czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział XI



Rok pierwszy
Noc Duchów

Od mojego przybycia do Hogwartu minęły już równe dwa miesiące. Na zajęciach uczyliśmy się coraz trudniejszych i fajnieszych rzeczy. Z Hermioną i Alex pogodziłam się dwa tygodnie po moim „wypadku” i imprezie. Cieszyłam się, że wreszcie odzyskałam przyjaciółki. Jakoś wcześniej nie mogłam im wybaczyć.
W dzień poprzedzający Noc Duchów (coś a’la nasze mugolskiej Halloween) obudził mnie zapach pieczonej dyni, który rozchodził się po korytarzach. Nie przepadałam nigdy za dynią, ale ten zapach był nieziemsko piękny. Wstałam i zrobiłam to co zwykle, czyli umyłam twarz, rozczesałam włosy i się ubrałam. Zeszłam z przyjaciółkami na dół i poszłyśmy na śniadanie.
Na zaklęciach, profesor Flitwick oznajmił nam, że: „jesteśmy już gotowi do tego, aby na nasz rozkaz latały różne przedmioty”. Podzielił nas na pary, ja byłam z Deanem, Alex z Nevillem, a Hermiona… z Ronem, do którego dalej się nie odzywała.
- Proszę nie zapominać o tym lekkim ruchu nadgarstka, który tak długo ćwiczyliśmy! – krzyknął profesor Flitwick. – Smagnąć i poderwać, pamiętajcie, smagnąć i poderwać! I wypowiadajcie zaklęcie bardzo dokładnie, to bardzo ważne… Nie zapominajcie o czarodzieju Baruffio, który źle wypowiedział spółgłoskę i znalazł się na podłodze, przygnieciony bawołem.
Mieliśmy „smagnąć i poderwać” piórko, które miało znaleźć się koło sufitu. Próbowałam parę razy, tak na oko z sześć i w końcu się udało… Właściwie tak nie do końca się udało, bo podniosłam książkę, na której stał Flitwick. Kiedy się zorientowałam, to szybko opuściłam książkę znowu na ziemię i przeprosiłam Flitwicka.
- Nic się nie stało, ale następnym razem bardziej się koncentruj na piórku. I tak bardzo dobrze, bo udało ci się unieść przedmiot o wiele cięższy niż piórko. Pięć punktów dla Grryfindoru!
Do końca lekcji pomagałam Deanowi „wylewitować” jego piórko. Seamus oczywiście podpalił piórko, a Hermionie się udało. Alex też prawie się udało, ale to chyba był podmuch wiatru… Na koniec znowu wymówiłam to zaklęcie – „Wingardium Leviosa”, aby podnieść coś innego do góry. Chciałam spróbować podnieść ławkę i niestety… udało się. Profesor Flitwick był trochę zły, bo rozbiłam mu słoik z atramentem, ale na szczęście nie odjął mi punktów. Dean chciał, abym mu pomogła się tego nauczyć. Powiedziałam mu, że później, ale kiedy wyszłam z sali, to nigdzie nie widziałam ani Hermiony, ani Alex. Szukałam ich, ale nie mogłam znaleźć, więc poszłam na kolejną lekcję.
- Płacze w łazience – powiedziała mi Alex na historii magii. – Ron powiedział, że jest koszmarna. Nie chce teraz z niej wyjść. Może ty ją przekonasz.
- Dobra, pójdę po lekcji. Mamy problem, bo na historii magii tylko ona słuchała.
- Trudno, później od kogoś odpiszemy.
Lekcja się dłużyła w nieskończoność. Profesor Binns opowiadał tak nudno, że aż świerszcze i muchy zasypiały. Więc kiedy wreszcie skończyła się ta lekcja, to każdy był szczęśliwy. Niektórzy musieli najpierw się obudzić, ale to taki mały szczegół.
- Hermiona – powiedziałam jak już byłam w łazience dla dziewczyn. – Coś się stało?
- Nie wchodź tutaj! – powiedziała płaczliwym głosem, u niej to rzadkość. – możesz pójść, nic się nie stało.
- Słyszę przecież, że coś się stało. Proszę cię, wyjdź i mi powiedz.
- Nie chcę! Nie słyszysz, że nic się nie stało! Idź na lekcję, bo się spóźnisz…
- Dobrze pójdę… Proszę cię, nie smuć się, to idiota.
- Idź sobie!
Wyszłam załamana. Widać było, że jest jej przykro. Nie chciałam nic mu mówić, bo i tak by to olał. Powiedział, że to nie jego wina czy coś w ten deseń. Poszłam na kolejną lekcję…
Minęły już wszystkie lekcje, a Hermiony nadal nigdzie nie było. Zaraz miała być uczta. Poszłam razem z Alex do Wielkiej Sali. Hermiona pewnie już wyszła z tej łazienki i jest już w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Ciekawe czy Wielka Sala zostanie jakoś udekorowana na Noc Duchów…
Nie myliłam się. Ze ścian i z sufitu zwisały żywe nietoperze. Wiele nietoperzy również latało nad stołami. Tym razem zamiast po prostu lewitujących świec, były lewitujące świece w dyniach. Usiadłam między Alex, a Fredem. Po chwili czekania pojawiło się jedzenie w złotych półmiskach, tak samo jak podczas bankietu powitalnego.
- Hej Laura, podać ci coś – powiedział Fred.
- Nalałbyś mi trochę soku z dyni? Zawsze chciałam go spróbować, ale jakoś byłam pewna, że mi nie zasmakuje. Skoro inni piją, to dlaczego ja też nie miałabym spróbować?
Właśnie zaczęłam jeść rybę z frytkami, ale na salę wbiegł profesor Quirrell, w przekrzywionym turbanie i z wystraszoną miną. Wszyscy się zaczęli na niego patrzeć i przestali rozmawiać. Quirrell podbiegł do krzesła dyrektora Dumbledore’a, oparł się o stół i wysapał:
- Troll… w lochach… uznałem, że powinien pan wiedzieć.
Wybuchło zamieszanie. Wszyscy zaczęli krzyczeć i próbować uciekać. Ja od razu wstałam. Profesor Dumbledore parę razy wstrzelił purpurowe rakiety, aby uciszyć wszystkich. Zatrzymałam się w tak idiotycznym miejscu, że się wywróciłam, Dean pomógł mi wstać.
- Prefekci! – krzyknął Dumbledore. – Natychmiast zaprowadzić swoje domy do dormitoriów!
Percy był zadowolony, że wreszcie mógł „porozkazywać” nam.
- Za mną! Pierwszoroczni, trzymać się razem! Nie musicie się bać trolli, jeśli będziecie wypełniać moje polecenia! Teraz trzymać się już za mną. Przejście, najpierw wychodzą pierwszoroczni! Przepraszam, jestem prefektem!
Kiedy wchodziliśmy już po schodach, to usłyszałam głos Harrego:
- Pomyślałem sobie o… Hermionie.
- Że co? – powiedział tym razem Ron.
- Ona nic nie wie o trollu.
- No dobra… Ale lepiej niech Percy nas nie zauważy.
Właśnie Hermiona… zapomniałam o niej przez tego trolla. Muszę ją znaleźć, a skoro chłopaki idą, to ja też pójdę z nimi.
- Hej Harry, Ron! – szepnęłam do nich.
- Co, Laura! Idź dalej do naszej grupy – powiedział Ron, kiedy szliśmy już za Puchonami.
- Idziecie znaleźć moją przyjaciółkę! Idę z wami!
- Dobra, ale bądź cicho… – w tym momencie usłyszałam jakieś kroki. Od razu schowaliśmy się za posągiem kamiennego gryfa. Był to Snape.
- Co on robi? – szepnął Harry. – Dlaczego nie jest w lochach razem z innymi nauczycielami?
- Żebym to ja wiedział – powiedział Ron.
Poszliśmy za oddalającymi się krokami Snape’a, starając się iść jak najciszej.
- On idzie na trzecie piętro – szepnął Harry, ale Ron uciszył go podniesieniem ręki.
- Czujecie coś?
Po chwili poczułam okropny zapach… Przypominał on stare skarpetki, których nikt już nie prał od roku, a codziennie nosił.
Nagle usłyszałam straszne powarkiwanie i tupot wielkich stóp. Rozglądałam się dookoła, ale nic nie widziałam. Ron złapał mnie za rękę i pociągnął do cienia. Po chwili, kiedy to coś wlazło w plamę księżycowego blasku, to prawie krzyknęłam…
Miał on ze dwanaście stóp wysokości, szarą, chropowatą skórę, a jego ciało przypominało wielki głaz. Nie miało to włosów na głowie. Jego nogi były krótkie i wyglądały jakby były to dwa owalne, szare pniaki. Jego zapach trudno było znieść, prawie zwymiotowałam. W ręku trzymał wielką maczugę, którą wlókł za sobą, bo miał takie długie ramiona.
Troll zatrzymał się przy najbliższych drzwiach i zajrzał do środka. Wlazł powoli do środka.
- Klucz jest w zamku – wybełkotał Harry. – możemy go zamknąć.
- Dobry pomysł – powiedział nerwowo Ron.
Chłopaki zaczęli powoli podchodzić do drzwi, ale ja nie chciałam aby on szybko stamtąd wyszedł. Złapałam klamkę, szybko trzasnęłam drzwiami i przekręciłam klucz.
- Tak trudno? – zapytałam.
- Ty się go nie boisz?! – zapytali się obaj na raz.
- Trochę tak, ale jakbyście tak się wlekli, to trzy razy zdążył by stamtąd wyjść! Teraz idźmy szukać dalej Her…
Skończyłam w połowie słowa, bo usłyszałam wysoki, wystraszony wrzask zza drzwi, które przed chwilką zamknęłam…
- Och, nie… - wyjąkał Ron, który wyglądał jak kartka papieru.
- To była łazienka dla dziewczyn! Wydyszał Harry.
- Hermiona! – krzyknęli jednocześnie, kiedy ja już podchodziłam do drzwi, aby je jak najszybciej otworzyć.
Hermiona przywarła do ściany naprzeciw drzwi. Wyglądała jakby zaraz miała zemdleć, nie dziwię się… Troll zbliżał się do niej, po drodze wyrywają krany.
- Trzeba go skołować! – powiedział Harry, po czym chwycił jeden z kranów i cisnął nim w ścianę. Ja w tym czasie zamieniłam się szybko w wilka i podbiegłam do Hermiony, bo troll szedł już w stronę Harrego.
Wyczarowałam parę tych zwierząt z mgły, aby zdezorientować trolla. Zrobiłam to za pomocą mojej różdżki, więc kiedy przez niego przenikały, to on to jakby odczuwał. Niestety po pewnym czasie zaczęły mu się one nudzić i ponownie ruszył na Hermionę. Znowu zaczęliśmy robić kupę hałasu…
Kiedy chłopaki odstraszali trolla, to ja w tym czasie podbiegłam do Hermiony. Lecz zaraz po tym jak chciałam ją jakoś „obudzić” chłopaki już potrzebowali pomocy.
Musiałam jakoś im pomóc, bo troll zaraz by Rona tą maczugą zmiażdżył… Więc zamieniłam się ponownie w wilka i ugryzłam go w nogę… Ten zaczął ryczeć z bólu i wściekłości. Nie miałam już drogi ucieczki, widziałam krew tryskającą z jego nogi, oraz to, że zaraz się na mnie tą maczugą zamachnie. Uderzył koło mnie, ale jako wilk „podleciałam” do góry i chcąc zamienić się szybko w człowieka, uderzyłam w coś głową i prawie zemdlałam… Leżałam tam i nie mogłam się ruszyć ze strachu. Chciał znowu mnie uderzyć maczugą, ale Harry na niego skoczył. Ból głowy był nie do wytrzymania… zemdlałam…

- Jak ci się wydaje, nic jej się poważnego nie stało?
- Pani Pomfrey mówiła, że do wieczora z tego wyjdzie… Leży już tutaj od wczoraj wieczora.
- Szkoda, że wczoraj pani Pomfrey nie pozwoliła nam jej odwiedzić. Przynieślibyśmy jej trochę jedzenia z uczty.
            Nie chciało mi się otwierać oczu, bo miałam taki ciekawy sen, ale usłyszałam, że przyszło parę kolejnych osób. Dalej ich nie otwierałam, ale słuchałam co mówiły te osoby.
- Jeszcze się nie obudziła?
- Jeszcze nie…
- Auć, nie wygląda najlepiej.
- Ciekawe jak ty byś wyglądał po tym jakby troll górski prawie uderzył cię maczugą.
- Pewnie nie za dobrze – powiedziałam i otworzyłam oczy. Osoby, które tu były się zaśmiały. Było ich siedem, ale nie wszystkie uczestniczyły w rozmowie. Alex, Hermiona, Betty, Fred, George, Harry i Ron.
- Jak się czujesz? – zapytała się Alex.
- Dobrze… Co się stało, nic nie pamiętam.
- Prawie uderzył cię troll górski po tym jak uratowałaś mi życie – powiedział Ron. – Gdyby się ty, to pewnie bym został zmiażdżony tą jego maczugą. Ugryzłaś mu nogę jako wilk, a ten wtedy prawie cię trafił maczugą… Dzięki.
- Aha… Coś mi świta, ale nie do końca pamiętam, co się wtedy wydarzyło…
- Chcesz coś zjeść, pewnie jesteś głodna? – zapytał się George.
- Nie dzięki… Od kiedy tu leżę? Która jest godzina?
- Jesteś tutaj od wczoraj wieczora… Jest ósma rano. – powiedziała Betty.
- Mogę lusterko? Chcę zobaczyć jak wyglądam…
- Może lepiej nie… Jeszcze rany się nie zagoiły, poza tym pani Pomfrey musiała ci trochę… - zaczął Fred.
- Musiała mi co?
- Musiała ci tak trochę… W jednym miejscu… Oczywiście zaraz to doda eliksirem…
- Co?!
- Zgolić ci włosy… Miałaś lekką ranę w głowie, a ona musiała to opatrzyć i twoją głowę… Na szczęście nic poważnego ci się nie stało tylko… Zobaczysz jak już pani Pomfrey ci da wywar, aby włosy ci odrosły…
- Dobra niech będzie… Kiedy mogę stąd wyjść?
- Wiesz… Pani Pomfrey każe ci tu jeszcze siedzieć do wieczora. Lekarstwa muszą zacząć działać, poza tym jesteś teraz na lekarstwach przeciwbólowych, później nie będzie już tak różowo – powiedziała na jednym wydechu Hermiona. – Muszą ci się wygoić te rany,
- Ale nie zostawicie mnie? Posiedzicie tu jeszcze ze mną?
- Przykro mi, ale… Ja, Hermiona, Harry i Ron musimy już iść, lekcje nam się już zaczynają – powiedziała szybko Alex.
- Ja również – powiedziała Betty. – Przykro mi.
- A wy? – spojrzałam błagalnym wzrokiem na Freda i Georga.
- Zostaniemy tu do dziesiątej, później też nam się lekcje zaczną…
- Ale uwierz mi, że pięknie wyglądasz z rozwaloną głową – powiedział Fred, po czym mrugnął do mnie i pokazał swoje białe zęby.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne jest się śmiać tak z poszkodowanej – powiedziałam, po czym zaczęłam się śmiać.
Do dziesiątej miałam fajnie, bo bliźniacy mnie rozśmieszali. Kiedy wyszli, to zaczęły się nudy. Nie było nikogo na sali, więc nie miałam z kim rozmawiać. Pani Pomfrey o trzeciej trzydzieści dała mi „lek” na porost włosów. Nie był on najgorszy. Po trzech minutach odrosły mi włosy w miejscu, gdzie miałam do godziny trzeciej ranę… Dziewczyny odwiedziły mnie znowu o czwartej. Byłam szczęśliwa, bo już o siódmej będę mogła wyjść, a dziewczyny starały mi się cały czas dotrzymać towarzystwa.
- Mam do was prośbę… Zanim pójdziemy na ucztę, to pójdziemy do dormitorium? Chciałam coś zrobić, a mam nadzieję, że mi w tym pomożecie… Samej mi nie wyjdzie to tak dobrze…
- Oczywiście! – powiedziała od razu Hermiona.
- Dobra, a teraz porozmawiajmy o… - przerwałam, bo akuratnie inni Gryfoni, czyli Dean i Seamus, przyszli mnie odwiedzić.
- Cześć Laura, jak się czujesz? – zapytał się na wstępie Dean.
- Dobrze, co tam u was?
- Też spoko… Kiedy wychodzisz?
- O siódmej, albo siódmej trzydzieści – nie była to do końca prawda, po prostu jeszcze pójdę z dziewczynami to zrobić…
- Fajnie, czyli zdążysz na kolację? – zapytał się Seamus.
- Mam taką nadzieję – powiedziałam, po czym się uśmiechnęłam. – Jak wam dzisiaj minęły lekcje?
- Dobrze… Na zaklęciach ćwiczyliśmy dalej Wingardium Leviosa.
- To fajnie…
Rozmawialiśmy tak jeszcze przez jakieś pół godziny, później chłopaki już poszli, więc z dziewczynami zaczęłyśmy rozmawiać o moim „planie”. Na początku były do tego sceptycznie nastawione, ale później zmieniły zdanie. Musiałam tylko na chwilę wziąć nożyczki od pani Pomfrey, kiedyś je oddam…
- Ale jesteś tego pewna? – zapytała się Hermiona już w dormitorium.
- Jestem pewna. To… tnij – paroma ruchami Hermiona ścięła mi włosy do ramion. Później jeszcze je trochę pocieniowała.
Podeszłam do lustra pierwszy raz od wczoraj… Widziałam, że mam jeszcze parę ran na twarzy, a raczej strupów. Moje włosy teraz sięgały mi mniej więcej do ramion. Byłam zadowolona z efektu. Uśmiechnęłam się i przytuliłam przyjaciółki.
- Dziękuję. Teraz idziemy na kolację?
- Tak, ciekawe jak inni zareagują na twoją nową fryzurę… Swoją drogą, to dobrze, że robiłyśmy to w łazience, można łatwo to posprzątać.
- Poczekacie na mnie chwilę? Włosy mi wpadły pod bluzkę, chcę wziąć prysznic.
- Ok.
W nowej fryzurze poszłam razem z dziewczynami na kolację. Sama nie wiem dlaczego chciałam obciąć włosy... Na początku jak usiadłam, to nikt nie zauważył, że obcięłam włosy, bo wszyscy się pytali jak się czuję itp…
- Chyba coś zmieniłaś z włosami? Jakoś masz inaczej ułożone, czy coś – powiedział po chwili George.
- Nie zauważyłeś, że je obcięłam?
- No właśnie George, nie zauważyłeś, że je obcięła? – powiedział Ron po chwili mało przekonującym głosem, że to zauważył.
- Skoro braciszku zauważyłeś, to dlaczego nie powiedziałeś?
- Bo… bo… Bo ciekawiło mnie, czy wy też zobaczycie!
- Mhm, na pewno! – bliźniacy powiedzieli chórem. – Już tak nie kłam Ronuś, bo jeszcze nos ci się wydłuży.
- Chciałam się was zapytać czy mi takie włosy pasują? – powiedziałam po chwili „ciszy”.
- Lepiej wyglądałaś w długich, ale nie mnie oceniać.
- Pasują ci takie włosy.
- Według mnie nie jest źle, ale było lepiej.
- Ślicznie wyglądasz.
- Tak lepiej.
            - Ja wolałem cię w długich włosach… znaczy się, ładniej wyglądałaś w długich…
- Lepiej w długich…
Z tego wywnioskowałam, że nie wiem czy mam zapuszczać, czy nie… Wolałam siebie chyba w długich włosach, ale potrzebna była mi jakaś zmiana, te długie już mi się trochę znudziły…
Po kolacji szybko pobiegłyśmy do dormitorium, aby jeszcze porozmawiać. Cała nasza piątka usiadła na jednym z łóżek (chyba Lavender) i zaczęłyśmy rozmawiać o wczorajszej nocy. Lavender i Parvati sztucznie się pytały, jak się czuję, czy wszystko w porządku, jak się czułam po spotkaniu z trollem, czy boję się, że zostaną mi blizny… Można by tak wymieniać w nieskończoność…
Blizn się akurat nie boję, ale ciekawi mnie co mama powie jak zobaczy mnie w krótkich włosach… Do Bożego narodzenia jeszcze niecałe dwa miesiące, ale i tak pewnie nie urosną za wiele.


Jedenasty rozdział. Trochę już się ich nazbierało w zapasie, ale i tak nie będę udostępniać speciali co sto. Jednak będzie co pięćset, więc jest szansa, że do końca tygodnia dostaniecie nowy rozdział. Następny na 1000... W specialu na 1000 przygotowałam również coś jeszcze... Tak bardzo potrafię tworzyć zdania xD
Chciałabym was poprosić o udostępnienie mojego bloga gdzieś dalej, bo dość mało osób mnie czyta... I tak dziękuję, że trochę was jest, bo wyświetlenia są... Mam nawet dwa z Łotwy, dwa z Bułgarii i cztery z Rosji (y).
 Laura :D 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz