poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział III




Hogwart tuż tuż :)
Studiowanie książek i moje urodziny

Gdy wróciłam z mamą do domu, to od razu wszystko zabrałam do mojego pokoju. Moją nową sówkę postawiłam na komodzie (w sensie, że jej klatkę). Wszystkie składniki do eliksirów i kociołek włożyłam już do mojego pięknego kufra. Moją różdżkę, która została wykonana z drzewa różanego i rogu jednorożca, która ma 11 cali, oraz która jest ładna i giętka, a zarazem elegancka i kobieca, położyłam na szafie. Mogłam na nią patrzeć godzinami, ale bałam się jej przetestować. Bałam się, że wybuchnie, czy coś w ten deseń. W sakiewce (którą kupiłam na ulicy Pokątnej za 10 knutów) schowałam resztę pieniędzy, klucz do mojej skrytki w Gringocie, oraz bilet. Zostały mi 2 galeony, 2 sykle i 4 knuty. Książki położyłam na łóżku (miałam zacząć je już czytać, aby znaleźć imię dla sówki), a resztę rzeczy (szaty, rękawicę itp.) również włożyłam do kufra. W „Dziejach Współczesnej Magii” znalazłam bardzo ciekawe imię dla mojej sowy. Nazwałam ją Nastoria. Jakoś tak nie lubię historii, ale szukałam imienia, więc zaraz gdy je znalazłam, to książkę włożyłam do kufra. Książka ta nie była obowiązkowa, ale kupiłam ją myśląc, że historia czarodziejska będzie bardziej interesująca od naszej historii mugolskiej…
Nie wiem skąd Ollivander wiedział, że spodoba mi się transmutacja… Teoria interesująca, ale praktyka… Już nie mogę się jej doczekać! W podręczniku przeczytałam, że osoby, które potrafią zmienić się w zwierzę, to animagowie. Mogą oni zmienić się TYLKO w jedno zwierzę, ale… Są nieliczne osoby, które są Immen Animagami. Są to osoby, które mogą się zamieniać w co tylko zechcą… Nazwa ta pochodzi od Immensitatem (z Łaciny), czyli ogrom. Już od ponad wieku nie wykryto Immen Animaga. Ostatnim zarejestrowanym Immen Animagiem jest Romuald StickBotomn. Lecz umarł w wieku 99 lat w roku 1855. Ale może uda mi się być chociaż animagiem. Podobno nie jest ich wielu, ale może mnie się również uda nim zostać. W tej książce było również wiele ciekawych zaklęć na transmutację np.: szczura w kubek, albo kocięta w piórko. Było tam również napisane, że nie można transmutować czegoś w pożywienie… Hmm… A na przykład patyk już w żywą rybę można zmienić… Tylko, że trzeba wtedy ją zabić. Dosyć dziwne są te prawa.
Wakacje mijały bardzo szybko. Razem z Nastorią bardzo się „zaprzyjaźniłyśmy”. Wylatywała na nocne polowania i raz nawet przyniosła mi „prezent”… Mam na myśli zabitą mysz. Gdy nie patrzyła, to dyskretnie wyrzuciłam prezent, nie chciałam aby czuła się urażona. Z Hermioną również się zaprzyjaźniłam, ponieważ na Pokątnej dała mi numer swojego telefonu, dzięki czemu mogłam do niej dzwonić i rozmawiać o Hogwarcie i nie tylko. Dzisiaj jest 29 sierpnia. Jeszcze 2 dni i moje urodziny! Będę miała wreszcie 11 lat.
Ciekawe do jakiego domu zostanę przydzielona. W którejś z książek (nie pamiętam już której) czytałam, że są 4 domy. Gryffindor, Ravenclow, Hufflepuff i Slytherin. Powiedziałam to wam w takiej kolejności w jakiej chciałabym trafić do każdego z domów… Najbardziej do Gryffindoru, gdzie są najodważniejsi (czyli zapewne ja tam nie trafię), następnie do Ravenclowu, tam są ci najmądrzejsi (czyli jest jakaś maleńka szansa, że tam trafię), na przed ostatnim miejscu Hufflepuff, bo tam są ci najmilsi i reszta (mówiąc reszta mam  na myśli to, że Hufflepuff przyjmie każdego, nawet takiego „wyrzutka”, który nie pasuje do żadnego z domów. Pewnie ja tutaj trafię). Na ostatnim miejscu jest Slytherin… W nim są sprytni (mhm…) i (najprościej mówiąc) chamscy. Są tam czarodzieje tylko czystej krwi, więc nie mam się co martwić, że tam trafię…
Kiedy już się rozsiadłam i zaczęłam czytać „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”, to zadzwonił telefon… Pobiegłam do salonu i odebrałam.
- Kto dzwoni? – zapytałam od razu, nawet nie wiem dlaczego.
- To ja Hermiona! – powiedział głos ze słuchawki. – Czytałaś już Dzieje współczesnej magii, rozdział 13? – kupiłam sobie tą książkę, bo myślałam, że to będzie interesujące, ale jest tak samo interesujące jak nasza mugolska historia. – Tam jest odpowiedź na twoje pytanie!
- Hermiono, przecież wiesz, że niezbyt podoba mi się historia… A poza tym to które pytanie? To o Sama-Wiesz-Kogo? – zapomniałam wam powiedzieć, że w końcu nie zapytałam się Flitwicka o Sami-Wiecie-Kogo – Jeśli tak to…
- Tak właśnie to pytanie! I jest tam też o chłopcu, który prze… Zresztą sama przeczytaj!
- Dobrze Hermiono… Zadzwonię jak przeczytam, ok?
- Dobra… Więc zadzwoń zaraz jak to przeczytasz. Pa.
- Pa!
Zaraz gdy skończyła się nasza rozmowa, to pobiegłam do książki. Przeszukałam spis treści i znalazłam „Rozdział 13. Sami-Wiecie-Kto, oraz Chłopiec Który Przeżył”. Nie chcę mi się przepisywać wam całego rozdziału, ale opowiem wam w skrócie o czym on jest. Sami-Wiecie-Kto to (nie jestem pewna czy mogę użyć jego nazwiska, ale odważę się i powiem).. Lord Voldemort. Był to czarnoksiężnik, który zabijał setki czarodziejów i tysiące mugoli. Robił to wszystko, aby władać światem. Kiedyś był zwykłym człowiekiem i nazywał się Tom Riddle. Miał grupę swoich sprzymierzeńców, czyli Śmierciożerców. Pewnej nocy poszedł do rodziny Potter, aby zabić ich rocznego synka, Harrego. Zabił Jamesa i Lily Potter, ale gdy chciał zabić niemowlę (czyli Harrego Pottera), to nie zrobił tego. Nie wiadomo co się stało, że tego nie zrobił. Podobno umarł, ale niektórzy twierdzą, że nadal jest wśród nas, tylko nie ma siły zaatakować. Harry uszedł z życiem, przed morderczym zaklęciem Avada Kedavra z małą blizną. Jako jeden jedyny przeżył to zaklęcie… Co ciekawsze, to jest w naszym (moim i Hermiony) wieku! Może trafimy do tego samego domu… Ciekawie byłoby go poznać.
Zanim zadzwoniłam do Hermiony, to poszłam zrobić sobie kanapkę (z serem i szynką), oraz oglądnęłam ciekawy program w telewizji (przyrodniczy).
- Hermiona już przeczytałam!
- I jak? Co ciekawsze, to jest szansa, że go poznamy, w końcu jest w naszym wieku.
- Tak! Nie mogę się już doczekać Hogwartu… Właśnie zapomniałam się Ciebie spytać… Przyszłabyś, no przyjechała do mnie na urodziny? Wiesz może być nawet jutro… Wiem, że będziesz musiała jeszcze wrócić do domu, więc.. Mogłabyś?
- Poczekaj chwilkę, zapytam się mamy… MAMOO? MOGĘ PÓJSĆ DO LAURY NA URODZINY? JUTRO TEŻ MOŻE BYĆ! NIE MUSI BYĆ 31 SIERPNIA! DZIĘKUJĘ! Mogę przyjechać! To o której godzinie?
- O której chcesz… A i nie musisz dawać żadnego prezentu, serio! Wystarczy to, że będziesz.
- Dobra nic nie przyniosę – było czuć sarkazm w jej głosie, co jest rzadkością. – Będę około 13 ok?
            - Ok. Już czekam! To do jutra!
            - Do jutra!
            Gdy skończyłyśmy rozmowę, to poszłam do mamy do pokoju poinformować ją, że jutro będziemy mieć gościa. Znając Hermionę, to da mi jakąś książkę na urodziny. Mam nadzieję, że ciekawą…
            Resztę wieczoru spędziłam bawiąc się z moim kotem – Pierniczkiem. Mam nadzieję, że jego też będę mogła wziąć do Hogwartu, chociaż mama mi pewnie nie pozwoli. Ale moja Nastoria mi wystarczy. Nie wiem czy Piernik by poradził sobie w takiej szkole… Ciekawe czy jest duża… Przed snem wypuściłam jeszcze Nastorię, aby sobie polatała.
            Następnego dnia ubrałam się w fioletową koszulę w kratę, oraz jeansy (pod koniec wakacji zawsze jest zimno). Na śniadanie zjadłam płatki z mlekiem. Zdziwiłam się, że Nastorii jeszcze nie ma, ale na pewno poluje jeszcze. O 10 już wróciła. Widać, że była z siebie zadowolona. Od razu rzuciłam się na łóżko szukając jakiegoś martwego stworzonka, które mi przyniosła. W jej klatce leżały 2 martwe jaszczurki. Kiedy chciałam je zebrać, to mnie dziabnęła, informując mnie, że to jej drugie śniadanie.
            Punktualnie o 13 usłyszałam pukanie do drzwi. Gdy je otworzyłam, to zobaczyłam moją przyjaciółkę – Hermionę Greanger. Pierwsze co zrobiła, to wręczyła mi ładnie zapakowane pudełko w dłonie, a następnie mnie przytuliła. Miło mieć taką przyjaciółkę.
            - Otwórz go – powiedziała zaraz, kiedy „uwolniłam” się z jej uścisku.
            - Chodź najpierw do mnie do pokoju. Tam otworzę. Później pójdziemy na tort. Mama specjalnie na dzisiaj upiekła.
Kiedy weszłyśmy do mojego pokoju, to od razu Nastoria zaciekawiła się Hermioną. W czasie kiedy Hermiona bawiła się z Nastorią, ja otwierałam prezent. W środku znalazłam „Historię Hogwartu” (wiedziałam, że dostanę książka), słodycze (mugolskie, nie czarodziejskie, jeśli takowe istnieją), oraz zestaw do pielęgnowania różdżki (taki coś ala postument/poduszeczka, specjalną ściereczkę, płyn do różdżek i małą książeczkę, w której były 3 zaklęcia jakimi możemy wyczyścić naszą różdżkę). Mocno ją przytuliłam i podziękowałam. Kiedy zjadłyśmy czekoladę (którą dostałam od niej), to zaczęłyśmy rozmawiać o Sami-Wiecie-Kim i o Harrym Potterze. Ciekawiło nas jak taki mały chłopiec mógł pokonać tak wielkiego czarnoksiężnika.
- Tort już gotowy! – krzyknęła mama z kuchni.
- Już idziemy!
Gdy weszłyśmy do kuchni, to naszym oczom ukazał się piękny tort. Miał on kształt listu z Hogwartu. Był piękny. Poszłam szybko do salonu po aparat, aby zrobić mu zdjęcie. Wyglądał nieziemsko, a smakował jeszcze lepiej. W środku był to biszkopt czekoladowy, masa czekoladowa, masa ciasteczkowa i galaretka pomarańczowa.
Do wieczoru razem z Hermioną śmiałyśmy się, rozmawiałyśmy i bawiłyśmy się z moim kotem. Nastoria czuła się ździebko zazdrosna, ale jutro jej dam trochę przysmaków dla sów (które kupiłam od razu przy zakupie jej). O godzinie 18 jej rodzice już po Hermionę przyjechali. Bardzo fajnie spędziłyśmy ten dzień.
W nocy (pewnie północ) obudził mnie niespodziewany telefon. Pobiegłam do salonu odebrać. Tam usłyszałam głos mojej koleżanki z klasy, która złożyła mi życzenia i pytała się dlaczego nie dzwoniłam. Trudno mi było się wytłumaczyć, że jutro mnie nie spotka, bo jadę do innej szkoły, ale jakoś to zrobiłam. Pytała się mnie czy się wyprowadzam… I tu był największy problem. Ale udało mi się wybrnąć i powiedziałam, że jadę do szkoły z internatem na drugim końcu Anglii. Była dosyć smutna, ale jakoś się pozbiera… Dopiero po naszej rozmowie uświadomiłam sobie, że z większością osób z klasy już się nie spotkam. Może na wakacjach, ale wątpię. Będę tęsknić za niektórymi przyjaciółmi z klasy, ale jakoś to będzie. Chwilę później poszłam do swojego łóżka i zasnęłam…
Z rana obudziła mnie mama, aby złożyć mi życzenia. Chwilę później Nastoria mnie obudziła prezentem od niej czyli zabitą myszą… Dałam jej dwa przysmaki dla sów i zeszłam na dół na śniadanie. Mama zrobiła specjalnie na moje urodziny (moje ulubione śniadanie) francuskie tosty z malinami i miodem. Dzień ten nie minął mi jakoś szczególnie, ponieważ poprzedniego dnia miałam już „mini imprezę”. Oglądałam w telewizji moje ulubione kanały, poczytałam jeszcze trochę różnych książek, porozmawiałam przez telefon z Hermioną… Dostałam jeszcze paczkę od cioci z Ameryki. Było w niej masę ciuchów, które spakowałam do kufra. Pewnie się zdziwi, że nie będę rozmawiać z nią przez telefon przez cały rok. W Ameryce mieszkają również moje dwie starsze siostry. Żadna z nich nie jest „taka jak ja” (nie jest czarownicą). Kiedy się dowiedziały, to się zdziwiły, ale były szczęśliwe. Spakowałam swój kufer w najpotrzebniejsze rzeczy. Dzięki temu zaklęciu nawet ja bym się w nim zmieściła. Zamknęłam w klatce Nastorię, z czego nie była zbytnio zadowolona i poszłam spać…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz