Rok 1
Rozdział 25
Egzaminy
Następnego
ranka obudziłam się szczęśliwa, ale lekko zestresowana; jutro egzaminy.
Oczywiście Hermiona była już na nogach, z nosem w książkach. Co chwilę szeptała
jakieś formuły, albo bezcelowo (tak to wyglądało) machała różdżką. Wyglądała
jakby popadła w jakąś manię. Zresztą tak się chyba stało…
Sięgnęłam
po podręcznik od eliksirów, aby przypomnieć sobie jak waży się wywar z
czyraków, eliksir z pąków trzmielotrzewia (którego zapachu wręcz nie znoszę),
napar na odrastanie włosów z orchidei, oraz eliksir ksenoninowy. Lubiłam
eliksiry, ale na darmo brałam podręcznik; wszystko pamiętałam.
Do
godziny trzynastej powtarzałam sobie zaklęcia, oraz historię magii. Nie było
tak źle, umiałam prawie cały materiał, ale i tak się trochę obawiałam.
Wieczorem,
po długim, odświeżającym spacerze z Harrym i Ronem (Hermiona wolała zostać w
pokoju wspólnym i się uczyć) wróciliśmy, aby przewertować po raz setny
podręcznik od astronomii. Nasze plany zepsuła impreza, którą bliźniacy
urządzili trochę wcześniej, niż miała się zacząć (półtorej godziny za wcześnie).
Hermiony nie było, pewnie siedzi w dormitorium, do którego szybko poszłam, aby
się w coś przebrać. Nie jest to jeszcze impreza końcoworoczna (którą mamy
zamiar urządzić), ale i tak na pewno będzie z podobnym rozmachem.
Tak
jak się tego spodziewałam, Hermiona siedziała z nosem w książce i z nausznikami
na uszach. Była bardzo zła, że urządziliśmy taką imprezę, ale cóż… chcemy
trochę odpocząć przed egzaminami.
Razem
z Alex szukałyśmy odpowiednich sukienek. Niestety, ale w mojej turkusowej
sukience zepsuł się zamek, więc w domu mama będzie musiała mi go naprawić.
Zanim wróciłam do szukania sukienki idealnej, spojrzałam na album ze zdjęciami,
który miał już zapchanych około trzydzieści stron zdjęciami. Otworzyłam go.
Miło
popatrzeć na wiele pamiątkowych zdjęć… Tutaj
widzę siebie z Alex i Hermioną… A tutaj jestem ja i Hermiona podczas nauki
zaklęć… Genialne wyjście wywaru na porost włosów… prawie straciłam przy tym
włosy. A tutaj ja i Freddy podczas naszej kary u Filcha… Mój prześliczny różowy lew z mgły...
Wiele
pięknych wspomnień mam z Hogwartu. Aż poczułam, że jedna łezka spadła na
sukienkę, którą podała mi Alex.
-
Złotko, nie płacz, bo chcę pomalować ci rzęsy. Będziesz wyglądać bajecznie,
chociaż i tak masz już długie rzęsy!
-
Dzięki Alex, że znalazłaś dla mnie tą sukienkę. Przeszukałam cały mój kufer w
poszukiwaniu jej, a ty ją dopiero znalazłaś!
Pomalowałyśmy
sobie rzęsy tuszem. Na moje usta nałożyłam różowy błyszczyk, alby podkreślić to
jakie są małe w porównaniu do mojego wielkiego
nosa (tak, wiem, genialna ja).
-
Dzięki Alex – powiedziałam w mojej ślicznej pudrowo-różowej sukience, oraz
czarnych tenisówkach.
-
Nie ma za co. Idziemy tańczyć?
-
Mhm… Hermiono, nie idziesz z nami?
-
Nie! – krzyknęła obrażona. – Nie chcę oblać egzaminów przez te wasze zabawy!
-
Jak chcesz…
Zeszłyśmy
po schodach na dół i przeszłyśmy przez te wielkie drzwi, które oznaczały
przedział damski. Od razu zostałam porwana przez Freda, tak, że prawie się
przewróciłam.
Złapał
mnie od razu za rękę i pociągnął na parkiet. Podeszwy moich tenisówek
piszczały, bo ja się zapierałam, ale nie! On musiał mnie od razu zaciągnąć.
Chciałam go uderzyć, ale ten złapał mnie za rękę.
-
A, a… Nie grzeczna dziewczynka – wyrwałam mój nadgarstek z jego ręki i się
odwróciłam.
Usiadłam
na fotelu i przez chwilę siedziałam.
-
No przepraszam, no… Zatańczysz? – podszedł do mnie.
Tym
razem się zgodziłam…
Następnie
zostałam porwana do tańca przez George’a, a później przez Lee. Na parkiet
zaprosili mnie również Dean, Seamus i (czego się nie spodziewałam) Neville. Ten
ostatni odważył się mnie zaprosić jako pierwszą dziewczynę, a kiedy mu nie
odmówiłam, to poczuł się lepiej i prosił do tańca Parvati i Lavender (które się
dość niechętnie zgodziły).
Tańczyłam
z wieloma chłopakami. Z siódmej klasy poprosił mnie taki jeden brunet do tańca.
Kiedy się zgodziłam, spłonął rumieńcem. Zresztą wielu siódmoklasistów prosiło
nas – pierwszoroczne. Pewnie śmiesznie to wyglądało, ale cóż… Razem z Alex
tańczyłyśmy najwięcej ze wszystkich dziewczyn.
O
dziwo byłam bardziej rozchwytywana do tańca, niż Lavender i Parvati razem
wzięte. Za specjalnie nie wyglądałam, a Parvati przepięknie! Miała typową
hinduską sukienkę, oraz włosy splecione w piękny warkocz. Wyglądała o niebo
lepiej ode mnie, ale trochę sztucznie się zachowywała…
Zabawa
była przednia, naprawdę! Tenisówki mi troszkę (bardzo) obtarły nogi, ale mam
specjalną maść od pani Pomfrey. W tym półroczu byłam raz w Skrzydle, bo
rozcięłam sobie stopę. Właśnie wtedy dostałam tą maść. Zostało mi jej jeszcze
trochę, a pani Pomfrey powiedziała, abym sobie ją zatrzymała, znając moje
szczęście. Po pięciu minutach rany się zagoiły.
Aktualnie
jest druga nad ranem. Razem z Alex przebieramy się w pidżamy. Hermiona nadal
siedzi w książkach, a Parvati z Lavender siedzą na dole i próbują wyciągnąć coś
od Harry’ego o czym gadaliśmy wcześniej (rozmawialiśmy przez chwilkę o Kamieniu,
a te dwie zołzy musiały podsłuchiwać).
Trochę
głupio zrobiłam, że poszłam tak późno (albo wcześnie, zależy jak na to patrzeć)
spać. Egzaminy rozpoczynają się o dziesiątej. Na dobry początek (znając moje
szczęście, to nie taki dobry)
zaczynamy zaklęciami-teorią, następie teoria z transmutacji, obiad, teoria z
eliksirów, oraz z obrony przed czarną magią. Jutro dzień teorii!
-
Laura! Laura! – obudził mnie krzyk przyjaciółki.
-
Cooo? – zapytałam zaspanym głosem.
-
Wstawaj! Już dziewiąta! Nie zdążysz na śniadanie w takim tempie! – Hermiona
spojrzała na mnie zabójczym wzrokiem.
-
Już wstaje…
Razem
z Hermioną, Alex, Ronem i Harrym poszliśmy do Wielkiej Sali, aby zjeść
śniadanie. Ze stresu nie mogłam nic przełknąć, więc wypiłam dwa łyki soku
dyniowego.
-
Musisz coś zjeść – powiedział Harry.
-
Nie… Lepiej będzie na pustym żołądku. Nie chcę tego przypadkowo zwrócić.
-
Dobra, jak chcesz. Uważam, że nie macie się czym martwić. Razem z Hermioną
jesteście najlepsze w szkole.
-
Tylko tak mówisz…
Dlaczego
ja się wczoraj w ogóle nie uczyłam? Jestem taka głupia…
-
Cześć Laura – usłyszałam głos zza pleców. Odwróciłam się, stała tam Betty.
-
O, hejka Betty. Co u ciebie?
-
Nic… Ty też się tak stresujesz tymi egzaminami.
-
Trochę… Tobie na pewno dobrze pójdzie, w końcu jesteś Krukonką!
-
A ty miałaś być Krukonką.
-
Ale w końcu stałam się Gryfonką, nie wiem z jakiej racji. Odważna nie jestem…
-
Ogólnie, to chciałam życzyć ci powodzenia…
-
Nawzajem.
Odeszła
od stołu, aby wrócić do rozmowy z koleżankami. Bardzo ją lubiłam, ale denerwowało
mnie to, że uważała, że jest brzydka. Była prześliczna! Jej kruczoczarne włosy
idealnie pasowały do koloru jej oczu. Ona tego nie widziała, ale wielu Puchonów
się w niej zakochało. Nie zwracała jakoś szczególnie uwagi, bardziej
interesowali ją chłopacy z jej domu.
-
Księżniczko, nie denerwuj się tak – szepnął mi na ucho Fred.
-
Łatwo ci tak mówić…
-
Rozumiem, że jesteś ambitna, ale nie musisz przecież mieć samych W.
-
Mam nadzieję, że nie będę miała ani jednego N, bo to będzie załamka.
-
Ja tam uważam, że będziesz mieć same P i W – rzekł George.
-
Dzięki, że we mnie wierzysz, chociaż ja sama w siebie nie.
-
Od czego ma się przyjaciół – powiedzieli chórem.
-
Dzięki chłopaki…
-
Nie ma za co księżniczko!
-
Fredericku…
Bardzo
lubimy się ze sobą droczyć. Denerwuje mnie jak mówi na mnie księżniczka, a jego
denerwuje Frederick. My chyba nigdy nie przestaniemy zachowywać się jak dzieci…
Razem
z Hermioną nie byłyśmy jedyne, które się denerwowały. Susan Bones prawie
zemdlała przed salą egzaminacyjną, a Hanna Abbot naprawdę zemdlała.
Egzaminy
pisemne odbywały się w wielkich klasach, w których było duszno i gorąco.
Pisaliśmy je razem z Puchonami z pierwszego roku, w klasie obok pisali Ślizgoni
z Krukonami. Karty egzaminacyjne były zaczarowane specjalnym zaklęciem, które
uniemożliwiało rysowanie na nich i bazgranie, a pióra uniemożliwiały ściąganie.
Dzisiejszy
dzień nie był taki zły… Nawet nieźle poszła mi teoria, chociaż nie pamiętałam
jednego sposobu na wykorzystanie smoczej krwi, ale to szczególik. Bardziej
stresuje się jutrem. Na start zaczniemy od praktyki z transmutacji, następnie
eliksiry, zaklęcia i obrona przed czarną magią. O północy przystąpimy do
egzaminu (oczywiście praktyka) z astronomii.
-
Panno Kelly, widzi pani przed sobą pudełko, tak? – powiedziała McGonagall w
klasie. Wołali nas pojedynczo.
-
Tak, co mam zrobić?
-
Proszę je otworzyć. W środku jest mysz. Pani zadaniem jest zamienić ją w
tabakierkę. Najlepiej, aby miała ozdoby, ale nie za dużo.
Wyjęłam
różdżkę, machnęłam różdżką, oraz szepnęłam formułę. Mysz po chwili stała się turkusową
tabakierką w różowe słonie… Wiem, mam dziwną wyobraźnię.
-
Gratuluję panno Kelly. Jeśli chcesz, to proszę zamienić się w wilka. Dostaniesz
za to dodatkowe punkty, jeśli zademonstrujesz to w sposób prawidłowy.
Nie
rozumiałam do końca o co McGonagall chodziło, ale stanęłam w miejscu, skupiłam
się i zamieniłam się w wilka. Było to cudowne uczucie. Po raz kolejny mój słuch
i węch wyostrzyły się. Piękne jest to uczucie, ale muszę się znowu zamienić w
człowieka…
-
Dobrze, panno Kelly jeszcze parę zadań…
Reszta
zadań poszła mi równie łatwo, co pierwsze. Czułam się dobrze, że mam już za
sobą transmutację, ale martwię się co będzie na eliksirach. Jeśli Snape
wymyśli, że mamy przyrządzać eliksiry z własnych składników, to już po mnie…
Sama dla siebie w wolnych chwilach ćwiczyłam eliksiry, robiłam różne napary i
takie tam, więc skończyły mi się niektóre składniki. Mam nadzieję, że nie
pójdzie mi to tak źle…
-
Proszę zrobić napój – powiedział Snape swoim jadowitym głosem – powodujący
zanik pamięci. Macie na to czterdzieści minut, i ani sekundy dłużej. Składniki
znajdziecie w szufladach. Jeśli komuś zabraknie… to wasza strata – uśmiechnął
się patrząc na Neville’a, który zapewne dojdzie do szafek jako ostatni. –
Start!
Wszyscy
podeszli do szafek po lewej stronie, aby zdobyć czułki żuków. Ja natomiast
poszłam w prawo, aby wziąć sproszkowany róg jednorożca, którego nie było za
wiele. Udało mi się zdobyć wszystkie składniki w odpowiedniej ilości.
-
Laura, proszę sprawić, aby ten ananas zaczął tańczyć na stole – powiedział
swoim piskliwym głosikiem, Flitwick.
-
Dobrze, a jaki taniec – Flitwick zaśmiał się.
-
Jak to, jaki taniec? Dajesz mi do wyboru, tak? – skinęłam głową. – Dobrze, a
więc… salsę!
Machnęłam
różdżką, wypowiedziałam zaklęcie i ananas zaczął tańczyć salsę. Śmiać mi się
chciało, ponieważ dość zabawnie to wyglądało. Flitwick kazał mi zrobić jeszcze
parę innych rzeczy, oraz powiedział, abym opowiedziała mu jak to stworzyłam
własne zaklęcie. Widziałam, że przyznał mi za to dodatkowe punkty…
To,
co się działo na obronie przed czarną magią, to była jakaś masakra. Nawet nie
będę wam tego opowiadać. Quirrell był tak zestresowany, że sam zapomniał
jednego zaklęcia…
Natomiast
(o dziwo) astronomia poszła mi znakomicie! Zapamiętałam wszystkie księżyce
Saturna. Pamiętałam gdzie leży większość gwiazd, oraz idealnie rozrysowałam
mapę księżyców Jowisza. Jestem z siebie dumna.
Do
końca tygodnia każdy był trochę zestresowany egzaminami, ale jakoś poszły. Na
sam koniec był najgorszy egzamin – z historii magii. Poszedł mi nie tak źle,
jak sądziłam, ale wyśmienicie też nie było. Teraz mamy tydzień wolności, a
następnie ogłoszenie wyników. Znając życie, to bliźniacy nie dadzą mi spokoju,
z kujonką, bo (według nich) poszło mi
naprawdę świetnie.
-
To było o wiele łatwiejsze niż myślałam – powiedziała Hermiona, kiedy wyszliśmy
na błonie. – Niepotrzebnie uczyłam się Kodeksu Honorowego Wilkołaków z 1637
roku i o powstaniu Elfrika Gorliwego.
-
Mówiłam ci, że tego nie będzie, ale ty musiałaś swoje robić.
-
Wiem Laura, ale dodatkowe informacje zawsze się przydadzą.
-
Ale nie w takiej ilości… – szepnęłam bardziej do siebie niż do niej.
Usiedliśmy
w moim ulubionym miejscu – pod wierzbą. Mieliśmy stąd widok na jezioro. Fred,
George i Lee drażnili czułki olbrzymiej ośmiornicy, która się wygrzewała na
płyciźnie. Byłam pewna, że jest tutaj kałamarnica, a nie ośmiornica.
-
Koniec z nauką – westchnął Ron z ulgą. – Mógłbyś wreszcie przestać się krzywić
na cały świat, Harry, mamy przed sobą cały tydzień, zanim się dowiemy, jak źle
nam poszło, więc nie ma co się martwić na zapas.
Harry
dotknął błyskawicy na swoim czole.
-
Och, chciałbym wiedzieć, co to znaczy!
– wybuchnął ze złością. – Ta blizna bardzo mi dokucza… to już wcześniej się
zdarzało, ale nigdy tak często, jak teraz.
-
Idź do pani Pomfrey – zaproponowała Hermiona.
-
Nie jestem chory. Myślę, że to ostrzeżenie… Coś nam grozi.
-
Ja zaraz wracam. Chcę podejść bliżej do tej ośmiornicy.
Wstałam
spod drzewa, otrzepałam sukienkę z trawy i mrówek (już nie nosiliśmy szat, bo
po co, skoro mamy wolne), i poszłam do chłopaków, a właściwie, to do
ośmiornicy.
-
Siema, Laura! – krzyknął Lee na powitanie.
-
Cześć! Co tam u was? Jak wam poszły egzaminy?
-
Tak jak co roku, czyli nieźle – powiedział Fred.
-
A tak na serio?
-
Ha, ha, ha! Jesteś taka zabawna – rzekł George.
-
Nie no, ale na serio się was pytam, bo wątpię, abyście się dobrze uczyli…
-
Taka jesteś? – odpowiedział Fred. – Zobaczymy czy będziesz odpowiednim
posiłkiem dla ośmiornicy!
-
Jaja sobie robisz!
Zrobił
to samo, co na niedzielnej imprezie; złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w
głąb jeziora. Ja się nie sprzeciwiałam, bo wiedziałam, że robi to na żarty.
Kiedy moja sukienka zaczęła dotykać tafli wody, przy czym nasiąkła cała wodą
wkurzyłam się.
-
Ejj! Zaraz całą sukienkę będę miała mokrą! I tak już nasiąkła do połowy!
-
Trudno! Masz problem!
-
Puszczaj mnie! W tej chwili!
Jak
powiedziałam, tak zrobił. Dosłownie! Puścił moją rękę, a ja nie czując już
oparcia na jego ręce wywróciłam się. Cała byłam mokra.
-
Zadowolony?!
-
Tak. Może jakieś słowo, to ci pomogę?
-
Wypchaj się! Sama dopłynę do brzegu!
-
Oby na pewno?
Stanął
mi celowo na sukience, abym nie mogła płynąć. Miałam ochotę go walnąć.
-
Puszczaj!
-
A bo co mi zrobisz?!
-
Myślisz, że ja nie mam pomysłu jak się stąd wydostać?
-
Może…
Zamieniłam
się w wilka i spokojnie dopłynęłam do ośmiornicy. Tam zamieniłam się znowu w
człowieka. Fred płynął za mną, ale widać było, że na to by nie wpadł. Nawet nie
miałam ochoty już bawić się z ośmiornicą. Ta również miała tego wszystkiego
dość, bo przesunęła się w głąb jeziora. Wróciłam znów do przyjaciół.
-
Ja go kiedyś uduszę!
-
To po co się tam pchasz?
-
Bo chciałam tą galaretę pogłaskać,
ale ten idiota musiał zacząć!
-
Przesadzasz…
-
Racja! Zawsze ja przesadzam.
Wyjęłam
różdżkę z torby, szepnęłam zaklęcie i zaczęłam się osuszać tymi niebieskimi
płomieniami. Było to fajne uczucie. Odwróciłam się. Fred puścił mi oko… Nadal
jestem na niego wkurzona, więc zarzuciłam włosy do tyłu w stylu mam na ciebie focha, nie odzywaj się do
mnie, bo cię zabiję.
Nagle
Harry zerwał się na nogi.
-
Dokąd idziesz? – zapytał Ron sennym głosem.
-
Coś mi przyszło do głowy – odpowiedział Harry. Był cały blady. – Musimy iść i
zobaczyć się z Hagridem. Natychmiast.
-
Po co? – zdziwiła się Hermiona, ale posłusznie wstała.
-
Nie wydaje się wam to trochę dziwne – powiedział Harry, kiedy wspinaliśmy się
na zbocze pagórka – że Hagrid od dawna marzył o smoku, a tu nagle pojawia się
jakiś obcy właśnie z jajem smoka? Ilu ludzi chodzi sobie spokojnie z jajem
smoka w kieszeni, choć wiadomo, że to jest sprzeczne z prawem? No i taki facet
od razu trafia na Hagrida. Uważacie, że to przypadek? A dlaczego ja nigdy na
kogoś takiego nie trafiłem?
-
O czym ty mówisz? – zapytał Ron, ale Harry nie odpowiedział.
-
Harry – zaczęłam – ja też o tym kiedyś myślałam… Ale byłam pewna, że po prostu
to mógł być jakiś znajomy Hagrida, albo osoba która go skądś zna…
-
Według mnie to jest nadal podejrzane!
Ten rozdział powinien pojawić się w poniedziałek, ale ciii... Ostatnio mam beznadziejny internet, więc nie ma co się mi dziwić :/ Mam nadzieję, że do poniedziałku się ogarnie i będę mogła udostępnić jeden z ostatnich rozdziałów... Będzie ich około trzydziestu (+/- 2, ale prędzej + :D)
Lauraa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz