piątek, 25 września 2015

Rozdział XXV

Rok 1
Rozdział 25
Egzaminy

Następnego ranka obudziłam się szczęśliwa, ale lekko zestresowana; jutro egzaminy. Oczywiście Hermiona była już na nogach, z nosem w książkach. Co chwilę szeptała jakieś formuły, albo bezcelowo (tak to wyglądało) machała różdżką. Wyglądała jakby popadła w jakąś manię. Zresztą tak się chyba stało…
Sięgnęłam po podręcznik od eliksirów, aby przypomnieć sobie jak waży się wywar z czyraków, eliksir z pąków trzmielotrzewia (którego zapachu wręcz nie znoszę), napar na odrastanie włosów z orchidei, oraz eliksir ksenoninowy. Lubiłam eliksiry, ale na darmo brałam podręcznik; wszystko pamiętałam.
Do godziny trzynastej powtarzałam sobie zaklęcia, oraz historię magii. Nie było tak źle, umiałam prawie cały materiał, ale i tak się trochę obawiałam.
Wieczorem, po długim, odświeżającym spacerze z Harrym i Ronem (Hermiona wolała zostać w pokoju wspólnym i się uczyć) wróciliśmy, aby przewertować po raz setny podręcznik od astronomii. Nasze plany zepsuła impreza, którą bliźniacy urządzili trochę wcześniej, niż miała się zacząć (półtorej godziny za wcześnie). Hermiony nie było, pewnie siedzi w dormitorium, do którego szybko poszłam, aby się w coś przebrać. Nie jest to jeszcze impreza końcoworoczna (którą mamy zamiar urządzić), ale i tak na pewno będzie z podobnym rozmachem.
Tak jak się tego spodziewałam, Hermiona siedziała z nosem w książce i z nausznikami na uszach. Była bardzo zła, że urządziliśmy taką imprezę, ale cóż… chcemy trochę odpocząć przed egzaminami.
Razem z Alex szukałyśmy odpowiednich sukienek. Niestety, ale w mojej turkusowej sukience zepsuł się zamek, więc w domu mama będzie musiała mi go naprawić. Zanim wróciłam do szukania sukienki idealnej, spojrzałam na album ze zdjęciami, który miał już zapchanych około trzydzieści stron zdjęciami. Otworzyłam go.

Miło popatrzeć na wiele pamiątkowych zdjęć… Tutaj widzę siebie z Alex i Hermioną… A tutaj jestem ja i Hermiona podczas nauki zaklęć… Genialne wyjście wywaru na porost włosów… prawie straciłam przy tym włosy. A tutaj ja i Freddy podczas naszej kary u Filcha… Mój prześliczny różowy lew z mgły...
Wiele pięknych wspomnień mam z Hogwartu. Aż poczułam, że jedna łezka spadła na sukienkę, którą podała mi Alex.
- Złotko, nie płacz, bo chcę pomalować ci rzęsy. Będziesz wyglądać bajecznie, chociaż i tak masz już długie rzęsy!
- Dzięki Alex, że znalazłaś dla mnie tą sukienkę. Przeszukałam cały mój kufer w poszukiwaniu jej, a ty ją dopiero znalazłaś!
Pomalowałyśmy sobie rzęsy tuszem. Na moje usta nałożyłam różowy błyszczyk, alby podkreślić to jakie są małe w porównaniu do mojego wielkiego nosa (tak, wiem, genialna ja).
- Dzięki Alex – powiedziałam w mojej ślicznej pudrowo-różowej sukience, oraz czarnych tenisówkach.
- Nie ma za co. Idziemy tańczyć?
- Mhm… Hermiono, nie idziesz z nami?
- Nie! – krzyknęła obrażona. – Nie chcę oblać egzaminów przez te wasze zabawy!
- Jak chcesz…
Zeszłyśmy po schodach na dół i przeszłyśmy przez te wielkie drzwi, które oznaczały przedział damski. Od razu zostałam porwana przez Freda, tak, że prawie się przewróciłam.
Złapał mnie od razu za rękę i pociągnął na parkiet. Podeszwy moich tenisówek piszczały, bo ja się zapierałam, ale nie! On musiał mnie od razu zaciągnąć. Chciałam go uderzyć, ale ten złapał mnie za rękę.
- A, a… Nie grzeczna dziewczynka – wyrwałam mój nadgarstek z jego ręki i się odwróciłam.
Usiadłam na fotelu i przez chwilę siedziałam.
- No przepraszam, no… Zatańczysz? – podszedł do mnie.
Tym razem się zgodziłam…
Następnie zostałam porwana do tańca przez George’a, a później przez Lee. Na parkiet zaprosili mnie również Dean, Seamus i (czego się nie spodziewałam) Neville. Ten ostatni odważył się mnie zaprosić jako pierwszą dziewczynę, a kiedy mu nie odmówiłam, to poczuł się lepiej i prosił do tańca Parvati i Lavender (które się dość niechętnie zgodziły).
Tańczyłam z wieloma chłopakami. Z siódmej klasy poprosił mnie taki jeden brunet do tańca. Kiedy się zgodziłam, spłonął rumieńcem. Zresztą wielu siódmoklasistów prosiło nas – pierwszoroczne. Pewnie śmiesznie to wyglądało, ale cóż… Razem z Alex tańczyłyśmy najwięcej ze wszystkich dziewczyn.
O dziwo byłam bardziej rozchwytywana do tańca, niż Lavender i Parvati razem wzięte. Za specjalnie nie wyglądałam, a Parvati przepięknie! Miała typową hinduską sukienkę, oraz włosy splecione w piękny warkocz. Wyglądała o niebo lepiej ode mnie, ale trochę sztucznie się zachowywała…
Zabawa była przednia, naprawdę! Tenisówki mi troszkę (bardzo) obtarły nogi, ale mam specjalną maść od pani Pomfrey. W tym półroczu byłam raz w Skrzydle, bo rozcięłam sobie stopę. Właśnie wtedy dostałam tą maść. Zostało mi jej jeszcze trochę, a pani Pomfrey powiedziała, abym sobie ją zatrzymała, znając moje szczęście. Po pięciu minutach rany się zagoiły.
Aktualnie jest druga nad ranem. Razem z Alex przebieramy się w pidżamy. Hermiona nadal siedzi w książkach, a Parvati z Lavender siedzą na dole i próbują wyciągnąć coś od Harry’ego o czym gadaliśmy wcześniej (rozmawialiśmy przez chwilkę o Kamieniu, a te dwie zołzy musiały podsłuchiwać).
Trochę głupio zrobiłam, że poszłam tak późno (albo wcześnie, zależy jak na to patrzeć) spać. Egzaminy rozpoczynają się o dziesiątej. Na dobry początek (znając moje szczęście, to nie taki dobry) zaczynamy zaklęciami-teorią, następie teoria z transmutacji, obiad, teoria z eliksirów, oraz z obrony przed czarną magią. Jutro dzień teorii!

- Laura! Laura! – obudził mnie krzyk przyjaciółki.
- Cooo? – zapytałam zaspanym głosem.
- Wstawaj! Już dziewiąta! Nie zdążysz na śniadanie w takim tempie! – Hermiona spojrzała na mnie zabójczym wzrokiem.
- Już wstaje…
Razem z Hermioną, Alex, Ronem i Harrym poszliśmy do Wielkiej Sali, aby zjeść śniadanie. Ze stresu nie mogłam nic przełknąć, więc wypiłam dwa łyki soku dyniowego.
- Musisz coś zjeść – powiedział Harry.
- Nie… Lepiej będzie na pustym żołądku. Nie chcę tego przypadkowo zwrócić.
- Dobra, jak chcesz. Uważam, że nie macie się czym martwić. Razem z Hermioną jesteście najlepsze w szkole.
- Tylko tak mówisz…
Dlaczego ja się wczoraj w ogóle nie uczyłam? Jestem taka głupia…
- Cześć Laura – usłyszałam głos zza pleców. Odwróciłam się, stała tam Betty.
- O, hejka Betty. Co u ciebie?
- Nic… Ty też się tak stresujesz tymi egzaminami.
- Trochę… Tobie na pewno dobrze pójdzie, w końcu jesteś Krukonką!
- A ty miałaś być Krukonką.
- Ale w końcu stałam się Gryfonką, nie wiem z jakiej racji. Odważna nie jestem…
- Ogólnie, to chciałam życzyć ci powodzenia…
- Nawzajem.
Odeszła od stołu, aby wrócić do rozmowy z koleżankami. Bardzo ją lubiłam, ale denerwowało mnie to, że uważała, że jest brzydka. Była prześliczna! Jej kruczoczarne włosy idealnie pasowały do koloru jej oczu. Ona tego nie widziała, ale wielu Puchonów się w niej zakochało. Nie zwracała jakoś szczególnie uwagi, bardziej interesowali ją chłopacy z jej domu.
- Księżniczko, nie denerwuj się tak – szepnął mi na ucho Fred.
- Łatwo ci tak mówić…
- Rozumiem, że jesteś ambitna, ale nie musisz przecież mieć samych W.
- Mam nadzieję, że nie będę miała ani jednego N, bo to będzie załamka.
- Ja tam uważam, że będziesz mieć same P i W – rzekł George.
- Dzięki, że we mnie wierzysz, chociaż ja sama w siebie nie.
- Od czego ma się przyjaciół – powiedzieli chórem.
- Dzięki chłopaki…
- Nie ma za co księżniczko!
- Fredericku…
Bardzo lubimy się ze sobą droczyć. Denerwuje mnie jak mówi na mnie księżniczka, a jego denerwuje Frederick. My chyba nigdy nie przestaniemy zachowywać się jak dzieci…
Razem z Hermioną nie byłyśmy jedyne, które się denerwowały. Susan Bones prawie zemdlała przed salą egzaminacyjną, a Hanna Abbot naprawdę zemdlała.
Egzaminy pisemne odbywały się w wielkich klasach, w których było duszno i gorąco. Pisaliśmy je razem z Puchonami z pierwszego roku, w klasie obok pisali Ślizgoni z Krukonami. Karty egzaminacyjne były zaczarowane specjalnym zaklęciem, które uniemożliwiało rysowanie na nich i bazgranie, a pióra uniemożliwiały ściąganie.
Dzisiejszy dzień nie był taki zły… Nawet nieźle poszła mi teoria, chociaż nie pamiętałam jednego sposobu na wykorzystanie smoczej krwi, ale to szczególik. Bardziej stresuje się jutrem. Na start zaczniemy od praktyki z transmutacji, następnie eliksiry, zaklęcia i obrona przed czarną magią. O północy przystąpimy do egzaminu (oczywiście praktyka) z astronomii.

- Panno Kelly, widzi pani przed sobą pudełko, tak? – powiedziała McGonagall w klasie. Wołali nas pojedynczo.
- Tak, co mam zrobić?
- Proszę je otworzyć. W środku jest mysz. Pani zadaniem jest zamienić ją w tabakierkę. Najlepiej, aby miała ozdoby, ale nie za dużo.
Wyjęłam różdżkę, machnęłam różdżką, oraz szepnęłam formułę. Mysz po chwili stała się turkusową tabakierką w różowe słonie… Wiem, mam dziwną wyobraźnię.
- Gratuluję panno Kelly. Jeśli chcesz, to proszę zamienić się w wilka. Dostaniesz za to dodatkowe punkty, jeśli zademonstrujesz to w sposób prawidłowy.
Nie rozumiałam do końca o co McGonagall chodziło, ale stanęłam w miejscu, skupiłam się i zamieniłam się w wilka. Było to cudowne uczucie. Po raz kolejny mój słuch i węch wyostrzyły się. Piękne jest to uczucie, ale muszę się znowu zamienić w człowieka…
- Dobrze, panno Kelly jeszcze parę zadań…
Reszta zadań poszła mi równie łatwo, co pierwsze. Czułam się dobrze, że mam już za sobą transmutację, ale martwię się co będzie na eliksirach. Jeśli Snape wymyśli, że mamy przyrządzać eliksiry z własnych składników, to już po mnie… Sama dla siebie w wolnych chwilach ćwiczyłam eliksiry, robiłam różne napary i takie tam, więc skończyły mi się niektóre składniki. Mam nadzieję, że nie pójdzie mi to tak źle…
- Proszę zrobić napój – powiedział Snape swoim jadowitym głosem – powodujący zanik pamięci. Macie na to czterdzieści minut, i ani sekundy dłużej. Składniki znajdziecie w szufladach. Jeśli komuś zabraknie… to wasza strata – uśmiechnął się patrząc na Neville’a, który zapewne dojdzie do szafek jako ostatni. – Start!
Wszyscy podeszli do szafek po lewej stronie, aby zdobyć czułki żuków. Ja natomiast poszłam w prawo, aby wziąć sproszkowany róg jednorożca, którego nie było za wiele. Udało mi się zdobyć wszystkie składniki w odpowiedniej ilości.
- Laura, proszę sprawić, aby ten ananas zaczął tańczyć na stole – powiedział swoim piskliwym głosikiem, Flitwick.
- Dobrze, a jaki taniec – Flitwick zaśmiał się.
- Jak to, jaki taniec? Dajesz mi do wyboru, tak? – skinęłam głową. – Dobrze, a więc… salsę!
Machnęłam różdżką, wypowiedziałam zaklęcie i ananas zaczął tańczyć salsę. Śmiać mi się chciało, ponieważ dość zabawnie to wyglądało. Flitwick kazał mi zrobić jeszcze parę innych rzeczy, oraz powiedział, abym opowiedziała mu jak to stworzyłam własne zaklęcie. Widziałam, że przyznał mi za to dodatkowe punkty…
To, co się działo na obronie przed czarną magią, to była jakaś masakra. Nawet nie będę wam tego opowiadać. Quirrell był tak zestresowany, że sam zapomniał jednego zaklęcia…
Natomiast (o dziwo) astronomia poszła mi znakomicie! Zapamiętałam wszystkie księżyce Saturna. Pamiętałam gdzie leży większość gwiazd, oraz idealnie rozrysowałam mapę księżyców Jowisza. Jestem z siebie dumna.
Do końca tygodnia każdy był trochę zestresowany egzaminami, ale jakoś poszły. Na sam koniec był najgorszy egzamin – z historii magii. Poszedł mi nie tak źle, jak sądziłam, ale wyśmienicie też nie było. Teraz mamy tydzień wolności, a następnie ogłoszenie wyników. Znając życie, to bliźniacy nie dadzą mi spokoju, z kujonką, bo (według nich) poszło mi naprawdę świetnie.
- To było o wiele łatwiejsze niż myślałam – powiedziała Hermiona, kiedy wyszliśmy na błonie. – Niepotrzebnie uczyłam się Kodeksu Honorowego Wilkołaków z 1637 roku i o powstaniu Elfrika Gorliwego.
- Mówiłam ci, że tego nie będzie, ale ty musiałaś swoje robić.
- Wiem Laura, ale dodatkowe informacje zawsze się przydadzą.
- Ale nie w takiej ilości… – szepnęłam bardziej do siebie niż do niej.
Usiedliśmy w moim ulubionym miejscu – pod wierzbą. Mieliśmy stąd widok na jezioro. Fred, George i Lee drażnili czułki olbrzymiej ośmiornicy, która się wygrzewała na płyciźnie. Byłam pewna, że jest tutaj kałamarnica, a nie ośmiornica.
- Koniec z nauką – westchnął Ron z ulgą. – Mógłbyś wreszcie przestać się krzywić na cały świat, Harry, mamy przed sobą cały tydzień, zanim się dowiemy, jak źle nam poszło, więc nie ma co się martwić na zapas.
Harry dotknął błyskawicy na swoim czole.
- Och, chciałbym wiedzieć, co to znaczy! – wybuchnął ze złością. – Ta blizna bardzo mi dokucza… to już wcześniej się zdarzało, ale nigdy tak często, jak teraz.
- Idź do pani Pomfrey – zaproponowała Hermiona.
- Nie jestem chory. Myślę, że to ostrzeżenie… Coś nam grozi.
- Ja zaraz wracam. Chcę podejść bliżej do tej ośmiornicy.
Wstałam spod drzewa, otrzepałam sukienkę z trawy i mrówek (już nie nosiliśmy szat, bo po co, skoro mamy wolne), i poszłam do chłopaków, a właściwie, to do ośmiornicy.
- Siema, Laura! – krzyknął Lee na powitanie.
- Cześć! Co tam u was? Jak wam poszły egzaminy?
- Tak jak co roku, czyli nieźle – powiedział Fred.
- A tak na serio?
- Ha, ha, ha! Jesteś taka zabawna – rzekł George.
- Nie no, ale na serio się was pytam, bo wątpię, abyście się dobrze uczyli…
- Taka jesteś? – odpowiedział Fred. – Zobaczymy czy będziesz odpowiednim posiłkiem dla ośmiornicy!
- Jaja sobie robisz!
Zrobił to samo, co na niedzielnej imprezie; złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w głąb jeziora. Ja się nie sprzeciwiałam, bo wiedziałam, że robi to na żarty. Kiedy moja sukienka zaczęła dotykać tafli wody, przy czym nasiąkła cała wodą wkurzyłam się.
- Ejj! Zaraz całą sukienkę będę miała mokrą! I tak już nasiąkła do połowy!
- Trudno! Masz problem!
- Puszczaj mnie! W tej chwili!
Jak powiedziałam, tak zrobił. Dosłownie! Puścił moją rękę, a ja nie czując już oparcia na jego ręce wywróciłam się. Cała byłam mokra.
- Zadowolony?!
- Tak. Może jakieś słowo, to ci pomogę?
- Wypchaj się! Sama dopłynę do brzegu!
- Oby na pewno?
Stanął mi celowo na sukience, abym nie mogła płynąć. Miałam ochotę go walnąć.
- Puszczaj!
- A bo co mi zrobisz?!
- Myślisz, że ja nie mam pomysłu jak się stąd wydostać?
- Może…
Zamieniłam się w wilka i spokojnie dopłynęłam do ośmiornicy. Tam zamieniłam się znowu w człowieka. Fred płynął za mną, ale widać było, że na to by nie wpadł. Nawet nie miałam ochoty już bawić się z ośmiornicą. Ta również miała tego wszystkiego dość, bo przesunęła się w głąb jeziora. Wróciłam znów do przyjaciół.
- Ja go kiedyś uduszę!
- To po co się tam pchasz?
- Bo chciałam tą galaretę pogłaskać, ale ten idiota musiał zacząć!
- Przesadzasz…
- Racja! Zawsze ja przesadzam.
Wyjęłam różdżkę z torby, szepnęłam zaklęcie i zaczęłam się osuszać tymi niebieskimi płomieniami. Było to fajne uczucie. Odwróciłam się. Fred puścił mi oko… Nadal jestem na niego wkurzona, więc zarzuciłam włosy do tyłu w stylu mam na ciebie focha, nie odzywaj się do mnie, bo cię zabiję.
Nagle Harry zerwał się na nogi.
- Dokąd idziesz? – zapytał Ron sennym głosem.
- Coś mi przyszło do głowy – odpowiedział Harry. Był cały blady. – Musimy iść i zobaczyć się z Hagridem. Natychmiast.
- Po co? – zdziwiła się Hermiona, ale posłusznie wstała.
- Nie wydaje się wam to trochę dziwne – powiedział Harry, kiedy wspinaliśmy się na zbocze pagórka – że Hagrid od dawna marzył o smoku, a tu nagle pojawia się jakiś obcy właśnie z jajem smoka? Ilu ludzi chodzi sobie spokojnie z jajem smoka w kieszeni, choć wiadomo, że to jest sprzeczne z prawem? No i taki facet od razu trafia na Hagrida. Uważacie, że to przypadek? A dlaczego ja nigdy na kogoś takiego nie trafiłem?
- O czym ty mówisz? – zapytał Ron, ale Harry nie odpowiedział.
- Harry – zaczęłam – ja też o tym kiedyś myślałam… Ale byłam pewna, że po prostu to mógł być jakiś znajomy Hagrida, albo osoba która go skądś zna…
- Według mnie to jest nadal podejrzane!


Ten rozdział powinien pojawić się w poniedziałek, ale ciii... Ostatnio mam beznadziejny internet, więc nie ma co się mi dziwić :/ Mam nadzieję, że do poniedziałku się ogarnie i będę mogła udostępnić jeden z ostatnich rozdziałów... Będzie ich około trzydziestu (+/- 2, ale prędzej + :D)
Lauraa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz