poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział XXIII

Rok 1
Rozdział 23
Zakazany Las

Następnego ranka wyspana poszłam razem z przyjaciółmi na śniadanie. Właśnie jadłam owsiankę, kiedy ni stąd ni zowąd pojawił się jakiś Puchon z czterema kartkami. Wręczył je mnie, Hermionie, Harry’emu i Neville’owi. Na każdej był ten sam tekst:

Twój areszt rozpocznie się dzisiaj, o jedenastej wieczorem. Proszę czekać na pana Filcha w Sali wejściowej.
Profesor M. McGonnagal

Zupełnie zapomniałam już o areszcie. Myślałam tylko nad tym jak mogę odzyskać ów dwadzieścia punktów, które zostało mi do odpłacania. Byłam pewna, że Hermiona zaraz zacznie biadolić o tym, że nie będziemy mogli się uczyć w nocy (co robiliśmy od około tygodnia), ale nie zrobiła tego. Chyba również uważała, że zasługujemy na tą karę… Według mnie nie zasługiwaliśmy na tą karę, ponieważ chcieliśmy pomóc Hagridowi… Niestety nikt o ty nie wiedział.
Po lekcjach chciałam odpocząć od tego całego zamętu i usiąść na chwilę w pokoju wspólnym, aby trochę odpocząć… Nie był to najlepszy pomysł.

- Przygotuj jego włosy – usłyszałam znajomy głos.
- Sam się nimi zajmij! Ja ogarnę kreacje! – szepnęła druga osoba.
- O czym tak rozmawiacie chłopaki? – zapytałam i spojrzałam na bliźniaków, kiedy wchodziłam do pokoju wspólnego.
Jeden z nich wplątywał jakieś dziwne wstążki we włosy Lee Jordana, a drugi latał z wieloma materiałami po pokoju.
- Cześć Laura! – powiedzieli we trójkę.
- Co cię tutaj sprowadza? – rzekł Lee.
- Hmm… niech pomyślę… Może chcę pójść się przebrać i pouczyć jeszcze trochę?
- Zapomniałem, że jesteś kujonką – szepnął Fred.
Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem i odwróciłam się w stronę George’a.
- Co wy robicie? – spytałam zdziwiona.
- Co roku urządzamy miss Gryffindoru. Właściwie, to w tym roku startujemy pierwszy raz, a wszystkie dziewczyny z naszego roku się zgodziły na ten pomysł… – zaczął George. – Naszą kandydatką jest Lee – wszyscy troje zachichotali. – Chcemy zrobić żart… Z każdego roku, oprócz pierwszego i drugiego, wybierane są kandydatki i będzie konkurs na miss Gryffindoru! Co roku przyrządzany jest taki konkurs… Kiedy będziesz już na trzecim roku, to masz szansę, aby w nim wystartować!
- Jak na razie będziesz mogła być jurą… Przekonamy resztę komisji, abyś również miała w to jakiś wkład! – dokończył Fred.
- Nie dzięki, chłopaki. Pomóc wam z waszą kandydatką? – Lee zrobił skwaszoną minę, a chłopaki stłumili śmiech kaszlnięciem.
- Jak masz umiejętności, to wplącz mu te wstążki we włosy… Jeśli nie, to pomóż mi wybrać kolor do jego przefantastycznej sukienki! – George wyrzucił w górę skrawki różnokolorowych materiałów.
- Pomogę wam i w tym, i w tym. Od czego zacząć?
- Materiał – powiedzieli chórem.
- Konkurs za dwie godziny, a nasza kandydatka nie ma jeszcze sukni! Uszyjemy ją oczywiście zaklęciem.
- To ty, Freddy masz zadanie, a ja z Georgem wybierzemy jakiś fajny materiał na kieckę i krój. Mam w tym już trochę doświadczenia.
Podeszłam do stolika na którym wszystko się odbywało. Leżało na nim ze dwadzieścia gatunków materiału i pięć razy tyle odcieni. Zanurzyłam ręce we włosach.
- Dlaczego teraz się za to zabraliście? Przecież nie ma na to czasu!
- Bo wiedzieliśmy, że taka wspaniała osoba jak ty nam pomoże – podlizywał się George. Jego oczy wyrażały prośbę.
- Zgódź się Laura i nam pomóż! – tym samym wzrokiem spojrzał na mnie Fred.
Czułam, że zaraz wybuchnę śmiechem.
- No dobra, zgadzam się – wycedziłam przez zęby, które były ściśnięte, abym się nie zaśmiała.
- Jesteś wspaniała! – podbiegli do mnie i uwiesili się na mnie (chociaż byłam od nich niższa).
- Ej, chłopaki! Dość! Bo zaraz się wywrócę!
Jestem medium, przewidziałam przyszłość! Po trzech sekundach leżeliśmy na ziemi tarzając się ze śmiechu. Pierwszy wstał George i pomógł mi stanąć na nogi.
We dwójkę wybraliśmy piękny różowy materiał, zrobiony z satyny. Krój oczywiście musiałam wybierać sama, bo oni by nic eleganckiego nie wybrali.
Krój dopasowałam do jego sylwetki (jak to idiotycznie brzmi). Najbardziej pasowała pospolita syrenka. Teraz pora na drugie zadanie…
Kiedy George szył najróżniejszymi zaklęciami sukienkę, ja z Fredem wplątywaliśmy coraz więcej różowych wstążek we włosy Lee.
Śmiesznie wyglądał… jakby był wrobiony w jakiś naprawdę okrutny żart. Skoro się na to zgodził…
- Ile jeszcze? – rzekła znudzonym tonem nasza modelka.
- Chcesz być  piękna, musisz cierpieć!
- Ha, ha, ha, bardzo śmieszne!
- Doprawdy, milordzie.
Cała nasza trójka zaczęła się śmiać, a George popatrzył na nas tylko ze zdziwieniem i wrócił do tworzenia sukni.
- Lee, a jakie buty założysz? – zapytałam.
- O cholera… – powiedzieli we trójkę chórem.
- Zapomnieliście o butach, zgadza się?
Pokiwali głowami. Ich wzrok wyrażał przerażanie.
- Co zrobimy, jeśli nasza modelka nie będzie mieć odpowiedniego obuwia?!
- Poczekajcie chwilę…
Odkryłam nową cechę mojego dzieła. Jeżeli się postaram i uda mi się przekonać stworzenie, to będę mogła z niego zrobić tak, aby jego stan skupienia nie był gazowy, a pół-stały. Mianowicie będę mogła wyczarować zwykłe zwierzęta z mgły, ale będę mogła je przemieniać w co zechcę.
Wyszeptałam zaklęcie i przede mną pojawił się różowy lew. Był przepiękny. Jednym machnięciem różdżki rozkazałam mu, aby do mnie podszedł. Kolejnym ruchem przekaźnika mojej mocy sprawiłam, że zaczął zwijać się w dziwne rulony, składać i ogólnie robić najrozmaitsze ruchy.
- Ładne? – podniosłam różowe, półprzezroczyste pantofelki do góry.
- Jak ty to zrobiłaś? – spytali chórem bliźniacy.
- Moje własne zaklęcie, plus trochę wyobraźni!
- Stworzyłaś… – zaczął Fred.
- …Własne zaklęcie? – dokończył George.
- Mhm – pokiwałam głową za tak i wróciłam do wplątywania wstążek we włosy Lee.
W połowie do końca naszej pracy przypomniałam sobie o jednej, istotnej rzeczy…
- Spóźnię się na karę!
Wstałam jak poparzona od Lee i przeskoczyłam nad oparciem kanapy.
- Gdzie tak pędzisz? – zapytał George, ale ja nie miałam czasu odpowiedzieć…
Spojrzałam szybko na zegarek. Już była końcówka kolacji, a ja muszę jeszcze się w coś wygodnego przebrać, aby dobrze wykonać zadaną nam pracę. Pewnie będziemy sprzątać całą Wielką Salę po kolacji, czy coś takiego…

Razem z Hermioną zeszłyśmy po schodach na dół, a następnie przeszłyśmy przez drzwi. Na kanapie siedział Harry, a obok niego Neville. Kiedy zeszłyśmy, to od razu wstali, i razem ruszyliśmy do sali wejściowej.
Filch już na nas czekał. Stał tam również Malfoy, ze swoją ulubioną miną; oczywiście pogarda.
- Za mną – powiedział Filch, zapalając lampę.
Wyprowadził nas z zamku… Co my będziemy robić?
- Założę się, że teraz dwa razy pomyślicie, zanim znowu złamiecie regulamin, co? – uśmiechnął się drwiąco, po czym ciągnął dalej. – Tak, tak… ciężka praca i ból to najlepsi nauczyciele, przynajmniej moim zdaniem… Szkoda tylko, że nie stosuje się już tych dobrych, dawnych kar… Na przykład takie wieszanie za ręce pod sufitem… Po kilku dniach bylibyście posłuszni jak baranki. Mam jeszcze łańcuchy, a jakże, trzymam je w kantorku, oliwię od czasu do czasu, może jeszcze kiedyś się przydadzą… No dobra, idziemy. Tylko nawet nie myślcie o ucieczce, bo będzie jeszcze gorzej.
Właśnie szliśmy przez ciemny park. Neville głośno pociągał nosem, pewnie się boi biedaczek… Składając fakty, to musi to być jakaś okropna kara, skoro Filch jest wniebowzięty. Nie zdziwiłabym się jakby zaraz zaczął śpiewać. W zasadzie, to wizja śpiewającego Filcha jest o wiele bardziej straszna niż ta cała kara…
Spojrzałam się do góry; księżyc był w pełni. Raz na jakiś czas przysłaniały go chmury, więc czasem szliśmy w ciemności. Po paru minutach ujrzałam parę maleńkich, jasnych punkcików. Okazało się, że jest to chatka Hagrida, a po chwili usłyszałam krzyk:
- To ty, Filch? Pospiesz się, chcę już zaczynać.
Ucieszyłam się, że kara będzie się odbywać pod opieką Hagrida. Pewnie to będzie niezbyt łatwe, ale ciekawe przeżycie.
- Pewno myślisz, że z tym niedojdą będziecie mieli pyszną zabawę, co? – powiedział Filch do Harry’ego. – No to radzę ci to jeszcze raz przemyśleć, chłopcze, bo idziemy do lasu, a coś mi się widzi, że nie wyjdziecie z niego cało.
Spoko, idziemy do lasu, myślałam, że będzie coś gorszego. Neville chyba nie podzielał mojego zdania, ponieważ cały się trząsł, oraz zaczął ciężej oddychać.
Jednak tym, co najbardziej mnie rozśmieszyło był ton głosu Malfoya..
- Do lasu? – zapytał zestresowany. – Nie możemy tam iść w nocy… tam są różne takie… mówią, że wilkołaki.
Parsknęłam ze śmiechu. Spojrzałam się na Malfoya; jego lodowate spojrzenie mówiło, że mi tego nie wybaczy (jakby mnie to jakoś szczególnie obchodziło), albo, że powie ojcu.
- No to będziecie mieć kłopoty, co? – odrzekł Filch z wyraźną uciechą. – A nie powinniście czasem pomyśleć o wilkołakach, zanim zaczęliście szwendać się po nocy?
Z ciemności wyłonił się Hagrid z Kłem u nogi. Niósł wielką kuszę, a na jego ramieniu wisiał kołczan pełen strzał.
- Trochę późno – burknął. – Czekam na was już od pół godziny. No jak, w porządku, Harry? Głowa do góry, Hermiono. Widzę, że Laura, jak zwykle w dobrym nastroju.
- Lepiej się z nimi nie cackaj, Hagridzie – powiedział chłodno Filch. – Ostatecznie mają być ukarani, prawda?
- Aaa… To dlatego się spóźniliście – rzekł Hagrid, obrzucając Filcha spojrzeniem, które nic mi nie mówiło. – Zrobiłeś im małą lekcję wychowawczą, tak? Kłopot w tym, Filch, że ani się do tego nie nadajesz, ani to do ciebie należy. No dobra, odwaliłeś swoją robotę, teraz ja ich przejmuję.
- Będę tu o świcie – mruknął niezadowolony Filch – żeby zabrać to, co z nich zostanie.
Odwrócił się i odszedł w stronę zamku. Jestem dziwna, ale już nie mogę się doczekać, aż wejdziemy do lasu…
- Nie mam zamiaru wchodzić do lasu – oświadczył Malfoy. Zaczęłam się głośno śmiać, że aż prawie się przewróciłam.
- Ale wejdziesz, jeśli chcesz zostać w Hogwarcie – burknął Hagrid. – Narobiłeś niezłego bigosu i teraz musisz za to zapłacić.
- No właśnie Malfoy, nie bądź baba… Cykasz się?
- To robota dla służby, nie dla uczniów. Myślałem, że będziemy za karę coś przepisywać… Gdyby dowiedział się o tym mój ociec, to…
- …to by ci powiedział, że tak to już jest w Hogwarcie – warknął Hagrid. – Przepisywać! A to sobie wymyślił! A co komu z tego? Musisz zrobić coś pożytecznego albo jutro wyleją na zbity pysk. Skoro myślisz, że twój ojciec woli, żeby cię wywalili ze szkoły, to wracaj do zamku i pakuj manatki, No, ruszaj się!
Malfoy ani drgnął. Patrzył na Hagrida swoimi wielkimi oczami, na których malowała się złość i przerażenie jednocześnie.
- Ale róbcie to, co wam powiem – powiedział szybko Hagrid – bo nie idziemy na grzyby, a ja nie chcę nikogo niepotrzebnie narażać. W tym lesie w nocy nie jest bezpiecznie. Chodźcie za mną.
Zaprowadził nas na sam skraj lasu. Tam uniósł wysoko lampę i wskazał na wąską, krętą ścieżkę, która ginęła między pniami drzew. Wyjęłam różdżkę i szepnęłam: Lumos! Moja różdżka zapłonęła światłem, które oświecało odrobinkę więcej niż latarnia Hagrida.
- Popatrzcie tutaj – wskazał na pewien kawałek ziemi. Błyszczało tutaj coś srebrnego. – Widzicie te świecące ślady na ziemi? Takie srebrne? To krew jednorożca – przyłożyłam moją dłoń do ust. – Gdzieś tu jest jednorożec, którego coś ciężko zraniło. To już drugi raz w tym tygodniu. W zeszłą środę znalazłem jednego martwego. Musimy znaleźć biedaka. Może uda się nam mu pomóc.
- A jeśli to coś, co poraniło jednorożca, znajdzie nas najpierw? – zapytał Malfoy ze strachem w głosie.
- W tym lesie nic nie zrobi wam krzywdy, dopóki jesteście ze mną i z Kłem – odpowiedział Hagrid. – I trzymajcie się ścieżki. A teraz podzielimy się na dwie grupy i każda pójdzie w inną stronę. Pełno tu wszędzie krwi, biedak musi się błąkać po lesie przynajmniej od zeszłej nocy.
- Chcę mień przy sobie psa – powiedział szybko Malfoy. Ma taki zabawny głos, kiedy jest wystraszony.
- Dobrze, ale ostrzegam cię, że to straszny tchórz. Więc tak… Ja, Harry, Hermiona i Laura idziemy w jedną stronę, a Draco, Neville i Kieł w drugą.
- Ale to nie sprawiedliwe! U was są cztery osoby, a u nas tylko dwie i jeden pies! – oburzył się Malfoy.
- Dobrze, mogę być z tobą Malfoy, skoro tak się cykasz.
- Tyle sprzeczek? Laura jesteś z Malfoyem i Nevillem. – burknął Hagrid. – Jak któreś z nas znajdzie jednorożca, strzelamy zielonymi iskrami, dobra? Wyjmijcie swoje różdżki i spróbujcie.. znakomicie... Jeśli ktoś znajdzie się w opałach, strzela czerwonymi iskrami, a reszta natychmiast spieszy mu z pomocą… Wszystko jasne? No, to idziemy.
Zaczęliśmy zagłębiać się w las. Jedyne co słyszałam, to świerszcze, oraz ciche pojękiwanie Neville’a; panicznie się bał. Malfoy raz na jakiś czas się potykał, bo rozglądał się dookoła. Czy jestem jedną, jedyną, która się aktualnie nie boi?
Nagle trafiliśmy na rozwidlenia ścieżki. Harry, Hermiona i Hagrid poszli w prawo, a ja Neville, Malfoy i Kieł w prawo.
Szliśmy w milczeniu, nikomu nie chciało się zbytnio gadać. Malfoy patrzył na mnie dziwnym wzrokiem, nie potrafiłam go zinterpretować. Pewnie ze złością, albo z pogardą… Co jakiś czas przez gałęzie przedzierał się promień księżyca. Wtedy widziałam na ziemi, oraz liściach trochę srebrnej krwi jednorożca. Nie był to najprzyjemniejszy widok, ale muszę przyznać, że krew jednorożców była piękna, to nigdy nie zabiłabym takiego stworzenia, aby jeszcze raz na nią spojrzeć.
- Neville, nie bój się. Tu nie jest tak źle – powiedziałam. Zakręciłam się dwa razy dookoła. Tutaj czułam się wolna.
- A co jeśli zaraz wyskoczy na nas jakiś wilkołak… albo coś innego?
- To was obronię… Można je łatwo zdezorientować, tylko trzeba wiedzieć jak.
- Kelly nie kozacz, bo je…
- Ciii – uciszyłam go.
- Nie bę..
- Ucisz się Malfoy! – szepnęłam ostro. – Wydaje mnie się, że coś słyszałam.
- C-c-co to b-b-by-było? – jąknął się Neville.
- Chodźcie lepiej za drzewo… Kieł cicho!
Schowaliśmy się za jednym z drzew. Starałam się delikatnie za nie wyjrzeć, ale to nie było takie proste. Ujrzałam jedynie blond ogon, który do złudzenia przypominał ogon konia. Stwór zniknął za drzewem, jest już bezpiecznie. Niestety, ale Malfoy postanowił sobie zażartować, więc złapał Nevilla za szyję. Ten ze strachu wystrzelił od razu czerwone iskry.
- Malfoy ty idioto!
- Co, nie można się zabawić?
- Jesteś kompletnym idiotom! Neville nie bój się…
Po paru minutach usłyszałam czyjeś szybkie kroki. Odwróciłam się, stał tam zdyszany Hagrid. Widać było, że musiał pędzić.
- Co się stało? – zapytał.
- Nic, ten idiota – wskazałam na Malfoya – postanowił sobie zażartować i złapał Neville’a za szyję. Neville ze strachu wystrzelił od razu czerwone iskry.
- Zadowolony jesteś?!
- Zażartowałem sobie tylko, a już afera…
Szliśmy przez parę minut przez gęsty las. Dotarliśmy do ścieżki, którą szli zapewne Harry, Hermiona i Hagrid. Zdziwili się na nasz widok. Hagrid wszystko im wytłumaczył, po czym kazał się zamienić Harry’emu z Nevillem. Byłam szczęśliwa, bo wreszcie będę miała z kim porozmawiać, a nie iść w milczeniu… chyba…
Idziemy już jakieś pół godziny, coraz bardziej zagłębiając się w puszczę. Wiele tematów nie mogliśmy poruszyć koło Malfoya, więc głównie szliśmy w milczeniu. Ścieżka zrobiła się już taka wąska, a las tak gęsty, że trudno było cokolwiek zobaczyć, a tym bardziej iść. Ślady krwi były coraz bardziej obfite. Zaczęły pojawiać się na drzewach. Wyglądało to okropnie. Ścieżka już się skończyła.
- Zobacz… – Szepnął Harry, wyciągając rękę, by zatrzymać mnie i Malfoya.
Spojrzałam się przed siebie. Zobaczyłam, że między gałęziami ogromnego dębu prześwituje polana. Było na niej widać jakąś jasną, durzą plamę. Ostrożnie weszliśmy na skraj polany.
Był to jednorożec, niestety już martwy. Po raz pierwszy w życiu ujrzałam coś tak cudownego, a zarazem smutnego. Miał on piękny biały kolor, a jego grzywa była w podobnym odcieniu, ale bardziej perłowym. Jego róg był identycznego koloru co jego sierść. Miał długie, smukłe nogi, ale teraz były powykrzywiane w najróżniejsze strony. Chciałam do niego szybko podejść, ale Harry cofnął mnie ręką.
Usłyszałam odgłos skradania się. Dlatego Harry nie pozwolił mi iść dalej. Krzak na skraju polanki nagle zadrżał… A potem z cienia wyłoniła się zakapturzona postać, pełznąca tuż przy ziemi. Wszyscy troje (i Kieł) staliśmy jak wrośnięci w ziemię. Nie mogłam się ruszyć. Postać zbliżyła się do martwego jednorożca, przywarła do jego zranionego boku i zaczęła pić krew, jak komar.
- AAAAAA! – wrzasnął Malfoy i pomknął w las. Za nim pobiegł Kieł.
Zakapturzona postać odwróciła się i spojrzała prosto na nas. Moje serce biło jak oszalałe. Ruszyła w naszą stronę. Szepnęłam szybko:
- Harry, uciekaj! Rozkojarzę go.
Wyczarowałam szybko niebieskiego wilka, aby postać się zdezorientowała. Niestety, ale spojrzała tylko na niego, po czym zaczęła dalej iść na nas. Był to widok mrożący krew w żyłach. Po jej pelerynie ściekały stróżki srebrnej krwi.
Harry złapał się za bliznę na czole i zaczął krzyczeć. Obydwoje cofaliśmy się w jak najszybszym tempie, ale postać była o wiele szybsza. Nagle usłyszałam za sobą tętent kopyt i coś śmignęło nad nami, nacierając na zakapturzoną postać. Musiałam wytężyć wzrok, aby zobaczyć, że jest to… centaur?! Myślałam, że one istnieją tylko w bajkach, a tutaj prawdziwy centaur. To pewnie jego ogon widziałam, kiedy Malfoy wystraszył Neville’a.
Miał on jasne blond włosy, oraz złotawą sierść. Dziwnie to zabrzmi ale był przepiękny. Jego oczy miały przepiękny niebieski kolor, przypominający do złudzenia dwa szafiry, które błyszczały na kolczykach jakiejś bogatej kobiety. Swoją drogą, to nie mam przekłutych uszu, ale to już inna historia…
Harry osunął się na kolana. Nie wyglądał najlepiej.
- Witaj, jestem Firenzo – odezwał się centaur.
- Jestem Laura Kelly, miło mi poznać – podałam Firenzo dłoń.
- Ostatnio zrobiło się o tobie dość głośno nawet u nas, centaurów – zarumieniłam się. – To ty stałaś się animagiem na pierwszej lekcji transmutacji, tak?
- Mhm…
- Gratulacje. Jesteś bardzo utalentowaną czarownicą.
W tym momencie Harry otworzył oczy. Firenzo podszedł do niego i spojrzał się uważnie na Harry’ego.
- Nic ci nie jest? – zapytał, pomagając Harry’emu wstać.
- Nie… dzięki… Co to było?
Centaur nie odpowiedział. Zatrzymał wzrok na bliźnie Harry’ego.
- To ty jesteś chłopcem Potterów – powiedział. – Lepiej wracajcie do Hagrida. W puszczy nie jest bezpiecznie. Potraficie jeździć konno? Byłoby o wiele szybciej.
Uklęknął na przednie nogi, abyśmy mogli się na niego wspiąć. Harry wszedł pierwszy, a ja za nim.
- Jak pewnie już słyszałeś, jestem Firenzo.
Z drugiej strony polany rozległ się tętent kopyt. Spojrzałam się w lewo; stały tam dwa kolejne centaury. Pierwszy był czarnoskóry i czarnowłosy. Nie wyglądał zbyt przyjaźnie… Drugi natomiast miał rude włosy, oraz piękną kasztanową sierść. Wyglądał o wiele przyjaźniej.
- Firenzo! – krzyknął pierwszy; czarnoskóry. – Co ty wyprawiasz? Masz ludzi na grzbiecie! Co za wstyd! Zachowujesz się jak zwykły muł! – widać centaury niezbyt ufają ludziom.
- Nie widzisz, kto to jest Zakało? – odpowiedział Firenzo. – To chłopiec Potterów, oraz ta panna Kelly. Im szybciej opuszczą las, tym lepiej.
- Co im powiedziałeś? – warknął Zakała. – Pamiętaj Firenzo, że zostaliśmy zaprzysiężeni. Nie możemy sprzeciwiać się wyrokom nieba. Czyż nie wiemy z biegu planet, co ma się wydarzyć.
Kasztanowy centaur pogrzebał kopytem w ziemi, wyraźnie zakłopotany.
- Jestem pewny, że Firenzo chciał jak najlepiej – powiedział ponurym tonem.
- Jak najlepiej, Ronanie! A niby co my mamy z tym wspólnego? Centaury zajmują się odczytywaniem przyszłości z gwiazd! Nie jesteśmy po to, żeby uganiać się po lesie jak osły za jakimiś zabłąkanymi ludźmi!
Firenzo niespodziewanie stanął dęba, tak że musiałam się szybko złapać Harry’ego, bo inaczej bym spadła. Sam Harry złapał się jego grzywy.
- Nie widzisz tego jednorożca? – ryknął Firenzo. – Nie wiesz, dlaczego musiał umrzeć? A może planety nie podzieliły się tym sekretem? Bo jeśli chodzi o mnie, Zakało, to będę walczyć z wrogiem, który czai się w tym lesie! Tak, ramię w ramię z ludźmi, jeśli będę musiał.
Zawrócił w miejscu, a później pogalopował między drzewa, ze mną i z Harrym na grzbiecie. Bardzo szybko jechaliśmy.
- Dlaczego Zakała tak się wścieka? – zapytał Harry. – I przed czym chcesz nas uratować?
Firenzo zwolnił, aby nas ostrzec, abyśmy zniżyli głowy, by nie uderzyć w jakąś gałąź. Jechaliśmy tak na nim dość długo.
- Harry Potterze i Lauro Kelly, czy wiecie, do czego się używa krwi jednorożca? – zapytał się Firenzo, kiedy przejeżdżaliśmy przez kawałek bardzo gęstych kniei.
- Nie – odpowiedzieliśmy chórem.
- My używamy tylko rogu i włosów z ogona… no wiesz, do sporządzania eliksirów – dodał Harry.
- To dlatego, że zabicie jednorożca jest potworną zbrodnią – rzekł Firenzo. – Zdolny jest do niej tylko ktoś, kto nie ma nic do stracenia, a wszystko do zyskania. Krew jednorożca zapewnia życie każdemu, kto ją wypije, nawet jeśli będzie o cal od śmierci, ale za straszliwą cenę. Jeśli zabije się coś niewinnego i bezbronnego, zostanie nie zawsze przeklęty i będzie wiódł nędzne życie, a właściwie pół-życie.
- Ale kto mógłby się na to odważyć? Jeśli ma się być przeklętym na zawsze, to chyba lepsza jest śmierć, prawda? – spytał się Harry.
- Prawda – zgodził się Firenzo – chyba, że jest ci to potrzebne, żeby wypić coś innego… coś, co pozwoli ci odzyskać dawną siłę i obdarzy wielką potęgą… coś, co sprawi, że nigdy nie umrzesz. Wiecie, co jest tera ukryte w szkole?
- Kamień Filozoficzny! – odpowiedzieliśmy chórem.
- Eliksir życia – powiedziałam. – Ale przecież kto mógłby…
- Tak trudno wam się domyśleć, kto czekał tyle lat, by odzyskać władzę, kto chce za wszelką cenę przeżyć, czekając na swoją wielką szansę?
Zaczęłam myśleć i myśleć, ale nic wymyślić nie mogłam. Przez głowę przewijały mi się wszystkie możliwe postacie, ale nie mogłam nic wymyślić… I wtedy mnie olśniło..
- Chcesz powiedzieć, że to był… Vol… – powiedział Harry, ale przerwała mu…
- Harry! Laura! Nic wam się nie stało?
Ścieżką biegła ku nam Hermiona, a za nią kroczył, sapiąc głośno, Hagrid.
- Nic nam nie jest – powiedzieliśmy w tym samym czasie.
- Hagridzie, przykro mi to stwierdzić, ale jednorożec jest niestety martwy. Leży na polanie – powiedziałam.
- Tutaj was zostawię – mruknął Firenzo, kiedy Hagrid poszedł, aby obejrzeć jednorożca… a raczej to, co z niego pozostało. – Jesteście już bezpieczni.
Szybko ześlizgnęłam się z jego grzbietu, a za mną Harry.
- Życzę ci powodzenia, Harry Potterze – rzekł Firenzo. – Oraz tobie Lauro Kelly. Przed wami jeszcze długa droga, wyczytałem to z gwiazd…
- Dziękuję – szepnęłam cicho.
- Już nieraz się zdarzało, że mylnie odczytywano przyszłość z gwiazd. Przytrafiało się to nawet centaurom. Mam nadzieję, że to właśnie taki przypadek.
Odwrócił się i pogalopował w ciemną puszczę.

Ron usnął w pokoju wspólnym, czekając na nasz powrót. Miałam plan, aby oblać go wiadrem zimnej wody, ale pozostali się nie zgodzili… Zamiast tego Harry nim potrząsnął, a ten zaczął gadać coś o faulach w quidditchu i otworzył oczy. Po chwili się dopiero rozbudził, kiedy Harry zaczął mu opowiadać co przeżyliśmy w Zakazanym Lesie.
Harry był tak rozgorączkowany, że nie mógł usiedzieć w miejscu. Chodził tam i powrotem, trzęsąc się.
- Snape chce wykraść Kamień dla Voldemorta – Ron się wzdrygnął. – Voldemorta czeka w puszczy – i ponownie. – a myśmy przez cały czas myśleli, że Snape chce się po prostu wzbogacić…
- Przestań wymawiać to imię! – szepnął wystraszony Ron, ale Harry go nie słuchał.
-Firenzo mnie uratował… Przepraszam Laura… nas uratował, choć nie powinien… Zakała się wściekał… mówił o przeciwstawianiu się temu, co jest zapisane w gwiazdach… o powrocie Voldemorta… Zakała uważa, że Firenzo powinien pozwolić Voldemortowi zabić mnie… Myślę, że to też jest zapisane w gwiazdach..
- Przestań wymawiać to imię! – syknął Ron.
- Więc teraz możemy tylko czekać, aż Snape wykradnie Kamień – ciągnął Harry, nadal nie zwracając uwagi na Rona – a wtedy Voldemort będzie już mógł tu przyjść i skończyć ze mną raz na zawsze… No cóż, Zakała pewnie się ucieszy.
Hermiona zrobiła przerażoną minę, ale próbowała Harry’ego pocieszyć. Ja sama byłam zakłopotana i lekko poddenerwowana…
- Harry – zaczęła – wszyscy mówią, że Sam-Wiesz-Kto boi się tylko Dumbledore’a. Dopóki Dumbledore tu będzie, Sam-Wiesz-Kto nie ośmieli się ciebie tknąć. A w ogóle, skąd wiesz, że centaury się nie mylą? Mnie to wszystko przypomina wróżenie z kart, a profesor McGonagall mówi, że to bardzo mało ścisła dziedzina magii.
Niebo już pobladło, kiedy poszliśmy do sypialni razem z Hermioną. Byłyśmy strasznie zmęczone po dzisiejszym dniu, więc nawet nie przebierając się wskoczyłyśmy do łóżek i od razu zasnęłyśmy…
Rano obudziły nas piski Lavender, która chwaliła się Parvati, że dostała nową sukienkę. Niezbyt nas to interesowało, ale wstałyśmy i szybko się ubrałyśmy. Alex już nie było w naszym dormitorium.
Zeszłyśmy na dół, tam czekali na nas Ron z Harrym.
- Dziewczyny, chodźcie tu – szepnął ostro Ron.
Podeszłyśmy szybko do nich, a wtedy Harry zaczął mówić:
- Zanim położyłam się spać, znalazłem pod kocem pelerynę-niewidkę. Przypięta do niej była karteczka z napisem: Na wszelki wypadek.


Jako zupełny dodatek chciałam wam powiedzieć, że miss Hogwartu została jakaś blondynka z piątego roku… Lee miał drugie miejsce, ale tylko dlatego, że jego przyjaciele ze starszych klas na niego głosowali. Podobno każdy miał ubaw jak go zobaczył… Więc, to chyba wszystko. Muszę lecieć, bo Hermiona mnie woła i każe się uczyć na Historię Magii… Nuda!


Trochę późno, ale nie miałam wcześniej czasu... Musiałam oprawić wszystkie podręczniki i ćwiczenia, a poza tym, to staram się napisać rozdział XXVIII, ale nie potrafię. Mam z nim problem. Piszę go już od trzech tygodni i nadal nie potrafię napisać... Chyba od następnego tygodnia będę publikować jeden rozdział tygodniowo... No trudno, ale nie mogę dawać, więcej, bo nie chcę was zostawiać z tym, abyście czekali na ten dwudziesty ósmy rozdział...
Lauraaaa :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz