doczekać. Trochę wiem o co chodzi w tym sporcie, ale i tak nie widziałam nigdy praktyki…
Czekaliśmy aż mecz się rozpocznie, aby Harry mógł zobaczyć transparent który dla niego zrobiliśmy. Był on zrobiony z jednego z pogryzionych przez szczura Rona, Parszywka prześcieradeł, z napisem: POTTER NA PREZYDENTA. Dean bardzo ładnie umiał rysować, więc namalował pod spodem lwa, czyli godło Gryffindoru. Razem z Hermioną znalazłyśmy zaklęcie, które spowodowało, że lew i napis mienił się różnymi kolorami.
Pani Hooch stała na środku boiska i czekała na obie drużyny. Kiedy nasza drużyna wyszła na środek, to od razu zaczęliśmy wiwatować. Po chwili zobaczyłam, że Harry spojrzał się w naszą stronę i uśmiechnął. Pewnie sobaczył nasz transparent.
Po chwili pani Hooch dmuchnęła w gwizdek i wszyscy zawodnicy, oraz ona sama wznieśli się do góry na miotłach.  Lee Jordan od razu zaczął komentować mecz. Działo się to wszystko tak szybko, że po chwili już nie widziałam piłki którą grają. Nazywała się chyba kafel, ale nie jestem pewna.
Po pięciu minutach Angelina Johnson strzeliła gola Slytherinowi, dzięki czemu jest już dziesięć do zera dla Gryfonów. Po chwili usłyszeliśmy głos.
- Ruszajcie się! Śmiało!
- Hagrid! – krzyknął Ron.
Ścisnęliśmy się jak najbardziej, aby zrobić Hagridowi miejsce. Byliśmy tak ściśnięci, że ledwo dało się oddychać, więc zeszłam z ławki i usiadłam na barierce. Oczywiście tej z tyłu, aby nikomu nie zasłaniać.
- Patrzyłem z mojej chaty – rzekł Hagrid wskazując na swoją wielką lornetkę – ale to nie to, co być tutaj, w tłumie. Znicz się jeszcze nie pokazał, co?
- Nie – powiedział Ron. – Na razie Harry nie ma wiele do roboty.
- Unika kłopotów, bardzo dobrze – powiedział Hagrid. Podnosząc lornetkę do oczu i wpatrując się w plamkę na niebie.
Po chwili Harry zobaczył znicza… Razem z szukającym Slytherinu lecieli ramię w ramię. Wszyscy ścigający zawiści w powietrzu zapominając co maja robić.
Harry był szybszy od tego Ślizgona, ale Marcus Flint, kapitan Slytherinu zablokował tak Harrego, że ten prawie spadł z miotły. Wszyscy krzyczeliśmy: „Faul”, a pani Hooch zarządziła wolny rzut dla Gryfonów.
- Usunąć go z boiska! – krzyczał Dean. – Czerwona kartka!
- O czym ty mówisz? – zdziwił się Ron.
- Czerwona kartka! W piłce nożnej pokazują ci czerwoną kartkę i musisz zejść z boiska!
- Ale to nie jest piłka nożna – przypomniał mu Ron. Jednak ja i Hagrid popieraliśmy go.
- Powinni zmienić przepisy – zaczęłam. – Flint mógł zepchnąć Harrego z miotły.
- Racja – przytaknął Hagrid.
- Nie mam pojęcia, co ten Harry wyprawia – powiedział po piętnastu minutach Hagrid. – Gdybym go nie znał, to bym powiedział, że stracił panowanie nad miotłą.. ale przecież on nie może…
Po chwili zobaczyłam co się dzieje. Wstałam, aby lepiej go widzieć, ale zapomniałam, że siedziałam na barierce, upadłam na Seamusa. Przeprosiłam go i stanęłam tak, że prawie spadałam do przodu. Jego miotła zaczęła wywijać koziołki, a on ledwo się na niej trzymał. Przez to, co się stało w późniejszych chwilach, prawie przestałam oddychać. Miotła Harrego gwałtownie podskoczyła, stanęła dęba, a Harry zsunął się z niej i zawisł na kiju, trzymając się go tylko jedną ręką.
- Może coś się stało, kiedy go Flint przyblokował? – szepnął Seamus.
- To niemożliwe – powiedział Hagrid roztrzęsionym głosem. – Miotle nic nie może zaszkodzić… oprócz czarnej magii… Żaden dzieciak nie mógłby uszkodzić Nimbusa Dwa Tysiące.
Hermiona od razu spojrzała w lornetkę Hagrida. O dziwo nie przyglądała się Harremu, a patrzyła na tłum. Ruszała głową tak, jakby czytała książkę; od lewej, do prawej…
- Co ty robisz? – jęknął Ron.
- Wiedziałam – wydyszała. – Snape… zobaczcie.
Ron chwycił lornetkę. Popatrzył chwilę na trybuny, po czym dał mi ją. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, w to, co zobaczyłam. Snape stał pośrodku trybun naprzeciw nam. Jego oczy były cały czas utkwione w Harrym, oraz ciągle coś mamrotał.
- On coś robi… czaruję miotłę – powiedziałam wystraszona.
- To co robimy? – Zapytał się wystraszony Ron.
- Zostawcie to mnie.
Po paru sekundach już nie było widać Hermiony. Podałam lornetkę znowu Ronowi, aby ten popatrzył na Harrego. Ja sama zbyt się bałam, że spadnie z miotły, więc patrzyłam na to „bez przybliżenia”. Fred i George próbowali zdjąć Harrego, na jedną ze swoich mioteł, ale bezskutecznie; kiedy tylko próbowali, to miotła jeszcze wyżej podskakiwała. Krążyli więc pod nim, mając nadzieję że złapią go jeśli spadnie…
Po chwili, kiedy spojrzałam na punktację, to zobaczyłam, że Slytherin ma już czterdzieści punktów przewagi. Nikt się tym nie przejmował, wszyscy byli wpatrzeni tylko w Harrego.
- Hermiono, zrób coś – szepnął Ron.
Siedzieliśmy i czekaliśmy. Bałam się, że Harremu się coś stanie. Neville siedział skulony, nie chciał na to patrzeć. Dwa rzędy pod nami siedziała Alex, widać było, że też jest przerażona.
Minęło z pięć minut od odejścia Hermiony. Nagle Harry znowu znalazł się na swojej miotle. Zachowywała się już normalnie. Wzięłam szybko lornetkę od Rona i zauważyłam, że szata Snape’a się pali tym niebieskim płomieniem.
- Neville, możesz już patrzyć! – krzyknął Ron.
Harry szybował już w dół. Zakrywał usta ręką, jakby miał zwymiotować. Wylądował na czworaka. Kaszlnął parę razy i…
- Mam znicz! – zaczął krzyczeć, wymachując malutką złotą piłeczką nad głową.
Gryffindor wygrał stu siedemdziesięcioma punktami do sześćdziesięciu. Wszyscy wiwatowali. Musiałam spróbować to zrobić i… udało mnie się. Z różdżki, całą moją mocą wyczarowałam wielkiego lwa, który mienił się kolorami. Była to oczywiście ta mgła, ale nie dość, że biegał i się poruszał, to na dodatek potrafił ryczeć. Po chwili zobaczyłam, że każdy się rozgląda kto wyczarował tego lwa, więc wyczarowałam dodatkowo węża. Zrobiłam tak, aby lew zjadł tego węża. Śmiesznie to wyglądało. Lew podleciał do Harrego i reszty drużyny, okrążył ich parę razy, zaryczał i zniknął. Magia jest wspaniała…
- To był Snape – Ron wyjaśniał Harremu, jak to się stało, że omal nie spadł z miotły. Byliśmy u Hagrida. – Hermiona go zobaczyła. Czarował twoją miotłę, nie spuszczał z ciebie wzroku.
- Bzdury – rzekł Hagrid. – Niby dlaczego miałby to robić?
Razem z Harrym, Ronem i Hermioną wymieniliśmy spojrzenia. Nie byliśmy pewni czy powiedzieć o tym Hagridowi…
- Czegoś się dowiedziałem – powiedział Harry. – W Noc Duchów  próbował przejść koło psa o trzech głowach. Potwór go ugryzł. Sądzimy, że chciał ukraść to, czego strzeże pies.
Hagrid wypuścił z rąk dzbanek.
- Skąd wiecie o Puszku? – zapytał.
- O puszku? – zapytaliśmy się w tym samym czasie.
- No tak… to mój pies… kupiłem go od jednego Greka… w pubie, w zeszłym roku… pożyczyłem go Dumbledore’owi, żeby pilnował…
- Czego? – zapytał Harry.
-No… co to, to nie, więcej wam nic nie powiem, nawet nie pytajcie – rzekł Hagrid, który wydawał się już troszkę podenerwowany. – To ściśle tajne, ot co.
- Ale Snape próbował to wykraść.
- Bzdura. Snape jest nauczycielem w Hogwarcie, nigdy by czegoś takiego nie zrobił.
- Więc dlaczego próbował zabić Harry’ego? – zawołała Hermiona. Po wydarzeniach z dzisiejszego meczu zmieniła zdanie o Snapie… – W końcu potrafię poznać, czy ktoś rzuca zły urok, jak to zobaczę. Trzeba mieć stały kontakt wzrokowy, a Snape ani razu nie mrugnął okiem, sama widziałam!
- A ja wam mówię, że się mylicie! Nie mam pojęcia dlaczego miotła Harry’ego zachowywała się tak dziko, ale Snape by nie zabił ucznia! A teraz posłuchajcie mnie, cała czwórka! Grzebiecie w sprawach, które was nie dotyczą. To niebezpieczne. Zapomnijcie o tym psie, zapomnijcie o tym, czego on strzeże. To jest sprawa między profesorem Dumbledore’em, a Nicolasem Flamelem..
- Aha! – krzyknął Harry. – A więc w to jest zamieszany jakiś Nicolas Flamel, tak?
Hagrid miał taką minę, jakby był zły sam na siebie. Ciekawe kto to jest, ten Flamel…


Muszę wam przyznać, że ten rozdział pisałam wyjątkowo długo; 4 dni, co jest u mnie rzadkością, aby tak długo pisać... Nie jestem z niego zbytnio zadowolona, ale nie miałam czasu, aby już go zmieniać.
Pozdrowionka,
Laura ;** 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz