Na wstępie chciałam wam powiedzieć, że możecie podejść do tego rozdziału bardzo sceptycznie. Mam nadzieję, że tak się nie stanie. W późniejszych rozdziałach (prawdopodobnie rok II, albo III, jeszcze nie wiem) się to trochę zmieni i rozwinie. Życzę miłego czytania :)
Rok pierwszy
Pierwsze
zajęcia i nowe umiejętności
Byłam w
Krainie Malowanej Tęczom. Było tam pięknie. Drzewa były z waty cukrowej, w
rzekach płynęła czekolada, a trawa była z lukrecji. Wszystko można było jeść
(UWAGA: marzenie każdej dziewczyny) i się przez to nie tyło. Nagle ujrzałam
mroczną krainę, gdzie były wulkan i lawa. Nie chciałam tam iść. Lecz kiedy się
obróciłam, to zobaczyłam, że Krainy Malowanej Tęczą już nie ma. Wyglądała teraz
tak jak mroczna kraina. Poczułam, że moje stopy są poparzone. W końcu chodziłam
na bosaka po nagrzanej od lawy ziemi, a właściwie kamieniach. Nagle zobaczyłam
w oddali jakąś małą istotkę, pobiegłam za nią. Kiedy istotka się zatrzymała, to
zobaczyłam, że jest ranna. Był to maleńki elf, który potrzebował pomocy. Jedno
z jego skrzydełek było złamane. Oderwałam połowę mojej nogawki i zawinęłam jego
skrzydełko w to. Nagle usłyszałam ciche pohukiwanie…
I
wtedy się obudziłam. Okazało się, że był to tylko mój sen. Pewnie wczoraj za
dużo zjadłam. Kiedy otworzyłam oczy, to zobaczyłam, że siedzi koło mnie moja
sowa, Nastoria. Domagała się pieszczot, więc ją pogłaskałam. Przypomniałam
sobie, że mama kazała mi wysłać list kiedy dowiem się do jakiego domu należę.
Na pergaminie napisałam szmaragdowozielonym atramentem:
Droga mamo!
Jest tutaj pięknie.
Nie jest to zwykła szkoła, to jest zamek! Już nie mogę się doczekać pierwszych
zajęć. Mam nowe koleżanki, które również są Gryfonkami! Tak! Jestem w
Gryffindorze! Poznałam również nowych kolegów i… Harrego Pottera! Wiem, że
zapewne nie wiesz nawet kto to jest. Muszę już kończyć ten list, ponieważ
spóźnię się na pierwsze zajęcia, czyli transmutację! Kocham
Kiedy skończyłam już pisać list,
to zwinęłam go w rulonik, zawiązałam wstążeczką i dałam Nastorii, aby zaniosła
go mojej mamie. Poszłam do łazienki się ogarnąć, po czym się ubrałam.
Zobaczyłam, że dziewczyny również wstały, ale nadal są w pidżamach.
Poszłam razem
z dziewczynami na śniadanie. Usiadłam między Alex, a Hermioną, lecz chwilę
później między mną, a Hermioną usiedli bliźniacy. Na śniadanie mieliśmy wielki
wybór: croissanty z czekoladą, konfiturą albo maślane, kajzerki, kanapki,
naleśniki, omlety, chleb na jajku i wiele, wiele więcej. Zjadłam sobie jednego
naleśnika z syropem klonowym i jednego croissanta z czekoladą.
Pierwszą
lekcją na jaką poszłyśmy, to była transmutacja. Weszłyśmy do sali jako jedne z
pierwszych.
- Transmutacja
jest najbardziej złożonym i niebezpiecznym rodzajem magii, jakiego będziecie
się uczyć w Hogwarcie – oznajmiła. – Każdy, kto będzie rozrabiał, opuści klasę
i już do niej nie wróci. Zostaliście ostrzeżeni.
Po tym krótkim
„przemówieniu” zamieniła katedrę w świnię, a świnię w katedrę. Zrobiło to na
każdym wielkie wrażenie. Lecz nie mogłam się jej nie zapytać:
- Profesor
McGonagall, a czy to prawda, że jest pani animagiem? – wiedziałam, że jest, ale
muszę przejść przez ten temat do następnego.
- Tak panno
Kelly. – powiedziała to, po czym na oczach całej klasy zamieniła się w kota.
Każdy, nawet ja (chociaż widziałam już to raz) był pod wielkim wrażeniem. – Czy
to tyle pytań?
- Czy trudno
stać się animagiem, albo Immen Animagiem?
- Trzeba to
ćwiczyć latami. To nie jest takie proste, jak się może wydawać. Ja stałam się
animagiem na szóstym roku mojej nauki. Aby stać się Immen Animagiem, to trzeba
mieć niesamowity talent. Niektórzy byli coś pomiędzy byciem Animagiem, a Immen Animagiem.
Na przykład mogli się zamieniać w trzy zwierzęta, ale nie więcej.
- Mam jeszcze
jedno pytanie. Czy mogę coś spróbować?
- Panno Kelly
jeśli pani myśli, że uda się to pani za pierwszym razem, to pani się grubo
myli. Poza tym nikomu, powtarzam NIKOMU nie udało się zamienić w cos za
pierwszym razem. Wiem, że jedna próba nic pani nie zrobi, więc proszę
spróbować.
Wtedy stało
się coś bardzo dziwnego. Poczułam coś takiego, dziwnego ze środka. Poczułam się
dziwnie, tak jakby miliony igiełek wbijały się w moją skórę od każdej strony.
Nie głęboko, ale i tak to troszkę bolało, i łaskotało. Po chwili, kiedy
otworzyłam ponownie oczy, zobaczyłam, że jestem białym wilkiem. Było to coś
fantastycznego.
- Wielkie
nieba! Ale jak to możliwe… - usłyszałam głos McGonagall. – Jeszcze nikomu nie
udało się za pierwszym razem… Za pierwszym podejściem… Na pierwszym roku…
Gryffindoru otrzymuje 30 punktów… Za wspaniały talent panny Kelly do
transmutacji.
Po chwili
zamieniłam się znowu w człowieka. Wszyscy mieli opuszczone szczęki. Niektórzy patrzyli się na mnie ze zdziwieniem,
a niektórzy z podziwem. Było to dość dziwne uczucie. Profesor McGonagall
pogratulowała mi i powiedziała mi, że mam wielki talent do transmutacji.
Powiedziała również, że po lekcjach mam do niej przyjść, aby mnie
zarejestrować. Naprawdę nie mogę uwierzyć w to, że jestem Animagiem…
Po zapisaniu
mnóstwa skomplikowanych reguł i wskazówek (które, jak profesor McGonagall
powiedziała, niewiele mi się przydadzą, po tym co zrobiłam), dostaliśmy po
zapałce i musieliśmy ją zamienić w igłę. Po trzech próbach udało mi się. Pod
koniec lekcji udało się również Hermionie.
Niestety, ale
lekcją której znienawidziłam (spodziewałam się tego) była historia magii.
Prowadził go profesor Binns, który był duchem. Prawie każdy spał na tych
zajęciach. Próbowałam coś jeszcze zrozumieć, ale i tak wypracowania
przepisywałam od Hermiony.
W tym dniu
mieliśmy jeszcze zaklęcia, z profesorem Flitwickiem. Zaklęcia były dla mnie tak
samo proste, jak transmutacja. Flitwicka już poznałam na ulicy pokątnej. To on
załatwił nam, dzieciom urodzonym w mugolskich rodzinach, skrytki w Banku
Gringotta. W przyszłości będę tam miała więcej pieniędzy… Jestem tego pewna!
Najtrudniejszą
rzeczą w Hogwarcie, było trafianie do odpowiednich sal. Zamek był tak wielki,
że czasami trzeba było biec, aby trafić do odpowiedniej sali.
O Harrym
Potterze, w całej szkole było głośno. O dziwno, o mnie też niektórzy gadali, a
mianowicie o tym, że stałam się Animagiem. Kiedy Fred i George się o tym
dowiedzieli, to od razu się ze mnie zaczęli nabijać, że jestem za mądra, a
kiedy Percy się dowiedział, to mi pogratulował. Inni zaczęli do mnie podchodzić
i się mnie pytać, czy to prawda i prosić mnie, abym im to pokazała. Czasami
zamieniałam się w wilka nie chcąc tego, przez co nauczyciele na mnie się
denerwowali, że zakłócam spokój w klasie… Nie moja wina, że nie umiem tego
jeszcze kontrolować!
Teraz jestem w
Hogwarcie już tydzień. W środy, o północy, studiowaliśmy niebo przez teleskopy.
Poznawaliśmy nazwy różnych gwiazd i ruchy planet. Niezbyt mi się to podobało,
ale jakoś się do tego przyzwyczaiłam. Czuję, że obleję historię magii i
astronomię… Trzy razy w tygodniu wychodziliśmy do cieplarni, gdzie profesor
Sprout nauczała nas zielarstwa. Niezbyt podobały mi się te lekcje, bo nie byłam
jakoś utalentowana ogrodniczo. Kiedyś, jak mama kupiła mi fiołka, abym miała
jakiegoś kwiatka do opieki, to usechł po trzech dniach… Chociaż, magiczne
rośliny były ciekawsze, i zawsze można było się wspomóc przy pomocy różdżki.
Bardzo się
zawiodłam obroną przed czarną magią. Bardzo ciekawy przedmiot, ale beznadziejny
nauczyciel. W sali cuchnęło czosnkiem (którego wprost nie cierpię!). Strasznie
się jąkał, przez co nie dało się go czasami zrozumieć.
W piątek, na
śniadanie miałam już jeść tosta. Lecz nagle była poczta. Setki sów wleciały.
Wśród nich ujrzałam moją Nastorię. Wylądowała na moim toście z listem. To
pewnie list od mamy. Zdjęłam z jej nóżki papier (nie pergamin) zwinięty w
rulonik. Dałam jej do zjedzenia mojego Tosta (tego na którym mi stanęła), po
czym „kazałam” jej odlecieć do sowiarni. Wzięłam sobie tym razem owsiankę do
jedzenia.
Dzisiaj
zaczynaliśmy dwiema godzinami eliksirów. Niestety, ale razem ze Ślizgonami
(mieszkańcami Slytherinu). Już jednego znienawidziłam. Nazywał się Draco
Malfoy. Pierwsze, co zrobił, kiedy mnie poznał, to zaczął się popisywać. Mówił,
że chociaż jestem Gryfonką, to on mi to jakoś wybaczy i, że jeśli będę się
starać, to będziemy mogli zostać przyjaciółmi. Idiota…
Lekcje
eliksirów odbywały się w jednym z lochów, przez co było tam dosyć zimno. W
„klasie” było na ścianach dużo słojów, w których pływały najróżniejsze
marynowane zwierzęta. Było to dosyć przerażające…
- Jesteście
tu, żeby się nauczyć subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania
eliksirów – zaczął. Mówił prawie szeptem, ale słyszeliśmy każde słowo. – Nie ma
tutaj głupiego wymachiwania różdżkami, więc być może wielu z was uważa, że to w
ogóle nie jest magia. – pewnie będę miała z tym problemy, skoro nie ma różdżek…
- Nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie piękno kipiącego kotła i unoszącej
się z niego roziskrzonej pary, delikatną moc płynów, które pełzną poprzez żyły
człowieka, aby oczarować umysł i usidlić zmysły… Mogę was nauczyć, jak uwięzić
w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet jak powstrzymać śmierć, jeśli tylko
nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać.
Hermiona, po
tym przemówieniu, prawie spadła z krzesła, aby pokazać, że ona nie jest
bałwanem. Natomiast ja i Alex (z którą się zaprzyjaźniłam, tak samo jak z
Hermioną), wyprostowałyśmy się.
Alex była to
dziewczyna o rumianych policzkach. Miała śliczne zielone oczy, które zawsze
połyskiwały radością. Zawsze się uśmiechała, pokazując swoje białe zęby, które
może nie były najrówniejsze, ale dodawały jej niezwykłego uroku. Miała piękne
włosy, które sięgały jej do bioder. Jej kolor włosów to spalony blond.
- Potter! –
krzyknął nagle Snape. – Co mi wyjdzie, jeśli dodam sproszkowanego korzenia
asfodelusa do nalewki z piołunu?
Hermiona ręki
od razu powędrowała do góry. Ja musiałam się chwilę namyśleć, i dopiero wtedy
podniosłam nieśmiało rękę… Wyjdzie napój usypiający o takiej mocy, że znany
jest również jako wywar żywej śmierci…
- Nie wiem,
panie profesorze – powiedział Harry… Byłam pewna, że ten, który pokonał
Sami-Wiecie-Kogo, wie takie rzeczy…
- Aha!
Najwyraźniej sława, to nie wszystko.
Snape
powtórzył tą samą zagrywkę jeszcze dwa razy, i Harry tego nie wiedział. Dosyć
się zawiodłam, bo myślałam, że słynny Harry Potter wie takie rzeczy… Snape
ignorował moją rękę i Hermiony (która później wstała).
- Potter –
powiedział Snape – twoja ignorancja pozbawiła właśnie Grryfinfor jednego
punktu.
Później Snape
podzielił nas na pary. Zauważył, że Malfoy chciał być ze mną w parze, a ja od
tego uciekałam (każda nieprzyjemność dla Gryfona, to była dla niego
przyjemność). Pewnie się domyślacie z kim byłam w parze… Kazał nam sporządzić
napój leczący z czyraków. W domu czytałam trochę o eliksirach, więc wiedziałam,
że „przepis” na ów napój jest na jednej z pierwszych stron. Malfoy był wyraźnie
zadowolony, że jest ze mną w parze, bo mógł mnie trochę podręczyć. Podczas gdy
ja starałam się zrobić wszystko idealnie, to on prawie nic nie robił! Jedyne co
zrobił, to pokroił niektóre składniki i tyle.. Kiedy to JA uwarzyłam rogate ślimaki,
to on złapał za chochelkę, a Snape go pochwalił… Nienawidzę tego chłopaka!
Kiedy
skończyły się lekcje, to wreszcie mogłam porozmawiać z moimi przyjaciółkami.
Udałyśmy się na dwór, aby przejść się po błoniach.
- On jest
okropny!
- Kto? Snape?
– zapytała się Alex.
- On też! Ale
głównie to Malfoy!
- Ja również
uważam, że jest bardzo głupi – powiedziała nagle Hermiona. – Jak można zmuszać
cię do rozmawiania z nim.
- Dobra, ale
porozmawiajmy na inny temat… Zostajecie w Hogwarcie na Święta Bożego
Narodzenia, czy nie? – zapytała się Alex.
- Ja nie
zostaję – ja i Hermiona powiedziałyśmy to w tym samym czasie.
- Ja również
nie. Wyślę wam moim Jackiem, prezenty – Jackie to był puchacz Alex. Był większy
od Nastorii… W końcu są innym gatunkiem.
- Ale ja nie
będę jak miała wam wysłać. – Powiedziała Hermiona.
- Przecież jak
ja wyślę Tobie prezent, to będziesz mogła nam później moją sową odesłać. Tak
samo zrobisz z Alex. Najpierw ja i Alex wyślemy tobie prezenty, ty nam wyślesz
naszymi sowami, tak, że Nastoria do Alex, a do mnie Jackie. Później ja wyślę
Alex prezent Jackiem, a Alex mi wyśle Nastorią! Po problemie! Zrozumiałyście?
- Nie –
powiedziały w tym samym czasie.
Wytłumaczyłam
im mój genialny plan jeszcze dwa razy. Kiedy już zrozumiały, to rozmowę
przerwał nam jakiś czwartoklasista. Podszedł spytać się mnie, czy to ja jestem
animagiem i jak to zrobiłam. Nagle zauważyłam, że Ron i Harry gdzieś idą. Szli
w stronę Zakazanego Lasu, więc powiedziałam dziewczynom, że muszę iść i poszłam
za nimi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz