wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział XIII



Rok 1
Zimowe Szaleństwa

Końcówka listopada, a śnieg po kolana… Jezioro było zamarznięte. Śnieżyce były straszne, ale to tylko poprawiało jakość zabawy. Po szaleństwie fajnie było usiąść sobie w pokoju wspólnym koło kominka… Bliźniacy nie wiadomo skąd, zawsze mieli gorącą czekoladę, którą rozdawali często zziębniętym Gryfonom. Pewnie jakoś to z kuchni wytrzasnęli, ale jak się do niej dostać?
Parę razy poszłam z Fredem i Georgem na jezioro, aby sobie pojeździć na lodzie, ale zawsze Hagrid mówił, abyśmy szybko zeszli, bo możemy wpaść.
- Hej Fred, chodź tutaj do mnie, tu jest grubszy lód!
- Spoko, ale się nie wywróć!
- Co?! – dowiedziałam się po chwili co. Fred złapał mnie za ręce i zaczęliśmy się kręcić na lodzie.
Oczywiście musieliśmy się wywrócić. On pierwszy, a później ja na niego. Strasznie się z tego śmialiśmy, ale był problem jak wstać, bo co próbowaliśmy, to się wywracaliśmy. George stał na brzegu, patrzył na nas i się śmiał. On również jeździł na lodzie, ale kiedy zobaczył co robimy, to pomyślał, aby zejść i się z nas ponabijać… Zresztą Fred by zapewne zrobił to samo, jakbym się tak kręciła z Georgem. Nie pomógł nam.
W końcu pomyślałam, aby zamienić się w wilka, ale to był głupi pomysł. Łapy ślizgały mnie się po lodzie, z czego Fred się tak śmiał, że aż się położył na lodzie. Ledwo dotarłam do brzegu, ale udało mnie się. Jednak nie był to taki zły pomysł…
- I co teraz? Pomóc ci wstać? – powiedziałam sarkastycznym głosem. – A może tutaj zostaniesz?
- Sam sobie poradzę… George pomóż mi wstać – prawie płakałam ze śmiechu.
To była świetna zabawa. „Jeździliśmy” tak przez jeszcze jakąś godzinę, ale później zobaczyliśmy, że profesor Sprout gdzieś idzie, więc jak najszybciej zeszliśmy z jeziora i zaczęliśmy udawać, że siedzieliśmy na brzegu i rozmawiamy.
Teraz urządziliśmy sobie bitwę na śnieżki. W pierwszej drużynie: ja, Harry, Fred i George, a w drugiej Lee, Ron, Hermiona i Alex. Alex wybaczyła już mnie i Hermionie to, że nie spędzamy z nią tak dużo czasu, jak kiedyś. Zrozumiała, że nadal jest naszą przyjaciółką.
Wiadomo, że można było używać zaklęć. Fred, George i Lee znali już więcej zaklęć, więc mieli łatwiej. Na szczęście bliźniacy byli w mojej drużynie. Rzucaliśmy najróżniejsze zaklęcia, oraz po prostu rzucaliśmy. Razem z moją drużyną wpadliśmy na taki pomysł, aby zrobić wielką kulę śniegu, a później ją przenieść zaklęciem Wingardium Leviosa na przeciwną drużynę. Dzięki temu pomysłowi wygraliśmy bitwę.
Zziębnięci wróciliśmy do naszego dormitorium. Bliźniacy po drodze się rozłączyli, a kiedy już wrócili do dormitorium, to nieśli na tackach osiem kubków gorącej czekolady. Usiedliśmy wszyscy przy kominku, aby się ogrzać. Było bardzo fajnie. Opowiadaliśmy sobie o swoich rodzinach, planach na ferie i różnych nadprogramowych zaklęciach…

- A ty Laura, z jakiej rodziny pochodzisz?
- Moi rodzice są mugolami… Ale chyba i tak mi nieźle idzie, co? – zapytałam się, po czym uśmiechnęłam.
- Nieźle to mało powiedziane… A ty Alex?
- Moja mama jest czarownicą, a tata mugolem… Wszystkim już zadano to pytanie? – każdy przytaknął…
Rozmowy jak rozmowy, toczyły się jeszcze jakąś godzinę. Fred i George musieli jeszcze dwa razy iść po gorącą czekoladę, bo się nam tak szybko kończyła. Przynosili od razu jakieś herbatniki, biszkopty, ciasta i wiele więcej.
Do wieczora była bardzo przyjemna atmosfera. Niestety, ale musieliśmy koło godziny szóstej skończyć, ponieważ była niedziela, a większość z nas nie miało napisanych wypracowań. Siedzieliśmy pod kocami, które przyniosłam razem z Hermioną z góry. Podczas naszych rozmów przyłączyło się do nas parę osób. Między innymi Seamus, Dean i Neville.
Niestety, miałam aż dwa wypracowania do napisania. Z eliksirów, oraz z historii magii. W tym drugim Hermiona mi pomogła, bo na ostatniej lekcji odsypiałam nieprzespaną noc (nie mogłam spać, więc razem z chłopakami poszłam nad jezioro sobie trochę pojeździć). Dobrze mieć taką przyjaciółkę…
Następnego dnia byłam trochę znudzona na lekcjach. Czekałam na ich koniec, bo razem z przyjaciółkami miałyśmy lepić bałwany. Każda miała do dyspozycji różdżkę, rzeczy które znajdzie na dworze i własną fantazję! Alex zrobiła ze śniegu kota, który mrugał oczami, Hermiona zrobiła człowieka, który ruszał ustami i coś niby mówił, a ja…
Ja zrobiłam ducha, przed którym siedział zielony labrador z mgły. Pies ten szczekał, ganiał za swoim ogonem, chodził dookoła swojego „właściciela” (który też się poruszał), oraz ogólnie, zachowywał się jak pies.
Zabawa była przednia, bo później Harry i Ron do nas dołączyli (z czego Alex nie była zbytnio zadowolona) i razem z nami starali się jakoś kreatywnie zbudować zamek ze śniegu i lodu. Niby nam to się udało, ale oczywiście już dawno nie miałam przyjemności spotkać Malfoya…
- Patrzcie kogo tu ja widzę – powiedział do swoich goryli. – Słynny pan Potter, zdrajca krwi, dwie szlamy i jakiś random… No, no, no… Widzę, że robicie nowy dom dla Weasleyów, uważam, że i tak za duży…
Ron od razu chciał się na niego rzucić.
- Ron! – złapałam go za rękaw szaty. – On nie jest tego wart. Powiedziałabym jakąś ciekawą uwagę co do Dracona, ale niestety… jest blondynem, więc i tak nic nie zrozumie…
- Czasami warto ugryźć się w język ty wstrętna szlamo!
- Nie zdziwiłabym się, jakby przy porodzie twoi rodzice dali ci takie imię, bo myśleli, że jesteś dziewczyną… No cóż Malfoy, musisz przyznać, że masz damskie imię…
- I tak nie jesteś warta mojej uwagi. Masz brudną krew, tak samo jak Granger! Nie powiłyście zostać przyjęte do Hogwartu, przecież i tak wam to się nie przyda w prawdziwym życiu… Skoro chcecie się dalej oszukiwać, że znajdziecie mężów czarodziejów…
Teraz już przegiął… Sama nie wiem, ale wzbudziła się we mnie taka wściekłość, że musiałam to zrobić. Wzięłam moją różdżkę w dłoń i przystawiłam ją do podbródka Malfoya. Nie przyszło mi do głowy nawet jakiego zaklęcia mam użyć. Uczyliśmy się tylko dwóch w obronie własnej, ale w ataku… nic. Sama przeczytałam o pewnym zaklęciu, ale nigdy go wcześniej nie próbowałam.
- Laura nie rób tego… - powiedział Harry. – Ten śmieć poskarży się Snape’owi i odejmą Gryffindorowi punkty.
Odłożyłam różdżkę od jego gardła i się odwróciłam. Miałam ochotę go uderzyć, jednak się powstrzymałam. Widać było, że on tak łatwo nie odpuści, więc wyczarowałam wielkiego psa z mgły… Ten zaczął szczekać i warczeć na Malfoya.
- Przecież ten pies, to tylko mgła. Nie potrafi mnie nawet ugryźć… prawda?
- Jak chcesz, to się przekonaj – powiedziałam to, po czym zaczęłam głaskać psa. Można było delikatnie wyczuć go, ale na pewno nie mógł zrobić Malfoyowi żadnej krzywdy.
- Crabbe, Goyle… Idziemy stąd! Ta ekipa nie jest warta naszej uwagi – powiedział to, po czym jak najprędzej stąd wyszedł.
Pies zaczął z ciekawością się nam przyglądać.
- To coś – zaczął Ron wskazując na psa – mogłoby zrobić mu krzywdę?
- Wątpię… Jak chcesz, to go pogłaszcz, poczujesz tylko takie dziwne uczucie, nic więcej…
- Tak w ogóle, to jak ty to robisz?
- W dzieciństwie się nauczyłam. Kiedyś to były smugi, później zwierzęta, ale się nie poruszały, niedawno zwierzęta które się poruszały, a teraz potrafią nawet wydawać odgłosy. Nie rozumiem do końca magii…
- Może wymyślisz jakieś zaklęcie z tym?
- Pewnie już takie istnieje…
Reszta popołudnia minęła nam bardzo miło. Pożartowaliśmy trochę, zrobiliśmy aniołki na śniegu i ogólnie się nieźle bawiliśmy. Niestety teraz jest ta gorsza połowa, czyli pisanie kolejnych wypracowań… Na szczęście mieliśmy tylko z transmutacji, ale i tak nie było tak źle. Z tematu ów wypracowania nie rozumiałam za wiele, ale i tak udało mnie się napisać. Nie było tak długie jak zazwyczaj (trzynaście cali), ponieważ miało ono dziesięć cali. Hermiona oczywiście napisała na piętnaście, Harry osiem, a Ron sześć i pół.
Była już godzina dwudziesta, ale razem z Harrym, Ronem i Hermioną poszliśmy do biblioteki. Ostatnio bardzo dużo spędzamy tam czasu, tylko wczoraj tego nie zrobiliśmy. Jak zwykle szukaliśmy czegoś o tym Flamelu…
Po pewnym czasie znudziło mnie się szukanie, więc postanowiłam znaleźć jakąś ciekawą książkę o transmutacji, aby umilić sobie czas. Jedna szczególnie zwróciła moją uwagę… Wszystkie sekrety transmutacji dzieła… Muszę to przeczytać… Jasmine Flonderwoarld była autorką tego dzieła. Poszłam z książką do pani Pince, aby mi ją wypożyczyła. Niechętnie mi ją dała, ponieważ był to jedyny egzemplarz w tej bibliotece.
- Jeżeli znajdę chociaż jedną plamkę! Będzie miała panna spore kłopoty!
- Tak, tak… Stara jędzo… - dodałam, kiedy już nie było jej w zasięgu mojego głosu.
- Co tam masz Laura? – zapytała się Hermiona, kiedy tylko mnie zobaczyła.
- Wypożyczyłam sobie książkę… Jakbym nie mogła znowu zasnąć.
- Pewnie o transmutacji, co? – powiedział od razu Ron. Zarumieniłam się…
- Dlaczego wy mnie tak dobrze znacie?!
- Hmm… Może dlatego, że jesteśmy twoimi przyjaciółmi? – powiedział Harry.
- A może dlatego, że jarasz się transmutacją jak piroman ogniem? – dodała Hermiona.
- A może dlatego…
- Starczy! Rozumiem, ok?
- Dlaczego od razu wyskakujesz z nerwami? Przecież staramy się być mili…
- Mhm… Z naciskiem na staramy, Ronaldzie.
- Jesteś taka zabawna…
Szukaliśmy informacji o Flamelu przez około godzinę. Nic nie znaleźliśmy. Pani Pinns wywaliła nas z biblioteki, bo „za długo siedzieliśmy w niej”. Ona jest strasznie dziwna…
Rano obudziłam się pełna energii. Na szczęście udało mnie się zasnąć, więc wyspana poszłam razem z Hermioną i Alex na śniadanie. Tam spotkałyśmy przy stole Harry’ego i Rona jedzących tosty. Usiadłam między Hermioną, a Ronem. Nalałam sobie mleka do miski i wzięłam najbliższe płatki. Po śniadaniu poszliśmy na lekcje…
Ponieważ każdy zdał już drugi temat na transmutacji, zaczęliśmy coś trudniejszego.
- Ten temat miał zostać poruszony po świętach – zaczęła McGonagall. - Jednak tak szybko poszedł wam ten, że nie widzę przeciwwskazań, aby zacząć go już teraz. Będziemy zamieniać ciała martwe w żyjące stworzenia. Zaczniemy od czegoś prostego, czyli bezkręgowca.
 Profesor McGonagall zaczęła nam dyktować nowe formuły. Było również nowe zaklęcie. Każdemu dała po małym skrawku materiału i kazała zamienić go w żuka. Każdy machał różdżką, wymawiał formułę, ale nikomu to nie wychodziło. Ja również miałam z tym problem, ponieważ to tak, jakby ktoś chciał dać czemuś życie. W końcu zamieniamy materiał w żywe stworzenie.
Pod koniec lekcji udało mnie się zamienić materiał w żuka. Profesor McGonagall ucieszyła się, że chociaż jednej osobie się udało. Była lekko zdziwiona, że nie udało mnie się od razu zamienić, w końcu za pierwszym razem stałam się animagiem. Hermiona była załamana, ponieważ jej się nie udało…
- Hermiona nie martw się, nie każdemu od razu się udaje.
- Ale tobie zawsze!
- Pamiętaj, że ja jestem tylko dobra z transmutacji…
- Transmutacji, zaklęć, obrony przed czarną magią i eliksirów!
- A ty jesteś dobra ze wszystkiego! Pamiętaj o tym, że jedna lekcja nie robi wielkiej różnicy! Na następnej na pewno ci się uda…
Po tej małej kłótni poszliśmy na resztę lekcji. Dzień upłynął miło, a Hermiona już nie była taka zła i załamana. Wieczorem pogrążyłam się w nowej lekturze…


Wczoraj nie miałam jak wstawić rozdziału na 500 wyświetleń, za co przepraszam. Nie patrzyłam na to ile mam wyświetleń, tylko trochę na pianinie poćwiczyłam, oraz zrobiłam sobie małą przerwę w pisaniu. Następny special pojawi się na 1000 wyświetleń. Będzie to rozdział + mały dodatek, ale to już niedługo...
Ogólnie to bardzo chciałabym was poprosić o jakąś aktywność na tym blogu, abyśmy razem tworzyli tego bloga. Chciałabym, abyście napisali jakiś komentarz, udostępnili, lub zaczęli mnie obserwować na Google+. Po prostu chciałabym wiedzieć ile was jest, nic więcej. Jeżeli nie macie takich możliwości, to i tak widzę (mniej, więcej) ile was jest poprzez wyświetlenia.
Buziaki,
Laura 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz