wtorek, 8 września 2015

Rozdział XXI

Rok 1
Smoczątko

- Ach to... – odrzekł Hagrid, szarpiąc nerwowo swoją brodę. – To jest eee… no…
- Skąd to masz Hagridzie? – zapytał się Ron, kucając przy kominku, aby lepiej ów jajo obejrzeć. – Musiało kosztować majątek.
- Wygrałem – wyznał Hagrid. – Wczoraj wieczorem. Wybrałem się do wioski, żeby wypić parę szklaneczek, no i zagrałem sobie w karty z jakimś nieznajomym. Niech skonam, ale chyba z ulgą się tego pozbył.
- Ale co z nim zrobisz, jak się wylęgnie? – zapytała Hermiona.
- No… trochę już czytałem na ten temat – odrzekł Hagrid, wyciągając grubą księgę spod poduszki. – Wziąłem to z biblioteki… Hodowanie smoków dla przyjemności i dla zysku… Trochę przestarzałe, ale wszystko tu jest. Jajo trzeba trzymać w ogniu, bo matki ogrzewają je oddechem, a kiedy maleństwo się wylęgnie, karmi się je koniakiem zmieszanym z krwią kurczaków. Wiaderko co pół godziny. O, i popatrzcie tutaj… jak rozpoznawać różne jaja… To, co ja mam, to norweski smok kolczasty. Są bardzo rzadkie.
Sprawiał wrażenie bardzo z siebie zadowolonego, czego nie można było powiedzieć o Hermionie. Pierwszy raz widziałam go tak uradowanego. Zresztą sama chciałabym mieć kiedyś smoka, albo inne jakieś fajne magiczne stworzenie.
- Hagridzie – zaczęła – przecież ty mieszkasz w drewnianym domku!
Ale Hagrid już nie słuchał. Nucił coś, uradowany, pod nosem, dorzucając kłód drzew do ognia, który buchał coraz większym ogniem.

Teraz mieliśmy kolejną rzecz, do zamartwiania się: co się stanie z Hagridem, kiedy ktoś odkryje, że w swojej chatce ukrywa nielegalnie smoka.
- Już zapomniałem, jak to jest kiedy się wiedzie spokojne życie – zaczął wzdychać Ron.
- Pewnie już sobie nie przypomnisz spokojnego życia, znając Hogwart.
Właśnie ślęczeliśmy nad dodatkowymi pracami domowymi, do których Hermiona namówiła Harry’ego i Rona. Oni w życiu nie zrobili by dodatkowej pracy (może i by zrobili, ale wątpię) z własnej woli. Byli już znudzeni tym, że Hermiona cały czas piszczała im nad uszami: jeszcze tylko osiem tygodni!; Jak możecie się tak obijać!...
Cztery dni później Hedwiga (sowa Harry’ego) przyniosła do nas list od Hagrida. Na pomiętej karteczce było napisane: Wykluwa się.
Ron zamierzał zwiać z zielarstwa i pędzić do chatki. Hermiona nawet nie chciała o tym słyszeć.
- Hermiono, przecież to jedyna w życiu okazja, żeby zobaczyć jak się wykluwa smok!
- Mamy lekcje, wpadniemy w kłopoty, a to jeszcze nic w porównaniu z tym, co stanie się z Hagridem, jak ktoś odkryje, co on tam robi…
- Przestań! – szepnął ostro Harry.
Kiedy się odwróciłam, to zobaczyłam Malfoya. Stał kilka stóp od nas, wyraźnie podsłuchując. Już miałam do niego podejść, ale Ron złapał mnie za rękaw szaty.
W drodze na lekcję zielarstwa Ron i Hermiona kłócili się przez cały czas. Ron wygrał i Hermiona zgodziła się, aby szybko pobiec z nami do Hagrida, podczas przerwy na lunch. Kiedy zaczął bić dzwon oznajmiający koniec lekcji, szybko zebrałam swoje rzeczy i razem z przyjaciółmi pobiegłam do małej chatki, na skraju Zakazanego Lasu. Hagrid powitał nas bardzo przejęty, oraz czerwony na twarzy.
- Już prawie wylazł.
Jajo leżało na stole, całe popękane. Widać było, że coś (smoczątko) w środku wierciło się bardzo zawzięcie, chcąc ujrzeć światło dzienne. Przysunęłam dobie krzesło do stołu (tak samo jak reszta) i zaczęłam się wpatrywać w jajo z ciekawością.
Nagle rozległ się chrobot, następnie trzask i jajo rozpękło się na trzy duże części. Na stół wypadło smocze pisklę. Po minach przyjaciół mogłam wywnioskować, że nie było najładniejsze, ja myślałam inaczej; według mnie było przesłodkie. Miało duże czarne skrzydła, które były większe od chudego tułowia. Miał długi ryjek, malutkie różki, i śliczne, wyłupiaste, pomarańczowe oczka. Nie było najurodziwsze, ale miało coś w sobie takiego… pięknego i niezwykłego. W końcu było to małe smoczątko.
Maleństwo kichnęło, a z jego pyska wyleciało parę iskierek.
- Prawda, jaki cudowny? – mruknął z podziwem Hagrid.
Wyciągnął rękę, żeby pogładzić gada po łebku. Smok zasyczał i obnażył ostre kły.
- Mój maleńki, poznaje swoją mamusię! – zawołał uradowany Hagrid.
Ron chciał go pogłaskać, ale ten zechciał go ugryźć. Hagrid powiedział mu, że nie wolno, ale i tak widać było, że na malucha nie mógł się gniewać. Ja również wyciągnęłam rękę. Najpierw był nieufny, ale w końcu się do mnie przyzwyczaił (po około dwóch minutach). Mogłam go spokojnie pogłaskać. Hagrid zdziwił się, że smoczek nie chciał mnie ugryźć. Powiedział do mnie po cichu, że mam rękę do zwierząt. Zdziwiło mnie to, ale było to… miłe.
- Hagridzie, a właściwie jak szybko rosną norweskie smoki kolczaste? – zapytała Hermiona.
Hagrid już miał odpowiedzieć, ale nagle pobladł i podbiegł szybko do okna.
- Co się stało? – zapytałam się.
- Ktoś zaglądał przez szparę… jakiś chłopak… teraz biegnie do szkoły.
Razem z Harrym szybko podbiegłam do drzwi. Otworzyliśmy je. Nawet z tej odległości potrafiłam poznać Malfoya…
Malfoy widział smoka.

Przez cały tydzień na twarzy Malfoya czaił się ten uśmieszek. Baliśmy się, że powie o tym, że Hagrid ma smoka. Większość wolnego czasu spędzaliśmy w chatce Hagrida, próbując przemówić mu do rozsądku.
- Po prostu go wypuść – nalegał Harry. – Niech sobie idzie.
- Nie mogę – odpowiedział Hagrid. – Jest za mały. Zdechłby beze mnie.
Spojrzałam na smoka. Już nie był taki mały, w ciągu tego tygodnia urósł trzykrotnie. Teraz był wielkości gęsi. Z jego nozdrzy wylatywało strużki dymu. Jego różki urosły trochę. Hagrid zaniedbał się w obowiązkach gajowego, bo teraz nie miał na nic czasu. W jego izbie było pełno piór kurczaków i pustych butelek po brandy. Czasami wyręczałam Hagrida w opiece nad smoczkiem, mnie z całej trójki lubił najbardziej.
- Postanowiłem nadać mu imię Norbert – oznajmił Hagrid, patrząc się na smoka z dumą. – On mnie naprawdę rozpoznaje. Zobaczcie. Norbert! Norbert! Gdzie jest mamusia?
Ron szepnął coś do Harry’ego. Nie usłyszałam tego, bo Hagrid tak nawoływał Norberta.
- Hagridzie – powiedział głośno Harry – jeszcze dwa tygodnie i Norbert będzie wielkości twojej chatki. Malfoy w każdej chwili może donieść Dumbledore’owi.
Hagrid przygryzł wargę w smutku.
- Ja… ja wiem, że nie mogę go trzymać wiecznie, ale przecież go nie wyrzucę… nie mogę.
- Charlie – powiedział Harry bez jakiegokolwiek wytłumaczenia.
- Tobie też już odbił. Jestem Ron, pamiętasz?
- Nie… Charlie… twój brat Charlie. W Rumunii. On bada życie smoków. Moglibyśmy my wysłać Norberta. Charlie się nim zaopiekuje, a potem wypuści na wolność!
- Ekstra! Co ty na to, Hagridzie?
Hagrid nie podchodził do tego z takim entuzjazmem jak my. Pod długich namowach zgodził się, ale ledwo. Harry i Ron wysłali list do Charliego.

Ten tydzień wlókł się niemiłosiernie. W środę razem z Ronem pomagałam karmić Hagridowi Norberta. Pożerał on mnóstwo zdechłych szczurów. Hagrid tylko je szukał (żywe), albo ja transmutowałam najróżniejsze rzeczy w nie; od wazonów, przez ściółkę w lesie, aż po normalne mięso (Hagrid mówił, że on czegoś co już nie żyje nie tknie). Było to dość brutalne (dla szczurów, nie smoka), ale podrzucaliśmy je w powietrze i Norbert je łapał.
- Auu – krzyknął Ron.
- Co się stało?
- Ugryzł mnie jak chciał zeżreć szczura z mojej ręki, nie zdążyłem go nawet podrzucić, a tej już na mnie skoczył.
- To nie jego wina, że jest głodny – mruknął uradowany Hagrid. – Poza tym wystraszyłeś go! Za szybko się poruszałeś, i moje maleństwo się wystraszyło, prawda Norberciku?
- Na pewno – szepnął do mnie Ron.
Postanowiłam, że spróbuję uleczyć jego ranę za pomocą zaklęcia, nie podziałało tak jak miało zadziałać, ale nie było tak źle.
- Laura, to na pewno samo wyzdrowieje, nie musisz ingerować w to.
- Mówię ci, że to pomoże! – skierowałam różdżkę na jego rękę, która obficie krwawiła i szepnęłam – Enervate.
Z różdżki trysnęło parę złotych iskier.
            - Nie zadziałało do końca tak jak się tego spodziewałam, ale przynajmniej już tak nie krwawi.
- I mniej boli.
- Co nie zmienia faktu, że nadal krwawi. Hagrid podaj mi byle co – podał mi kawałek stłuczonej filiżanki, którą dwie minuty temu Norbert zwalił swoim ogonem.
Stłuczoną porcelanę zamieniłam w chusteczkę, którą później podałam Ronowi.
- Dzięki.
- Nie ma za co. Będę musiała jeszcze poćwiczyć to zaklęcie…
- Kiedy się go nauczyłaś?
- Znalazłam w bibliotece i zaczęłam opracowywać jakieś dwa tygodnie temu. Testowałam sama na sobie. Celowo kaleczyłam się w palec, na przykład o kawałek stłuczonego szkła, albo o stronę w książce. Teraz pierwszy raz zadziałało chociaż w malutkim stopniu.
- Maluch już najedzony, więc możecie stąd już iść. Chyba, że chcecie zostać? – mruknął Hagrid z nadzieją.
- Nie dziękujemy, Hagridzie. Musimy już lecieć, mamy do napisania jeszcze parę wypracowań.
- Jutro wpadniecie?
- Ja na pewno! – pogłaskałam smoka, który mi na to pozwalał. – Pa maleńki.
- To, pa Hagrid! – powiedział Ron, po czym schowaliśmy się pod peleryną-niewidką Harry’ego i wyszliśmy z chatki. Było już pewnie koło północy; o tej godzinie już nie można było oczywiście znajdować się poza zamkiem.
Po dwudziestu minutach byliśmy już w pokoju wspólnym Gryfonów. Na kanapie siedzieli tylko Harry i Hermiona, więc spokojnie mogliśmy zdjąć pelerynę-niewidkę.
- Ugryzł mnie! – powiedział Ron na powitanie. Pomachał im zakrwawioną chusteczką przed twarzą. – Dzięki Laurze zaczęło się szybciej goić, ale to nie zmienia faktu, że nie będę mógł pisać przez około tydzień. Mówię wam, ten smok to najokropniejsze gadzina, jaką widziałem, a Hagrid obchodzi się z nim jak z małym, puszystym króliczkiem! Ten gad mnie ugryzł, a Hagrid zrugał mnie za to, że go przestraszyłem. A kiedy wychodziliśmy, zaczął śpiewać mu kołysankę.
- Ja uważam, że Norbert nie jest taki zły… Nie powinien być trzymany w domu, przez to rozładowywuje swoją energię na demolowaniu chatki Hagrida, oraz na zabawie w gryzienie wszystkiego co popadnie. Tym razem przyszła kolej na Rona…
W ciemne okno coś zastukało.
- To Hedwiga! – powiedział Harry i podbiegł, by ją wpuścić. – Na pewno z odpowiedzią od Charliego!
We czwórkę pochyliliśmy się nad listem:

Kochany Ronie,

Jak się miewasz? Dziękuję za list – bardzo bym chciał zabrać norweskiego smoka kolczastego, ale nie będzie łatwo go przetransportować. Myślę, że najlepiej byłby go wysłać razem z moimi przyjaciółmi, którzy mają mnie odwiedzić w przyszłym tygodniu. Problem w tym, że nikt nie może ich zobaczyć, bo transportowanie smoków jest nielegalne.
Czy moglibyście czekać z nim w niedzielę o północy na najwyższej wieży? Moi przyjaciele zjawiliby się tam i zabrali go, kiedy będzie ciemno.
Czekam pilnie na odpowiedź.

Pozdrowienia,
Charlie.

Kiedy każdy skończył czytać list, popatrzyliśmy się na siebie.
- Mamy pelerynę-niewidkę – powiedział Harry. – Chyba nie będzie trudności… jest tak duża, że przykryje trójkę z nas i Norberta. Jedna osoba będzie stała po prostu na czatach, albo poczeka w pokoju wspólnym.
- Oczywiście zmieścimy się we trójkę, jeśli Norbert nie urośnie do rozmiarów pudla!

Niestety, ale nazajutrz sprawy zaczęły się poważnie komplikować. Niestety, ale użycie zaklęcia leczącego przez tak niedoświadczoną osobę, jak ja, nie przyniosło takich samych efektów, jakby zrobiło to pani Pomfrey. Okazało się, że nie usunęło to jadu, który (jak się okazało) wydziela jakiś dziwny jad, przez co dłoń Rona spuchła tak, że wyglądała jakby były to dwie dłonie. Nie chciał iść do pani Pomfrey, bo bał się, że pozna, co go ugryzło. Jednak po południu nie miał już wyboru; jego ręka pozieleniała.
Wieczorem razem z Harrym i Hermioną poszliśmy do skrzydła szpitalnego, aby odwiedzić Rona. Zastaliśmy go w okropnym stanie.
- Nie chodzi mi tylko o rękę – wyszeptał – chociaż czuję się tak, jakby miała mi odpaść. Malfoy powiedział pani Pomfrey, że chce pożyczyć ode mnie książkę, przyszedł tu i był naprawdę okropny. Naśmiewał się ze mnie, groził, że powie jej, co mnie ugryzło… Wiecie, ja jej powiedziałem, że to był pies, ale chyba mi nie uwierzyła… Niepotrzebnie tak go rąbnąłem podczas meczu, teraz będzie się mścić.
- Mogę do niego pójść i trochę z nim porozmawiać.
- Nie rób tego! Wtedy na pewno powie!
- Eh… Nie dacie nawet się… pobawić.
Razem z Harrym i Hermioną próbowaliśmy jakoś uspokoić Rona, ponieważ ten się coraz bardziej zaczął stresować tym, że Malfoy powie Dumbledore’owi.
- W niedzielę o północy będzie po wszystkim – powiedziała Hermiona, ale to go wcale nie uspokoiło. Przeciwnie, usiadł nagle w łóżku, zalany potem.
- W niedzielę o północy – krzyknął ochrypłym głosem. – Och, nie… nie!... Właśnie sobie przypomniałem… list Charliego był w tej książce, którą Malfoy ode mnie wziął! Dowie się, kiedy zamierzamy wytransportować Norberta.
Jednak nie mieliśmy możliwości powiedzieć żadnego słowa na ten temat, ponieważ pani Pomfrey weszła i kazała nam wyjść, mówiąc, że Ron potrzebuje snu.
- Już za późno, by zmienić plan – powiedział Harry, kiedy byliśmy już na błoniach. – Za mało czasu, żeby wysłać Charliemu sowę, zresztą to może być jedyna szansa, by pozbyć się Norberta. Musimy zaryzykować. No i mamy pelerynę-niewidkę. Malfoy o tym nie wie.
Poszliśmy do Hagrida, aby mu o wszystkim opowiedzieć. Przed chatką stał Kieł z obandażowanym ogonem. Hagrid nie chciał nas wpuścić, rozmawiał z nami przez okno.
- Nie mogę was wpuścić do środka. Norbert jest w stanie… no… trochę swawolnym. Nie mogę sobie z nim poradzić.
- Może ja jakoś pomogę? – zapytałam.
- Wątpię, jeszcze ci coś zrobi biedactwo. Chciałby polatać, ale nie mogę go jak na razie wypuścić.
- Jak tam sobie chcesz…
Kiedy Harry powiedział mu o liście od Charliego, oczy napełniły mu się łzami, ale to może dlatego, że Norbert ugryzł go w nogę.
- Auuu! To nic, nic, przegryzł tylko but… po prostu się bawi… w końcu to jeszcze dziecko
Dziecko walnęło ogonem w ścianę tak, że aż zabrzęczały szyby w oknach. Razem z Harrym i Hermioną wróciliśmy do zamku, mając nadzieję, że Norbert nie urośnie za bardzo…

Na pewno żal by nam było Hagrida, kiedy nadszedł czas pożegnania z Norbertem, gdybyśmy nie byli tak przestraszeni tym, co musimy zrobić. Była ciemna, bardzo pochmurna noc i trochę się spóźniliśmy do Hagrida, bo Irytek nie chciał opuścić Sali wejściowej, gdzie ćwiczył tenisa, odbijając piłkę od ściany.
Hagrid zapakował już Norberta do wielkiej klatki.
- Dostał na drogę mnóstwo brandy i szczurów – powiedział głosem, który mówił, że płakał. – I wsadziłem mu też jego pluszowego misia, żeby się nie czuł samotny.
Z wnętrza klatki dobiegły odgłosy przypominające rozdzieranie pluszowego misia na części pierwsze. Widać było, że Norbertowi już się nudziło.
- Żegnaj Norbercie! Pa, pa, mój mały! – załkał Hagrid, kiedy zakryliśmy siebie i klatkę pod peleryną. – Mamusia nigdy o tobie nie zapomni!
Hermiona trzymała pelerynę niewidkę, a ja razem z Harrym niosłam klatkę; była strasznie ciężka! Północ się już zbliżała, a my nadal nie byliśmy na miejscu. Dwa skróty ode mnie i jeden od Harry’ego niewiele nam pomogły…
- No, już prawie jesteśmy! – wydyszał Harry, kiedy znaleźliśmy się na w korytarzu pod najwyższą wieżą.
Nagle zobaczyłam jakiś ruch przed sobą i mało brakowało, a wypuściłabym klatkę z rąk. Przysunęliśmy się do ściany w jakimś zakamarku, wpatrując się w ciemne zarysy dwóch postaci szamocących się ze sobą. Rozbłysło jakieś światło (pewnie Lumos).
Profesor McGonagall, w kraciastym szlafroku i z mokrymi włosami, trzymała za ucho Malfoya. Zachichotałam na ten widok bezgłośnie.
- Areszt! – krzyknęła. – Areszt i minus dwadzieścia punktów dla Ślizgonów! Wałęsanie się po zamku o północy… Jak śmiesz…
- Pani profesor nic nie rozumie! Zaraz tu będzie Harry Potter… on ma smoka!
- Co za bzdury! Jak śmiesz opowiadać mi takie dyrdymałki! Jeszcze mi tu będziesz łgać w żywe oczy! Za mną, Malfoy. Idziemy do profesora Snape’a!
Dopiero po tym wydarzeniu skapnęłam się, że jesteśmy niewidzialni, i nie musieliśmy przyciskać się tak do ściany. Po tym wydarzeniu pokonanie stromych spiralnych schodów, wiodących na szczyt wieży, było błahostką. Dopiero na samej górze, kiedy znalazłam się pod ciemnym niebem i poczułam chłodny wiatr, wyszłam spod peleryny. Po chwili Hermiona z Harrym zrzucili ją z siebie. Położyli ją za gobelinem przedstawiającym mantykorę. Hermiona wykonała jakieś dziwne wygibasy.
- Malfoy w areszcie! Chce mi się śpiewać!
- Ale nie rób tego – poradził Harry.
Czekaliśmy, naśmiewając się z Malfoya. Norbert miotał się niespokojnie w klatce. Miał tam małe okienko, które można było otworzyć, więc otworzyłam go i włożyłam rękę. Wyczuł, że to ja, więc dosyć niespokojnie się poruszył, aby jego głowa dotknęła mojej ręki. Pogłaskałam go. Kiedy wyczuł, że chowam rękę, to zaczął się kręcić. Przy okazji podrapał mnie swoim ogonem, ale szybko uzdrowiłam to małe zaklęcie. Szepnęłam: Enervate i po zadrapaniu nie było śladu. Jakieś dziesięć minut później z ciemności wyłoniły się cztery miotły, które wylądowały na wieży.
Przyjaciele Charliego byli w świetnych humorach. Pokazali nam uprząż, którą przymocowali do klatki. Uścisnęli nam dłonie, po czym usiedli na miotłach. Pogłaskałam smoka, po czym wstałam i podeszłam do Harry’ego i Hermiony. Będę tęsknić za tym maluchem. Odlecieli…
Zaczęliśmy schodzić krętymi schodami, czując wielką ulgę. Chociaż będę tęsknić za nim, to czuję się o niebo lepiej, z wiedzą, że teraz Hagridowi nic nie grozi. Myśl o tym, że Malfoy został ukarany aresztem dodawała mnie otuchy. Co mogłoby nam teraz zepsuć szczęście? Chyba nic…
Niestety, ale odpowiedzią było to, co czekało na nas u stóp schodów. Raczej kto, a nie co, ale to szczegół…
- No, no, no – wyszeptał Filch. – Chyba mamy kłopoty.

Zapomnieliśmy o pelerynie-niewidce, która została na górze… 


Rozdział pojawił się po (nie) małych problemach. Mój komputer nie chciał ze mną współpracować i nie odnajdywał programu Chrome. Rozdział trochę (bardzo) dłuższy, niż poprzednie. Mam nadzieję, że będzie się podobać. Za paredziesiąt wyświetleń robię ankietę co chcecie na special na 1000 wyświetleń, czy coś w ten deseń.
Miłej szkoły,
Laura :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz