piątek, 24 lipca 2015

Rozdział V



Rok Pierwszy Rozpoczęty!
Tiara Przydziału

Usłyszałam głos zza okna.
- Pirszoroczni! Pirszoroczni tutaj! – wołał głos. Zgaduję, że chodzi o pierwszorocz-
nych. Wyszłam razem z Hermioną i poszłam za olbrzymem, który nadal nas nawoływał. – No dalej za mną… są jeszcze jacyś pirszoroczni? Patrzyć pod nogi! Pirszoroczni za mną!
            Zaczęliśmy schodzić po wąskiej ścieżce. Potykaliśmy się cały czas. Olbrzym (usłyszałam jak Harry Potter powiedział na niego Hagrid) mówił nam, że za tym zakrętem zobaczymy Hogwart. Jeszcze dwadzieścia kroków… Szesnaście, czuję dziwny ucisk w brzuchu… Dziesięć, to już tak niedaleko… Sześć, już prawie go widzę… Trzy… Dwa… Jeden…
            Nagle naszym oczom ukazał się zamek, który osadzony był na wysokiej górze. Był on wielki i przepiękny. Miał wiele baszt i wieżyczek. Dzieliło nas do niego wielkie jezioro, które w mroku wydawało się mieć czarną wodę.
            - Po czterech do łodzi, ani jednego więcej! – krzykną Hagrid. Mnie i Herminę rozdzielono. Ona siedziała z Nevillem, Harrym i Ronem, a ja z jakimiś dwoma obcymi chłopcami i jedną dziewczyną. – Wszyscy siedzą? No to… NAPRZÓD!
            Łódki w tym samym czasie ruszyły na przód. Ułożyły się w kształt (mniej więcej) klucza (taki jakim lecą ptaki). Zamek był coraz bliżej nas, ale ja nie mogłam wytrzymać, więc zapytałam się chłopców jak się nazywają:
            - Cześć, jestem Laura Kelly, a wy?
            - Jestem Dean Thomas – powiedział czarnoskóry chłopiec. Wydawał się być wysoki chociaż siedział.
            - Ja jestem Susan Bones – powiedziała dziewczynka, która siedziała na środku łódki.
            - A ja jestem Seamus Finningam – powiedział chłopiec, który siedział koło mnie. Miał ładne rysy twarzy i włosy koloru piasku. – Miło cię poznać.
- Mi również. – odpowiedziałam.
Nagle Hagrid ryknął:
- Głowy w dół!
Wszyscy posłusznie opuściliśmy głowy w dół, aby nas skalna ściana nie uderzyła w głowy. Teraz płynęliśmy ciemnym tunelem, który wiódł pod zamek. Po jakichś dwóch minutach dotarliśmy do czegoś w rodzaju przystani. Było tu ciemno i wilgotno.
- Hej, ty tam! Czy to twoja ropucha? – zapytał się Hagrid, który musiał sprawdzić czy w łodziach nikt, niczego nie zostawił.
- Teodora! – krzyknął Neville i od razu wziął swoją ropuchę w ręce, aby ją uściskać.
Potem ruszyliśmy w górę takim tunelem, idąc prawie po omacku za lampą Hagrida. Dwa razy się wywróciłam, ale Seamus pomógł mi wstać. W końcu, po dziesięciu minutach drogi wyszliśmy na wilgotną murawę w cieniu zamku. Wspięliśmy się po kamiennych stopniach, co zajęło nam około pięć minut i stanęliśmy koło olbrzymiej drewnianej (w nocy nie było widać, jaki to rodzaj drewna, ale zgaduję, że to dąb) bramy. Hagrid spytał się nas, czy wszyscy są i czy Neville ma swoją ropuchę. Uniósł swoją wielką pięść i uderzył trzy razy w bramę zamku.

Brama natychmiast się otworzyła. Stała w niej profesor McGonagall, w swojej (pewnie ulubionej) szmaragdowozielonej szacie.
- Pirszoroczni, pani profesor McGonagall – przedstawił nam kobietę Hagrid. Chyba jako jedyna wiedziałam kto to jest.
- Dziękuję ci, Hagridzie. – czyli Harry miał rację, że olbrzym nazywa się Hagrid. – Sama ich stąd zabiorę.
Otworzyła nam szerzej drzwi. Sala wejściowa była ogromna! Nie było tu lamp, a pochodnie. Wszystkie płonęły ogniem koloru włosów Rona. Były wielkie marmurowe schody, które zapewne prowadziły na piętro.
Ruszyliśmy za profesor McGonagall. Wreszcie odnalazłam Hermionę, więc trochę mniej się stresowałam. Po prawej stronie były piękne drzwi, z których dochodził gwar rozmów. Pewnie wszyscy uczniowie już tam byli. Lecz profesor McGonagall poprowadziła nas do pustej komnaty po lewo. Potknęłam się i bym się wywróciła, gdyby nie Seamus… znowu. Stoczyliśmy się w niej, ale ledwo.
- Witajcie w zamku Hogwart – zaczęła profesor McGonagall. – Bankiet rozpoczynający nowy rok wkrótce się zacznie, ale zanim zajmiecie swoje miejsca w Wielkiej Sali, zostaniecie przydzieleni do domów. Ceremonia przydziału jest bardzo ważna, ponieważ podczas całego pobytu w Hogwarcie wasz dom będzie czymś w rodzaju rodziny. Będziecie mieć zajęcia razem z innymi mieszkańcami waszego domu, będziecie spać z nimi w dormitorium i spędzać czas wolny w pokoju wspólnym.
- Są cztery domy: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclow i Slytherin. Każdy dom ma swoją zaszczytną historię i z każdego wyszli na świat słynni czarodzieje i znakomite czarodziejki. Tu, w Hogwarcie , wasze osiągnięcia będą chlubą waszego domu, zyskując punkty, a wasze przewinienia będą hańbą waszego domu, który przez was utraci część punktów. Dom, który osiągnie najwyższą liczbę punktów przy końcu roku, zdobędzie Puchar Domów, co jest wielkim zaszczytem. Mam nadzieję, że każde z was będzie wierne swojemu domowi, bez względu na to, do którego zostanie przydzielone. Ceremonia przydziału odbędzie się za kilka minut w obecności całej szkoły. Zalecam wykorzystanie tego czasu o zadbanie o swój wygląd.
Spojrzała się na Nevilla, która była zawiązana w dziwnym miejscu, a mianowicie na lewym jego uchu, oraz na nos Rona, który był ubrudzony.
- Wrócę kiedy będziecie gotowi – dodała profesor McGonagall. – Proszę zachować spokój.
Wyciągnęłam z kieszeni moją szczotkę i przeczesałam nią włosy. Później pożyczyłam ją Hermionie. Otrzepałam szybko swoją szatę z piór Nastorii. Hermiona wszystkim opowiadała jakich zaklęć się  nauczyła w domu. Czułam się trochę zażenowana, ponieważ myślałam, że nie wolno w domu ćwiczyć magii. Bałam się, że mnie wyśmieją jeśli nic nie będę umieć. Usłyszałam nagle, że parę osób za mną krzyknęło. Kiedy się obróciłam, to zauważyłam, że około dwadzieścia perłowobiałych duchów. Były lekko przezroczyste, oraz szybowały po komnacie i rozmawiały ze sobą. Niezbyt mnie interesowało co one mówiły… Nie zwróciłam na to uwagi, ponieważ zbyt się stresowałam.
- No, idziemy! – Profesor McGonagall przerwała rozmowy pierwszoroczniaków z duchami. – Ceremonia przydziału zaraz się rozpocznie. A tera proszę stanąć rzędem i iść za mną.
Posłusznie wykonaliśmy to co Profesor McGonagall nam poleciła. Niektórzy wyglądali jakby mieli zaraz zemdleć, a natomiast inni byli pewni siebie. Wyszliśmy gęsiego z komnaty. Przede mną stała Hermiona, a za mną Dean. Przeszliśmy przez salę wejściową, a następnie wkroczyliśmy do Wielkiej Sali.
Wielką Salę oświetlały tysiące świec, które unosiły się w powietrzu nad czterema stołami. Na stołach był wiele złotych talerzy i pucharów. Przy każdym ze stołów siedzieli uczniowie. Na podeście stał jeszcze jeden stół, przy którym siedzieli nauczyciele. Profesor McGonagall zaprowadziła nas koło tego podestu. Ustawiliśmy się w szeregu, twarzami do uczniów. Czułam na sobie spoczywający wzrok setek par oczu. Kiedy spojrzałam w górę to zobaczyłam aksamitnoczarne sklepienie upstrzone gwiazdami. Hermiona powiedziała do mnie:
- Jest zaczarowane… żeby wyglądało jak prawdziwe niebo… Czytałam o tym w książce o historii Hogwartu, tej którą ci dałam.
Profesor McGonagall położyła przed nami stołek, a na nim leżała spiczasta tiara, która była wystrzępiona i połatana. Było cicho, a następnie tiara drgnęła. Jeden z szwów rozpruł się, przez co wyglądało to, jakby tiara miała usta. Nagle zaczęła śpiewać:

Może nie jestem śliczna,
Może i łach ze mnie stary,
Lecz choćbyś świat przeszukał,
Tak mądrej nie znajdziesz tiary.
Możecie mieć meloniki,
Możecie nosić panamy,
Lecz jak jest Tiara Losu,
Co jeszcze nie jest zbadany.
Choćbyś swą głowę schował
Pod pachę albo w piasek,
I tak poznam kim jesteś,
Bo dla mnie nie ma masek.
Śmiało, dzielna młodzieży,
Na głowy mnie wkładajcie,
A ja wam zaraz powiem,
Gdzie odtąd zamieszkacie.
Może w Gryffindorze,
Gdzie kwitnie męstwa cnota,
Gdzie króluje odwaga
I do wyczynów ochota.
A może w Hufflepuffie,
Gdzie sami prawi mieszkają,
Gdzie wierni i sprawiedliwi
Hogwart szkoły są chwałą.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać wam wypadnie
Tam płonie lampa wiedzy,
Tam mędrcem będziesz snadnie.
A jeśli chcesz zdobyć
Druhów gotowych na wiele,
To czeka was Slytherin,
Gdzie cenią sobie fortele.
Więc bez lęku, do dzieła!
Na głowy mnie wkładajcie,
Jam jest Myśląca Tiara,
Los wam wyznaczę na starcie!


Wszyscy na sali zaczęli klaskać, więc ja też. Tiara skłoniła się przed każdym z czterech stołów i znów znieruchomiała.
- Czyli musimy ją założyć na głowę, i to chyba tyle – powiedziałam do Hermiony.
- Najwyraźniej – odpowiedziała.
Profesor McGonagall wystąpiła trzymając w ręce bardzo długi zwój pergaminu.
- Kiedy wyczytam nazwisko i imię – powiedziała – dana osoba nakłada tiarę i siada na stoliku. Abbot, Hanna!
Z szeregu wystąpiła dziewczynka, która stała koło Hermiony. Tiara opadła jej prawie na nos i usiadła na stoliku. Chwilę później tiara wykrzyczała:
- HUFFLEPUFF!
Przy stole po prawej stronie rozległy się oklaski i okrzyki aplauzu. Hanna szybko do niego podbiegła i usiadła.
- Bones Susan!
- HUFFLEPUFF! – wykrzyczała tiara, a Susan usiadła koło Hanny. Pewnie się z nią jednak nie zaprzyjaźnię.
Profesor McGonagall wyczytała jeszcze siedem osób, aż nagle:
- Greanger Hermiona!
Hermiona podbiegła do stołka i wcisnęła tiarę na głowę.
- GRYFFINDOR! – krzyknęła tiara.
Teraz tylko czekać na moją kolej…
- Kelly Laura!
Podeszłam do tiary i założyłam ją na głowę. Usiadłam na stołku i usłyszałam:
- Hmm – usłyszałam cichy głosik. – Trudny wybór. Mnóstwo odwagi, ale również bardzo mądra, bardzo… Niesamowity talent do transmutacji… Bardzo wielka moc. Ahh… Lecz jest z mugolskiej rodziny… A już miałem dać cię do Slytherinu…
Siedziałam tak pięć minut i dwie sekundy, a tiara nadal się zastanawiała między Ravenclawem, a Gryffindorem. Bałam się, że Profesor Mcgonagall po prostu mi ją zdejmie z głowy i powie, że nie zostałam jednak przyjęta, aż nagle…
- GRYFFINDOR!
Nie mogłam uwierzyć własnemu szczęściu. Zdjęłam tiarę z głowy i usiadłam między Hermioną, a Fredem. Bliźniacy od razu mnie przytulili (co było dla mnie wielkim zdziwieniem), a  inni zaczęli mi podawać dłonie na powitanie.
- Należysz do Hatstalls! – powiedziała do mnie Hermiona.
- Czego?!
- Hatstalls to są osoby nad którymi tiara zastanawiała się więcej niż pięć minut. A nad tobą zastanawiała się równo pięć minut i trzy sekundy! Gratuluję!
- Dzięki, ale nie wiem za co…
Podczas naszej rozmowy Neville trafił do Gryffinforu, oraz jeszcze parę osób poszło do innych domów. Nagle McGonagall wymieniła:
- Harry Potter!
Po sali rozbiegł się dziwny szmer. Każdego ciekawiło do jakiego Potter trafi domu. Podszedł do stołka i założył tiarę na głowę. Każdy się w niego wpatrywał. Po czterech minutach i trzydziestu sekundach tiara krzyknęła:
- GRYFFINDOR!
Ze stołu przy którym siedziałam każdy wiwatował. Percy Weasley (brat bliźniaków, przed chwilą mi go przedstawili) zaczął Harremu gratulować, a bliźniacy krzyczeli: „Mamy Pottera! Mamy Pottera!”. Wszyscy podchodzili do niego i mu ściskali dłoń. Jakieś dwadzieścia minut później została wezwana do tiary przedostatnia osoba, a mianowicie Ronald Weasley. Tiara przydzieliła go do Gryffindoru. Ostatnią osobę przydzieliła do Slytherinu.
Teraz powstał Albus Dumbledore. Rozłożył szeroko ramiona, twarz miał rozpromienioną, jakby nic nie mogło go tak ucieszyć, jak widok wszystkich uczniów
- Witajcie! – powiedział. – Witajcie w nowym roku szkolnym w Hogwarcie! Zanim rozpoczniemy nasz bankiet, chciałbym wam powiedzieć kilka słow. A oto one: Głupol! Mazgaj! Śmieć! Obsuw! Dziękuję wam!
Po tym jakże ambitnym przemówieniu usiadł. Z sali rozległy się oklaski i wiwaty. Nagle na talerzach na środku pojawiło się najróżniejsze jedzenie. Najróżniejsze rodzaje mięs, ziemniaki, ryż, frytki, wiele różnych rodzajów sałatek i co najdziwniejsze, miętówki. Nałożyłam sobie dwa kotlety z piersi kurczaka i poprosiłam Freda, aby podał mi frytki. Było to nieziemsko pyszne. Nalałam sobie to picia trochę truskawkowego kompotu, chociaż bliźniacy namawiali mnie, abym spróbowała soku z dyni. Zobaczyłam, że duch „wyrósł z jedzenia”, ale nie chciałam na niego patrzeć, obrzydzało mnie to trochę…
Kiedy już wszyscy się najedliśmy, to resztki jedzenia zniknęły z talerzy, które znów stały się czyste. Po chwili na talerzach na środku pojawiły się desery: bloki lodów we wszystkich smakach o jakich można by pomyśleć, strucle jabłkowe, ciastka z owocami polane syropem, polane czekoladą eklerki, pączki nadziewane konfiturą, biszkopty z kremem, truskawki, fontanny z czekoladą, marmoladki, ryżowy budyń…
Hermiona zaczęła rozmawiać z Percym Weasleyem, więc nie chciałam jej przeszkadzać. Seamus i inni chłopcy z mojego roku zaczęli rozmawiać o rodzinie. Ja natomiast zaczęłam wygłupiać się z bliźniakami. Fred wymyślił sobie, że nałoży mi różne smaki lodów, założy mi opaskę na oczy i będę miała zgadywać co to za smaki. Zgadłam cztery na pięć smaków, ponieważ dwa były do siebie podobne. Zgadłam: mięta z czekoladą, piernikowe, biała czekolada i czekoladowe, a nie zgadłam smaku orzechów ziemnych, bo powiedziałam, że są włoskie. Dla porównania później podał mi smak włoskich i smakował tak samo! Czuję, że po prostu mnie wrabiał. Zjadłam później ptysia, ale zostały mi po nim wąsy. Fred mi je wytarł chusteczką. Było już koło godziny 22:00.
Chwilę później zniknęły również desery. Profesor Dumbledore ponownie powstał.
- E-hym.. jeszcze tylko kilka słów. Mam nadzieję, że wszyscy się najedli i napili. Chciałbym wam przekazać kilka uwag wstępnych. Pierwszoroczniacy niech zapamiętają, ż nikomu nie wolno wchodzić do lasu, który leży na skraju terenu szkoły. Dobrze by było, żeby pamiętało o tym również kilku starszych uczniów.
W tym momencie Dumbledore spojrzał na Freda i na Georga.
- Pan Filch prosił mnie też, żebym wam przypomniał, że między lekcjami, na korytarzach, nie wolno używać żadnych czarów. Próby do quidditcha rozpoczną się w drugim tygodniu semestru – muszę się spytać za chwilę Freda i Georga co to jest ten quidditch. – Każdym kto jest zainteresowany grą w barwach swojego domu, powinien zgłosić się do pani Hooch. I ostatnia uwaga. Muszę was poinformować, że w tym roku wstęp na korytarz na trzecim piętrze, ten po prawej stronie, jest zabroniony. Dla wszystkich, o ile nie chcą umrzeć w straszliwych mękach. – tu zrobił chwilę przerwy. – A teraz, zanim pójdziemy spać, zaśpiewajmy nasz szkolny hymn! – twarze nauczycieli wykrzywiły się w jakiś dziwny grymas. – Każdy wybiera sobie ulubioną melodię i śpiewamy!
Zdziwiłam się, że Hogwart ma swój hymn. Szybko przeczytałam pierwszy wers i zaczęłam śpiewać razem z resztą (każdy w innym rytmie. Ja śpiewałam to w rytmie „Ody do radości”, nie wiem nawet dlaczego):
Hogwart, Hogwart, Pieprzo-Wieprzy Hogwart,
Naucz nas choć trochę czegoś!
Czy kto młody z świerzbem ostrym,
Czy kto stary z łbem łysego,
Możesz wypchać nasze głowy
Farszem czegoś ciekawego,
Bo powietrze je wypełnia,
Muchy zdechłe, kurzu wełna.
Naucz nas, co pożyteczne,
Pamięć wzrusz, co ledwie zipie,
My zaś będziem wkuwać wiecznie,
Aż się w próchno mózg rozsypie!

Każdy skończył śpiewać w innym czasie. Ja skończyłam jako jedna z pierwszych. W końcu tylko Fred i George śpiewali na powolną melodię marsza żałobnego. Dumbledore dyrygował im za pomocą różdżki aż do ostatniej nuty. Szczerze mówiąc, to nigdy nie słyszałam dziwniejszego hymnu szkoły.


- Ach muzyka – powiedział, kiedy wszyscy skończyli klaskać, ocierając łzę w oku. – To magia większa od wszystkiego, co my tu robimy! A teraz pora spania. Biegiem do łóżek!
Razem z resztą pierwszorocznych poszłam za Percym (był prefektem naszego domu). Wyszliśmy z Wielkiej Sali, a następnie weszliśmy na marmurowe schody. Na ścianach wisiało wiele portretów… Najdziwniejsze było to, że one mówiły! Rozmawiały między sobą, machały nam i nawet przechodziły do sąsiednich portretów. Nagle pojawiło się przed nami wiele lasek, które unosiły się w powietrzu. Kiedy Percy podszedł do nich, to zaczęły się na niego rzucać.
- To irytek – powiedział nam Percy – Poltergeist. – wiedziałam kto to Poltergeist z książek. Jest to duch, który zazwyczaj daje o sobie znać hałasami i przesuwaniem różnych przedmiotów. Percy podniósł głos. – Irytku pokaż się.
Odpowiedzią był ordynarny, syczący odgłos. Skojarzyło mi się to z piskami mojej kuzynki, kiedy zobaczy pająka, albo mysz.
- Chcesz, abym poszedł po Krwawego Barona?
Rozległ się trzask i pojawił się mały człowieczek ze złośliwymi, czarnymi oczkami i szerokimi ustami. Unosił się ze skrzyżowanymi nogami w powietrzu, trzymając wiązkę lasek.
- Oooooch! – zarechotał. – Pierwszoroczniaki! Maluchy! Ale zabawa!
Nagle rzucił się w naszym kierunku. Wszyscy się cofnęliśmy. Już go nie lubię…
- Idź sobie, Irytku! Mam o tym donieść Baronowi? Zaraz to zrobię! – krzykną Percy.
Irytek pokazał Percy’emu język i znikną, upuszczając laski na głowę Neville’a. Usłyszałam, jak się oddala, bo bębnił po drodze czymś, lub o coś.
- Musicie się wystrzegać Irytka – powiedział Percy, kiedy ruszyliśmy dalej. – Boi się tylko Krwawego Barona. Nie słucha się nawet nas, prefektów. No jesteśmy.
Na samym końcu korytarza wisiał portret otyłej kobiety w kiczowatej różowej sukience.
- Hasło? – zapytała się nas
- Caput Draconis – odpowiedział Percy, a portret odsunął się, ukazując okrągłą dziurę w ścianie. Przeszłam przez nią jako trzecia.
Weszliśmy do pokoju wspólnego Gryffindoru. Jest on bardzo przytulny i okrągły. Jest w nim wiele foteli. Percy wskazał nam, dziewczętom drzwi po prawej. Kiedy przez nie przeszłyśmy, to ujęłyśmy spiralne schody. Na samym ich szczycie była komnata w której było pięć łóżek. Każde miało czerwone zasłony z obydwu stron. Wybrałam łóżko między Alexandrą Smith, a Hermioną. W naszym dormitorium byłam ja, Hermiona, Alexandra Smith, Lavender Brown i Parvati Patil. W pokoju już stał mój kufer. Przebrałyśmy się w pidżamy i poszłyśmy już spać. Był to bardzo udany dzień. Już nie mogę się doczekać pierwszych zajęć…

Po małych opóźnieniach, ale jest. Rozdział piąty jest specialem na 200 wyświetleń. Specjalnie czekałam na ten rozdział, aby zrobić małą rzecz. Mianowicie pozdrowić moją najlepszą przyjaciółkę - Oligatora. Więc kochany Oligatorku pozdrawiam cię z całego serduszka! Was, tych którzy wytrwali ten tydzień ze mną i moją niezbyt ciekawą (jak narazie, później postaram się dodać jakieś pościgi i wybuchy) historią, również serdecznie pozdrawiam! Dziękuję, że ktoś to czyta! ;**
Laura ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz