poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział VII



Rok pierwszy
Mała pomyłka i lekcja latania

Pobiegłam spytać się ich gdzie idą.
- Hej chłopaki! Harry, Ron! – zawołałam ich. Kiedy się odwrócili, to widać było, że przerwałam im jakąś rozmowę.
- Hej, ty jesteś Laura, tak? – zapytał się mnie Ron
- Nie, Święty Antoni jestem, miło poznać!
- Dobra, sorka! Wolałem się upewnić, abyś się nie denerwowała…
- Gdzie idziecie?
- Do Hagrida – odpowiedział Harry. – Chcesz się dołączyć?
- Hmm… Nie znam go za dobrze, ale ok – pomyliłam się, co do ich zamiarów.
Po paru minutach doszliśmy do małego drewnianego domku, który znajdował się na skraju Zakazanego Lasu. O ścianę była oparta kłusza.
Kiedy Harry zapukał do drzwi, wewnątrz rozległo się gwałtowne skrobanie i kilka basowych szczęknięć. Potem usłyszałam głos tego samego człowieka, który prowadził nas do zamku i z którym przepłynęliśmy łódkami przez jezioro.
- Leżeć, Kieł! Spokój!
Kiedy drzwi się otworzyły, to zobaczyłam w nich wielką, włochatą twarz Hagrida.
- Nie bójcie się – powiedział od razu zamiast powitania. – Spokój, Kieł.
Wpuścił nas do środka. Hagrid trzymał za obrożę swojego, wielkiego, pięknego psa. Był to chyba niebieski dog niemiecki.
Kiedy rozejrzałam się dookoła, to zobaczyłam, że Hagrid mieszka tylko w jednym pokoju. Z sufitu zwisały różne szynki i bażanty. Miał on wielkie łóżko, na którym był wielki koc. Chyba coś gotował, ponieważ nad paleniskiem wisiał kociołek.
- Czujcie się jak w domu – powiedział Hagrid. Kiedy puścił Kła, to ten od razu podbiegł do mnie i zaczął mi lizać twarz. Był strasznie milusi, chociaż na pierwszy rzut oka, taki się nie wydawał.
- To jest Ron – powiedział Harry, wskazując na Rona. Hagrid zaczął nalewać wrzątek do wielkiego dzbanka i wykładał na talerz herbatniki.
- Jeszcze jeden Weasley, co? – powiedział, patrząc się na piegowatą twarz Rona. – Pół życia spędziłem na wyganianiu z lasy twoich braci bliźniaków – nie wiem dlaczego, ale zaczęłam się chichrać… To do mnie nie podobne. – A ta młoda dama, to kto?
- To jest…- zaczął Harry.
- Jestem Laura Kelly – powiedziałam, przerywając Harremu.
- A więc to jest ta słynna Laura. Nie dość, że na pierwszym roku, to na pierwszej lekcji stała się animagiem. Dziewczyno, ty masz talent! – powiedział Hagrid, po czym uścisnął mi dłoń. W zasadzie, to nią energicznie pomachał.
Herbatniki okazały się bezkształtnymi bryłkami ciasta. Były tak twarde, że trzeba było uważać, aby nie złamać sobie zęba. Kiedy Hagrid się odwrócił to szybko schowałam trzy takie „ciastka” do kieszeni, aby Hagrid nie czuł się urażony. Chłopaki opowiadali o swoich pierwszych lekcjach. Trochę się wstydziłam coś mówić, ponieważ mnie tu nie miało być.
- A wtedy Laura po prostu zmieniła się w wilka! – powiedział Ron… czuję, że się rumienię. – Wszyscy nie mogli w to uwierzyć.
- Nie jestem jakaś niesamowita – zaczęłam. – Po prostu… Nie wiem jak to powiedzieć.
Jednak chłopaki i Hagrid upierali się przy swoim. Później Harry zaczął mówić, że Snape go nienawidzi. Musiałam dodać też swoje dwa grosze.
- Harry, ty myślisz, że on ciebie nienawidzi? Posadził mnie w parze z Draco Malfoyem! Nienawidzę tego chłopaka, a on o tym wie…
- Witaj w klubie „Nienawidzę Draco Malfoya” – powiedział Ron.
- Ha ha, bardzo śmieszne…
Jednak Harry upierał się przy tym, że tylko jego Snape nienawidzi… Po chwili zmienili temat, a Harry wyciągnął stronę z gazety spod dzbanka. Po chwili powiedział:
- Hagridzie! To włamanie wydarzyło się akurat w moje urodziny! Może nawet wtedy, kiedy tam byliśmy!
Przeczytał po chwili ów artykuł. Wątpię, aby was on jakoś szczególnie interesował. Chodziło w nim o to, że ktoś się włamał do Banku Gringotta. Nic z niego nie zabrał, bo wcześniej ta krypta, w której był została opróżniona.
Kiedy ja, Harry i Ron wracaliśmy do zamku, to kieszenie mieliśmy wypchane tymi ciastkami. Pomyślałam, że użyję spróbuję je jakoś rozłupać, i zrobić z nich przysmaki dla Nastorii.
Kiedy byłam już w Wielkiej Sali, to usiadłam między Alex i Seamusem. Słyszałam, że właśnie opowiadał jakiś dowcip. Wzięłam sobie na kolacje łososia z ziemniakami i zaczęłam jeść. Alex cały czas coś do mnie mówiła, ale niezbyt mnie to interesowało. Jak najszybciej zjadłam kolację i poszłam do dormitorium. Nic nie mogło zepsuć tego weekendu. Szybko się przebrałam i poszłam spać.
Obudziłam się pierwsza. Szybko się ubrałam i zeszłam do pokoju wspólnego. Na tablicy ogłoszeń widniała nowa karta. Byłam pewna, że to po prostu jakaś informacja, że ktoś poszukuje podręczników, czy, że coś zgubił. Lecz ciekawość i tak zwyciężyła i podeszłam, do niej, co się okazało słuszną decyzją. Wiadomość głosiła, że od czwartku zaczną się lekcje latania i, że Gryfoni będą je mieć razem ze Ślizgonami. Super, przynajmniej może uda mi się „przypadkowo” zwalić Malfoya z miotły! Kiedy inne osoby weszły do pokoju wspólnego, to ich wzrok również od razu powędrował na tablicę ogłoszeń. Każdy nie był z tego jakoś zbytnio zadowolony.
Każdy, kto się urodził w mugolskich rodzinach (oraz Harry i Neville) się bardzo martwił lataniem na miotle. Hermiona szczególnie, ponieważ tego nie mogła się nauczyć z podręcznika, chociaż próbowała to robić. Wydaje mnie się, że latanie na miotle może mi się spodobać, ale również mi się wydaje, że nie będzie mi to za dobrze szło.
Cały tydzień minął mi znakomicie… Aż do czwartku…
O godzinie trzeciej trzydzieści wszyscy zebraliśmy się na błoniach. Był to słoneczny dzień. Ślizgoni stali w jednej grupce, a my, Gryfoni w drugiej.
Nagle pojawiła się nauczycielka, pani Hooch (tak się nam przedstawiła). Miała krótkie szare włosy i żółte oczy jastrzębia.
- Na co czekacie? Niech każdy stanie przy miotle. No dalej nie ociągać się!
Podeszłam do miotły. Wyglądała na starą; niektóre witki sterczały pod dziwnymi kątami.
- Wyciągnąć prawą rękę nad miotłę – zawołała pani Hooch – i powiedzieć „Do mnie!”
- DO MNIE! – wrzasnęli wszyscy.
Moja miotła lekko się podniosła do góry, ale od razu opadła. Za trzecim razem powędrowała już do mojej ręki. Miotła Harrego trafiła do jego ręki już za pierwszym razem.
Następnie pani Hooch pokazała nam jak dosiąść miotły, aby się z niej nie ześliznąć. Następnie przeszła wzdłuż szeregów, aby poprawić nas, jeśli źle to robimy. Jakbyście widzieli moją minę, kiedy podeszła do Malfoya i powiedziała mu, że źle to robi… bezcenne!
- Uwaga! Kiedy usłyszycie gwizdek, odepchniecie się mocno nogami od ziemi! Utrzymujcie miotły w równowadze, wznieście się na kilka stóp i lądujcie, wychylając się lekko do przodu. Na mój gwizdek… trzy… dwa…
Neville był zbyt przerażony perspektywą oderwania się od ziemi, więc chcąc, nie chcąc poszybował od razu do górę, zanim pani Hooch przytknęła gwizdek do warg.
- Wracaj! – krzyknęła, ale Neville leciał do góry. Nie mógł tego powstrzymać, zbyt się bał. Miał białą twarz z przerażenia. Kiedy był już na wysokości około dwudziestu stóp, to zaczął się przechylać lekko w lewą stronę… Boże, niech nic mu się nie stanie… Nagle… Spadł… Jego miotła nadal unosiła się w powietrzu, chociaż po chwili skręciła do Zakazanego Lasu. Pani Hooch szybko pobiegła do Nevilla.
- Złamany nadgarstek – powiedziała, kiedy była już koło niego. – No, chłopcze… nic ci nie będzie, wstawaj.
Wyprostowała się i zwróciła się do nas.
- Zabierał tego chłopca do skrzydła szpitalnego. Niech nikt nie waży się ruszyć z miejsca, zanim nie wrócę! Wystarczy, że któreś z was dotknie miotły, a wyleci z Hogwartu, zanim zdąży wypowiedzieć „quidditch”. No chodź kochaneczku.
Neville, który miał łzy w oczach, ściskając się za nadgarstek, powlókł się przez trawę, objęty ramieniem.
Gdy tylko się oddalili, Malfoy wybuchnął głośnym śmiechem.
- Widzieliście jego twarz? Jak kawał białej plasteliny! – reszta Ślizgonów uznała to za niezły dowcip…
- Zamknij się Malfoy – warknęła Parvati Patil.
- Co, bronisz Langbottoma? – zapytała kpiącym tonem Pansy Parkinson, jedna ze ślizgońskich dziewczyn, którą miałam „przyjemność” już poznać. – Nigdy bym nie pomyślała, Parvati, że lubisz takie małe, tłuste, rozmazane maluchy.
- A ja Pansy nigdy nie pomyślałabym, że lubisz takie nędzne szczury jak Malfoy… - zaczęłam. – Pasujecie do siebie złotko. I jedno, i drugie jest tylko nędznym urozmaiceniem, do życia każdego z nas. – wskazując na resztę Gryfonów, puściłam oko do Pansy. Spłonęła rumieńcem, chociaż starała się to ukryć.
- Zobaczcie! – krzyknął Malfoy, podbiegając i podnosząc coś z trawy. – To ta głupia zabawka, którą mu przysłała babcia. – W jego ręku błysnęła przypominajka.
- Oddaj to Malfoy – powiedziałam w tym samym czasie co Harry. Wszyscy zamilkli.
Malfoy uśmiechnął się drwiąco.
- Chyba ją tutaj gdzieś zostawię, aby Longbottomn mógł ją znaleźć… Na przykład… na drzewie.
Podeszłam spokojnie do Malfoya.
- Oddaj to, w tej chwili – powiedziałam to, tak cicho, aby nie słyszeli tego wszyscy, jednak, pewnie i tak każdy to usłyszał.
- Ech… Laura, Laura.. Gdybyś miała chociaż trochę rozumu, to byś nie zadawała się z taką hołotą – wskazał na Hermionę i Rona – tylko z nami – wskazał na Pansy, Crabba i Goyla. – Daję ci ostatnią szansę. Nie zmarnuj jej.
- Podziękuję ci Malfoy, wolę mieć trochę mniejszy rozum niż wy, ale przynajmniej z niego korzystać. A teraz oddaj to!
- Głupia szlama…
- Och… więc tak się bawimy… - powiedziałam jak najsłodszym głosikiem, na jaki było mnie stać - no dobra…
Stanęłam przed nim tak blisko jak tylko mogłam. Nasze nosy prawie się stykały. Nie mrugałam. Szykowałam już dłonie do uderzenia. Prawie to zrobiłam, ale Dean i Seamus mnie od niego odciągnęli. Teraz ich chcę uderzyć, ale trzymają mnie tak, abym tego nie zrobiła. Słyszałam jak jakaś ślizgońska dziewczyna mówi do Pansy: „Spójrz na jej oczy”. Nie rozumiałam o co im chodzi.
- Oddaj ją! – ryknął Harry, ale Malfoy, wskoczył na miotłę i odbił się od ziemi.
- No Potter, weź ją sobie!
Harry chwycił miotłę, ale Hermiona chciała go powstrzymać.
- Nie! Pani Hooch mówiła, abyśmy nie ruszali się z miejsca… Wszyscy będziemy mieli przez ciebie kłopoty!
Harrego nie obchodziły zbytnio słowa Hermiony, bo dosiadł miotły i poszybował do góry. Latał tak, jakby już to umiał, ale nie mógł, bo wychowywał się u mugoli. Razem z innymi dziewczynami „piszczałam” (w sensie, że wiwatowałam) Harremu.
- Oddaj ją – zawołał Harry do Malfoya – albo zrzucę cię z miotły!
- Tak? – odpowiedział mu Malfoy.
Robili takie „akrobacje”, że wszyscy na dole klaskaliśmy. Widać było, że coś do siebie mówią, ale nie było już słychać co. Lecz zauważyłam, że Malfoy… wyrzucił przypominajkę Nevilla… Harry poszybował do niej i złapał ją!
- HARRY POTTER! – kiedy się obróciłam, to zobaczyłam, że idzie (prawie biegnie) do nas profesor McGonagall.
Harry wylądował i podszedł do naszej grupy. Widać było, że się boi… Zresztą ja też bym się bała w takim momencie.
- Jeszcze nigdy… póki jestem w Hogwarcie… Jak śmiałeś… mogłeś sobie skręcić kark…
- To nie jego wina pani profesor…
- Cicho bądź Patil…
- Ale Malfoy…
- Dosyć, panie Weasley! Potter, za mną.
Harry poszedł posłusznie za profesor McGonagall. Wtedy ja musiałam coś zrobić.
- Ty nędzny szczurze! Jak śmiałeś coś takiego zrobić! – podeszłam do Malfoya i zamieniłam się w wilka… Chciałam go zagryźć. Widać było, że się bał.
Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale zaczęłam na niego warczeć i „szczekać”. Już byłam gotowa do skoku na niego, ale jacyś dwaj chłopcy, nawet nie wiem jacy odciągali mnie od Malfoya. Kiedy zamieniłam się już w człowieka, to zobaczyłam, że to Ron i Seamus mnie odciągali od Malfoya. Kiedy się obejrzałam, to zobaczyłam, że Malfoy schował się za swoimi gorylami, których się zresztą nie boję…
- Wariatka! – krzyknęła Pansy.
- Może i wariatka, ale ja przynajmniej mam coś takiego jak litość… Malfoy – podeszłam do niego ignorując, że Crabbe i Goyle chcą mnie uderzyć – jeszcze jeden wyskok! A poczujesz moje kły w twojej skórze! A wy – wskazałam na Crabba i Goyla – spróbujcie jakiegokolwiek Gryfona chociaż tknąć! Teraz nie żartuję! – kipiałam ze wściekłości. Czułam, że zaraz wybuchnę. Chciałam go uderzyć, i zrobiłam to… Z całej siły przywaliłam mu pięścią w twarz. Krew mu leciała z nosa.
Po ty wszystkim poszłam do moich przyjaciółek. Ślizgoni się zdziwili, że nie bałam się uderzyć Malfoya przy takiej ilości Ślizgonów, którzy mogliby mi zrobić niemałą krzywdę.
Kiedy już byliśmy w dormitorium, to zaczęłam rozmawiać z dziewczynami.
- Wtedy, kiedy chciałaś przywalić pierwszy raz Malfoyowi, oraz kiedy zamieniłaś się już w człowieka, to widziałam coś dziwnego w twoich oczach… - zaczęła do mnie mówić Alex. – To nie było normalne. Wyglądały tak, jakbyś zamieniła się w człowieka, ale nie w całości… jakby te oczy ci pozostały.
- Na pewno przesadzasz Alex! Pewnie ci się przewidziało! A ty Hermiono, co o tym sądzisz?
- Ja myślę tak samo jak Alex. Tylko, że to nie jest normalne… Żaden animag się tak nie zachowuje, żaden…
- Uważam, że przesadzacie…


Z tymi wyświetleniami, to przesadzacie. Muszę już dodawać kolejny rozdział, za niedługo będę musiała pisać po dwa dziennie, bo nie będę wyrabiać :P Chciałam wam podziękować, oraz pogratulować, że mkniecie jak burza z tymi wyświetleniami. Oby tak dalej, to będziecie mieć codziennie rozdziały, w miarę moich "pisarskich możliwości" :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz