Rok 1
Rozdział 23
Zakazany Las
Następnego
ranka wyspana poszłam razem z przyjaciółmi na śniadanie. Właśnie jadłam
owsiankę, kiedy ni stąd ni zowąd pojawił się jakiś Puchon z czterema kartkami.
Wręczył je mnie, Hermionie, Harry’emu i Neville’owi. Na każdej był ten sam
tekst:
Twój areszt rozpocznie się dzisiaj, o
jedenastej wieczorem. Proszę czekać na pana Filcha w Sali wejściowej.
Profesor
M. McGonnagal
Zupełnie
zapomniałam już o areszcie. Myślałam tylko nad tym jak mogę odzyskać ów
dwadzieścia punktów, które zostało mi do odpłacania.
Byłam pewna, że Hermiona zaraz zacznie biadolić o tym, że nie będziemy mogli
się uczyć w nocy (co robiliśmy od około tygodnia), ale nie zrobiła tego. Chyba
również uważała, że zasługujemy na tą karę… Według mnie nie zasługiwaliśmy na
tą karę, ponieważ chcieliśmy pomóc Hagridowi… Niestety nikt o ty nie wiedział.
Po
lekcjach chciałam odpocząć od tego całego zamętu i usiąść na chwilę w pokoju
wspólnym, aby trochę odpocząć… Nie był to najlepszy pomysł.
-
Przygotuj jego włosy – usłyszałam znajomy głos.
-
Sam się nimi zajmij! Ja ogarnę kreacje! – szepnęła druga osoba.
-
O czym tak rozmawiacie chłopaki? – zapytałam i spojrzałam na bliźniaków, kiedy
wchodziłam do pokoju wspólnego.
Jeden
z nich wplątywał jakieś dziwne wstążki we włosy Lee Jordana, a drugi latał z
wieloma materiałami po pokoju.
-
Cześć Laura! – powiedzieli we trójkę.
-
Co cię tutaj sprowadza? – rzekł Lee.
-
Hmm… niech pomyślę… Może chcę pójść się przebrać i pouczyć jeszcze trochę?
-
Zapomniałem, że jesteś kujonką – szepnął Fred.
Spojrzałam
na niego morderczym wzrokiem i odwróciłam się w stronę George’a.
-
Co wy robicie? – spytałam zdziwiona.
-
Co roku urządzamy miss Gryffindoru. Właściwie, to w tym roku startujemy
pierwszy raz, a wszystkie dziewczyny z naszego roku się zgodziły na ten pomysł…
– zaczął George. – Naszą kandydatką jest Lee – wszyscy troje zachichotali. –
Chcemy zrobić żart… Z każdego roku, oprócz pierwszego i drugiego, wybierane są
kandydatki i będzie konkurs na miss Gryffindoru! Co roku przyrządzany jest taki
konkurs… Kiedy będziesz już na trzecim roku, to masz szansę, aby w nim
wystartować!
-
Jak na razie będziesz mogła być jurą… Przekonamy resztę komisji, abyś również
miała w to jakiś wkład! – dokończył Fred.
-
Nie dzięki, chłopaki. Pomóc wam z waszą kandydatką?
– Lee zrobił skwaszoną minę, a chłopaki stłumili śmiech kaszlnięciem.
-
Jak masz umiejętności, to wplącz mu te wstążki we włosy… Jeśli nie, to pomóż mi
wybrać kolor do jego przefantastycznej sukienki! – George wyrzucił w górę
skrawki różnokolorowych materiałów.
-
Pomogę wam i w tym, i w tym. Od czego zacząć?
-
Materiał – powiedzieli chórem.
-
Konkurs za dwie godziny, a nasza kandydatka
nie ma jeszcze sukni! Uszyjemy ją oczywiście zaklęciem.
-
To ty, Freddy masz zadanie, a ja z Georgem wybierzemy jakiś fajny materiał na
kieckę i krój. Mam w tym już trochę doświadczenia.
Podeszłam
do stolika na którym wszystko się odbywało. Leżało na nim ze dwadzieścia
gatunków materiału i pięć razy tyle odcieni. Zanurzyłam ręce we włosach.
-
Dlaczego teraz się za to zabraliście? Przecież nie ma na to czasu!
-
Bo wiedzieliśmy, że taka wspaniała osoba jak ty nam pomoże – podlizywał się
George. Jego oczy wyrażały prośbę.
-
Zgódź się Laura i nam pomóż! – tym samym wzrokiem spojrzał na mnie Fred.
Czułam,
że zaraz wybuchnę śmiechem.
-
No dobra, zgadzam się – wycedziłam przez zęby, które były ściśnięte, abym się
nie zaśmiała.
-
Jesteś wspaniała! – podbiegli do mnie i uwiesili
się na mnie (chociaż byłam od nich niższa).
-
Ej, chłopaki! Dość! Bo zaraz się wywrócę!
Jestem
medium, przewidziałam przyszłość! Po trzech sekundach leżeliśmy na ziemi
tarzając się ze śmiechu. Pierwszy wstał George i pomógł mi stanąć na nogi.
We
dwójkę wybraliśmy piękny różowy materiał, zrobiony z satyny. Krój oczywiście
musiałam wybierać sama, bo oni by nic eleganckiego nie wybrali.
Krój
dopasowałam do jego sylwetki (jak to idiotycznie brzmi). Najbardziej pasowała
pospolita syrenka. Teraz pora na drugie zadanie…
Kiedy
George szył najróżniejszymi zaklęciami sukienkę, ja z Fredem wplątywaliśmy
coraz więcej różowych wstążek we włosy Lee.
Śmiesznie
wyglądał… jakby był wrobiony w jakiś naprawdę okrutny żart. Skoro się na to
zgodził…
-
Ile jeszcze? – rzekła znudzonym tonem
nasza modelka.
-
Chcesz być piękna, musisz cierpieć!
-
Ha, ha, ha, bardzo śmieszne!
-
Doprawdy, milordzie.
Cała
nasza trójka zaczęła się śmiać, a George popatrzył na nas tylko ze zdziwieniem
i wrócił do tworzenia sukni.
-
Lee, a jakie buty założysz? – zapytałam.
-
O cholera… – powiedzieli we trójkę chórem.
-
Zapomnieliście o butach, zgadza się?
Pokiwali
głowami. Ich wzrok wyrażał przerażanie.
-
Co zrobimy, jeśli nasza modelka nie będzie mieć odpowiedniego obuwia?!
-
Poczekajcie chwilę…
Odkryłam
nową cechę mojego dzieła. Jeżeli się
postaram i uda mi się przekonać stworzenie,
to będę mogła z niego zrobić tak, aby jego stan skupienia nie był gazowy, a
pół-stały. Mianowicie będę mogła wyczarować zwykłe zwierzęta z mgły, ale będę
mogła je przemieniać w co zechcę.
Wyszeptałam
zaklęcie i przede mną pojawił się różowy lew. Był przepiękny. Jednym
machnięciem różdżki rozkazałam mu, aby do mnie podszedł. Kolejnym
ruchem przekaźnika mojej mocy sprawiłam, że zaczął zwijać się w dziwne rulony,
składać i ogólnie robić najrozmaitsze ruchy.
-
Ładne? – podniosłam różowe, półprzezroczyste pantofelki do góry.
-
Jak ty to zrobiłaś? – spytali chórem bliźniacy.
-
Moje własne zaklęcie, plus trochę wyobraźni!
-
Stworzyłaś… – zaczął Fred.
-
…Własne zaklęcie? – dokończył George.
-
Mhm – pokiwałam głową za tak i
wróciłam do wplątywania wstążek we włosy Lee.
W
połowie do końca naszej pracy przypomniałam sobie o jednej, istotnej rzeczy…
-
Spóźnię się na karę!
Wstałam
jak poparzona od Lee i przeskoczyłam nad oparciem kanapy.
-
Gdzie tak pędzisz? – zapytał George, ale ja nie miałam czasu odpowiedzieć…
Spojrzałam
szybko na zegarek. Już była końcówka kolacji, a ja muszę jeszcze się w coś
wygodnego przebrać, aby dobrze wykonać zadaną nam pracę. Pewnie będziemy
sprzątać całą Wielką Salę po kolacji, czy coś takiego…
Razem
z Hermioną zeszłyśmy po schodach na dół, a następnie przeszłyśmy przez drzwi.
Na kanapie siedział Harry, a obok niego Neville. Kiedy zeszłyśmy, to od razu
wstali, i razem ruszyliśmy do sali wejściowej.
Filch
już na nas czekał. Stał tam również Malfoy, ze swoją ulubioną miną; oczywiście
pogarda.
-
Za mną – powiedział Filch, zapalając lampę.
Wyprowadził
nas z zamku… Co my będziemy robić?
-
Założę się, że teraz dwa razy pomyślicie, zanim znowu złamiecie regulamin, co?
– uśmiechnął się drwiąco, po czym ciągnął dalej. – Tak, tak… ciężka praca i ból
to najlepsi nauczyciele, przynajmniej moim zdaniem… Szkoda tylko, że nie
stosuje się już tych dobrych, dawnych kar… Na przykład takie wieszanie za ręce
pod sufitem… Po kilku dniach bylibyście posłuszni jak baranki. Mam jeszcze
łańcuchy, a jakże, trzymam je w kantorku, oliwię od czasu do czasu, może
jeszcze kiedyś się przydadzą… No dobra, idziemy. Tylko nawet nie myślcie o
ucieczce, bo będzie jeszcze gorzej.
Właśnie
szliśmy przez ciemny park. Neville głośno pociągał nosem, pewnie się boi
biedaczek… Składając fakty, to musi to być jakaś okropna kara, skoro Filch jest
wniebowzięty. Nie zdziwiłabym się jakby zaraz zaczął śpiewać. W zasadzie, to
wizja śpiewającego Filcha jest o wiele bardziej straszna niż ta cała kara…
Spojrzałam
się do góry; księżyc był w pełni. Raz na jakiś czas przysłaniały go chmury,
więc czasem szliśmy w ciemności. Po paru minutach ujrzałam parę maleńkich,
jasnych punkcików. Okazało się, że jest to chatka Hagrida, a po chwili
usłyszałam krzyk:
-
To ty, Filch? Pospiesz się, chcę już zaczynać.
Ucieszyłam
się, że kara będzie się odbywać pod opieką Hagrida. Pewnie to będzie niezbyt
łatwe, ale ciekawe przeżycie.
-
Pewno myślisz, że z tym niedojdą będziecie mieli pyszną zabawę, co? –
powiedział Filch do Harry’ego. – No to radzę ci to jeszcze raz przemyśleć,
chłopcze, bo idziemy do lasu, a coś mi się widzi, że nie wyjdziecie z niego
cało.
Spoko,
idziemy do lasu, myślałam, że będzie coś gorszego. Neville chyba nie podzielał
mojego zdania, ponieważ cały się trząsł, oraz zaczął ciężej oddychać.
Jednak
tym, co najbardziej mnie rozśmieszyło był ton głosu Malfoya..
-
Do lasu? – zapytał zestresowany. – Nie możemy tam iść w nocy… tam są różne
takie… mówią, że wilkołaki.
Parsknęłam
ze śmiechu. Spojrzałam się na Malfoya; jego lodowate spojrzenie mówiło, że mi
tego nie wybaczy (jakby mnie to jakoś szczególnie obchodziło), albo, że powie ojcu.
-
No to będziecie mieć kłopoty, co? – odrzekł Filch z wyraźną uciechą. – A nie
powinniście czasem pomyśleć o wilkołakach, zanim zaczęliście szwendać się po
nocy?
Z
ciemności wyłonił się Hagrid z Kłem u nogi. Niósł wielką kuszę, a na jego
ramieniu wisiał kołczan pełen strzał.
-
Trochę późno – burknął. – Czekam na was już od pół godziny. No jak, w porządku,
Harry? Głowa do góry, Hermiono. Widzę, że Laura, jak zwykle w dobrym nastroju.
-
Lepiej się z nimi nie cackaj, Hagridzie – powiedział chłodno Filch. –
Ostatecznie mają być ukarani, prawda?
-
Aaa… To dlatego się spóźniliście – rzekł Hagrid, obrzucając Filcha spojrzeniem,
które nic mi nie mówiło. – Zrobiłeś im małą lekcję wychowawczą, tak? Kłopot w
tym, Filch, że ani się do tego nie nadajesz, ani to do ciebie należy. No dobra,
odwaliłeś swoją robotę, teraz ja ich przejmuję.
-
Będę tu o świcie – mruknął niezadowolony Filch – żeby zabrać to, co z nich
zostanie.
Odwrócił
się i odszedł w stronę zamku. Jestem dziwna, ale już nie mogę się doczekać, aż
wejdziemy do lasu…
-
Nie mam zamiaru wchodzić do lasu – oświadczył Malfoy. Zaczęłam się głośno
śmiać, że aż prawie się przewróciłam.
-
Ale wejdziesz, jeśli chcesz zostać w Hogwarcie – burknął Hagrid. – Narobiłeś
niezłego bigosu i teraz musisz za to zapłacić.
-
No właśnie Malfoy, nie bądź baba… Cykasz się?
-
To robota dla służby, nie dla uczniów. Myślałem, że będziemy za karę coś
przepisywać… Gdyby dowiedział się o tym mój ociec, to…
-
…to by ci powiedział, że tak to już jest w Hogwarcie – warknął Hagrid. –
Przepisywać! A to sobie wymyślił! A co komu z tego? Musisz zrobić coś
pożytecznego albo jutro wyleją na zbity pysk. Skoro myślisz, że twój ojciec
woli, żeby cię wywalili ze szkoły, to wracaj do zamku i pakuj manatki, No,
ruszaj się!
Malfoy
ani drgnął. Patrzył na Hagrida swoimi wielkimi oczami, na których malowała się
złość i przerażenie jednocześnie.
-
Ale róbcie to, co wam powiem – powiedział szybko Hagrid – bo nie idziemy na
grzyby, a ja nie chcę nikogo niepotrzebnie narażać. W tym lesie w nocy nie jest
bezpiecznie. Chodźcie za mną.
Zaprowadził
nas na sam skraj lasu. Tam uniósł wysoko lampę i wskazał na wąską, krętą
ścieżkę, która ginęła między pniami drzew. Wyjęłam różdżkę i szepnęłam: Lumos! Moja różdżka zapłonęła światłem,
które oświecało odrobinkę więcej niż latarnia Hagrida.
-
Popatrzcie tutaj – wskazał na pewien kawałek ziemi. Błyszczało tutaj coś
srebrnego. – Widzicie te świecące ślady na ziemi? Takie srebrne? To krew
jednorożca – przyłożyłam moją dłoń do ust. – Gdzieś tu jest jednorożec, którego
coś ciężko zraniło. To już drugi raz w tym tygodniu. W zeszłą środę znalazłem
jednego martwego. Musimy znaleźć biedaka. Może uda się nam mu pomóc.
-
A jeśli to coś, co poraniło jednorożca, znajdzie nas najpierw? – zapytał Malfoy
ze strachem w głosie.
-
W tym lesie nic nie zrobi wam krzywdy, dopóki jesteście ze mną i z Kłem –
odpowiedział Hagrid. – I trzymajcie się ścieżki. A teraz podzielimy się na dwie
grupy i każda pójdzie w inną stronę. Pełno tu wszędzie krwi, biedak musi się
błąkać po lesie przynajmniej od zeszłej nocy.
-
Chcę mień przy sobie psa – powiedział szybko Malfoy. Ma taki zabawny głos,
kiedy jest wystraszony.
-
Dobrze, ale ostrzegam cię, że to straszny tchórz. Więc tak… Ja, Harry, Hermiona
i Laura idziemy w jedną stronę, a Draco, Neville i Kieł w drugą.
-
Ale to nie sprawiedliwe! U was są cztery osoby, a u nas tylko dwie i jeden
pies! – oburzył się Malfoy.
-
Dobrze, mogę być z tobą Malfoy, skoro tak się cykasz.
-
Tyle sprzeczek? Laura jesteś z Malfoyem i Nevillem. – burknął Hagrid. – Jak
któreś z nas znajdzie jednorożca, strzelamy zielonymi iskrami, dobra? Wyjmijcie
swoje różdżki i spróbujcie.. znakomicie... Jeśli ktoś znajdzie się w opałach,
strzela czerwonymi iskrami, a reszta natychmiast spieszy mu z pomocą… Wszystko
jasne? No, to idziemy.
Zaczęliśmy
zagłębiać się w las. Jedyne co słyszałam, to świerszcze, oraz ciche pojękiwanie
Neville’a; panicznie się bał. Malfoy raz na jakiś czas się potykał, bo
rozglądał się dookoła. Czy jestem jedną, jedyną, która się aktualnie nie boi?
Nagle
trafiliśmy na rozwidlenia ścieżki. Harry, Hermiona i Hagrid poszli w prawo, a
ja Neville, Malfoy i Kieł w prawo.
Szliśmy
w milczeniu, nikomu nie chciało się zbytnio gadać. Malfoy patrzył na mnie
dziwnym wzrokiem, nie potrafiłam go zinterpretować. Pewnie ze złością, albo z
pogardą… Co jakiś czas przez gałęzie przedzierał się promień księżyca. Wtedy
widziałam na ziemi, oraz liściach trochę srebrnej krwi jednorożca. Nie był to
najprzyjemniejszy widok, ale muszę przyznać, że krew jednorożców była piękna,
to nigdy nie zabiłabym takiego stworzenia, aby jeszcze raz na nią spojrzeć.
-
Neville, nie bój się. Tu nie jest tak źle – powiedziałam. Zakręciłam się dwa
razy dookoła. Tutaj czułam się wolna.
-
A co jeśli zaraz wyskoczy na nas jakiś wilkołak… albo coś innego?
-
To was obronię… Można je łatwo zdezorientować, tylko trzeba wiedzieć jak.
-
Kelly nie kozacz, bo je…
-
Ciii – uciszyłam go.
-
Nie bę..
-
Ucisz się Malfoy! – szepnęłam ostro. – Wydaje mnie się, że coś słyszałam.
-
C-c-co to b-b-by-było? – jąknął się Neville.
-
Chodźcie lepiej za drzewo… Kieł cicho!
Schowaliśmy
się za jednym z drzew. Starałam się delikatnie za nie wyjrzeć, ale to nie było
takie proste. Ujrzałam jedynie blond ogon, który do złudzenia przypominał ogon
konia. Stwór zniknął za drzewem, jest już bezpiecznie. Niestety, ale Malfoy
postanowił sobie zażartować, więc złapał Nevilla za szyję. Ten ze strachu
wystrzelił od razu czerwone iskry.
-
Malfoy ty idioto!
-
Co, nie można się zabawić?
-
Jesteś kompletnym idiotom! Neville nie bój się…
Po
paru minutach usłyszałam czyjeś szybkie kroki. Odwróciłam się, stał tam
zdyszany Hagrid. Widać było, że musiał pędzić.
-
Co się stało? – zapytał.
-
Nic, ten idiota – wskazałam na Malfoya – postanowił sobie zażartować i złapał
Neville’a za szyję. Neville ze strachu wystrzelił od razu czerwone iskry.
-
Zadowolony jesteś?!
-
Zażartowałem sobie tylko, a już afera…
Szliśmy
przez parę minut przez gęsty las. Dotarliśmy do ścieżki, którą szli zapewne
Harry, Hermiona i Hagrid. Zdziwili się na nasz widok. Hagrid wszystko im
wytłumaczył, po czym kazał się zamienić Harry’emu z Nevillem. Byłam szczęśliwa,
bo wreszcie będę miała z kim porozmawiać, a nie iść w milczeniu… chyba…
Idziemy
już jakieś pół godziny, coraz bardziej zagłębiając się w puszczę. Wiele tematów
nie mogliśmy poruszyć koło Malfoya, więc głównie szliśmy w milczeniu. Ścieżka
zrobiła się już taka wąska, a las tak gęsty, że trudno było cokolwiek zobaczyć,
a tym bardziej iść. Ślady krwi były coraz bardziej obfite. Zaczęły pojawiać się
na drzewach. Wyglądało to okropnie. Ścieżka już się skończyła.
-
Zobacz… – Szepnął Harry, wyciągając rękę, by zatrzymać mnie i Malfoya.
Spojrzałam
się przed siebie. Zobaczyłam, że między gałęziami ogromnego dębu prześwituje
polana. Było na niej widać jakąś jasną, durzą plamę. Ostrożnie weszliśmy na
skraj polany.
Był
to jednorożec, niestety już martwy. Po raz pierwszy w życiu ujrzałam coś tak
cudownego, a zarazem smutnego. Miał on piękny biały kolor, a jego grzywa była w
podobnym odcieniu, ale bardziej perłowym. Jego róg był identycznego koloru co jego
sierść. Miał długie, smukłe nogi, ale teraz były powykrzywiane w najróżniejsze
strony. Chciałam do niego szybko podejść, ale Harry cofnął mnie ręką.
Usłyszałam
odgłos skradania się. Dlatego Harry nie pozwolił mi iść dalej. Krzak na skraju
polanki nagle zadrżał… A potem z cienia wyłoniła się zakapturzona postać,
pełznąca tuż przy ziemi. Wszyscy troje (i Kieł) staliśmy jak wrośnięci w
ziemię. Nie mogłam się ruszyć. Postać zbliżyła się do martwego jednorożca,
przywarła do jego zranionego boku i zaczęła pić krew, jak komar.
-
AAAAAA! – wrzasnął Malfoy i pomknął w las. Za nim pobiegł Kieł.
Zakapturzona
postać odwróciła się i spojrzała prosto na nas. Moje serce biło jak oszalałe.
Ruszyła w naszą stronę. Szepnęłam szybko:
-
Harry, uciekaj! Rozkojarzę go.
Wyczarowałam
szybko niebieskiego wilka, aby postać się zdezorientowała. Niestety, ale spojrzała
tylko na niego, po czym zaczęła dalej iść na nas. Był to widok mrożący krew w
żyłach. Po jej pelerynie ściekały stróżki srebrnej krwi.
Harry
złapał się za bliznę na czole i zaczął krzyczeć. Obydwoje cofaliśmy się w jak
najszybszym tempie, ale postać była o wiele szybsza. Nagle usłyszałam za sobą
tętent kopyt i coś śmignęło nad nami, nacierając na zakapturzoną postać.
Musiałam wytężyć wzrok, aby zobaczyć, że jest to… centaur?! Myślałam, że one
istnieją tylko w bajkach, a tutaj prawdziwy centaur. To pewnie jego ogon
widziałam, kiedy Malfoy wystraszył Neville’a.
Miał
on jasne blond włosy, oraz złotawą sierść. Dziwnie to zabrzmi ale był
przepiękny. Jego oczy miały przepiękny niebieski kolor, przypominający do
złudzenia dwa szafiry, które błyszczały na kolczykach jakiejś bogatej kobiety.
Swoją drogą, to nie mam przekłutych uszu, ale to już inna historia…
Harry
osunął się na kolana. Nie wyglądał najlepiej.
-
Witaj, jestem Firenzo – odezwał się centaur.
-
Jestem Laura Kelly, miło mi poznać – podałam Firenzo dłoń.
-
Ostatnio zrobiło się o tobie dość głośno nawet u nas, centaurów – zarumieniłam
się. – To ty stałaś się animagiem na pierwszej lekcji transmutacji, tak?
-
Mhm…
-
Gratulacje. Jesteś bardzo utalentowaną czarownicą.
W
tym momencie Harry otworzył oczy. Firenzo podszedł do niego i spojrzał się
uważnie na Harry’ego.
-
Nic ci nie jest? – zapytał, pomagając Harry’emu wstać.
-
Nie… dzięki… Co to było?
Centaur
nie odpowiedział. Zatrzymał wzrok na bliźnie Harry’ego.
-
To ty jesteś chłopcem Potterów – powiedział. – Lepiej wracajcie do Hagrida. W puszczy
nie jest bezpiecznie. Potraficie jeździć konno? Byłoby o wiele szybciej.
Uklęknął
na przednie nogi, abyśmy mogli się na niego wspiąć. Harry wszedł pierwszy, a ja
za nim.
-
Jak pewnie już słyszałeś, jestem Firenzo.
Z
drugiej strony polany rozległ się tętent kopyt. Spojrzałam się w lewo; stały
tam dwa kolejne centaury. Pierwszy był czarnoskóry i czarnowłosy. Nie wyglądał
zbyt przyjaźnie… Drugi natomiast miał rude włosy, oraz piękną kasztanową
sierść. Wyglądał o wiele przyjaźniej.
-
Firenzo! – krzyknął pierwszy; czarnoskóry. – Co ty wyprawiasz? Masz ludzi na
grzbiecie! Co za wstyd! Zachowujesz się jak zwykły muł! – widać centaury
niezbyt ufają ludziom.
-
Nie widzisz, kto to jest Zakało? – odpowiedział Firenzo. – To chłopiec
Potterów, oraz ta panna Kelly. Im
szybciej opuszczą las, tym lepiej.
-
Co im powiedziałeś? – warknął Zakała. – Pamiętaj Firenzo, że zostaliśmy
zaprzysiężeni. Nie możemy sprzeciwiać się wyrokom nieba. Czyż nie wiemy z biegu
planet, co ma się wydarzyć.
Kasztanowy
centaur pogrzebał kopytem w ziemi, wyraźnie zakłopotany.
-
Jestem pewny, że Firenzo chciał jak najlepiej – powiedział ponurym tonem.
-
Jak najlepiej, Ronanie! A niby co my mamy z tym wspólnego? Centaury zajmują się
odczytywaniem przyszłości z gwiazd! Nie jesteśmy po to, żeby uganiać się po
lesie jak osły za jakimiś zabłąkanymi ludźmi!
Firenzo
niespodziewanie stanął dęba, tak że musiałam się szybko złapać Harry’ego, bo
inaczej bym spadła. Sam Harry złapał się jego grzywy.
-
Nie widzisz tego jednorożca? – ryknął Firenzo. – Nie wiesz, dlaczego musiał
umrzeć? A może planety nie podzieliły się tym sekretem? Bo jeśli chodzi o mnie,
Zakało, to będę walczyć z wrogiem, który czai się w tym lesie! Tak, ramię w
ramię z ludźmi, jeśli będę musiał.
Zawrócił
w miejscu, a później pogalopował między drzewa, ze mną i z Harrym na grzbiecie.
Bardzo szybko jechaliśmy.
-
Dlaczego Zakała tak się wścieka? – zapytał Harry. – I przed czym chcesz nas
uratować?
Firenzo
zwolnił, aby nas ostrzec, abyśmy zniżyli głowy, by nie uderzyć w jakąś gałąź.
Jechaliśmy tak na nim dość długo.
-
Harry Potterze i Lauro Kelly, czy wiecie, do czego się używa krwi jednorożca? –
zapytał się Firenzo, kiedy przejeżdżaliśmy przez kawałek bardzo gęstych kniei.
-
Nie – odpowiedzieliśmy chórem.
-
My używamy tylko rogu i włosów z ogona… no wiesz, do sporządzania eliksirów –
dodał Harry.
-
To dlatego, że zabicie jednorożca jest potworną zbrodnią – rzekł Firenzo. –
Zdolny jest do niej tylko ktoś, kto nie ma nic do stracenia, a wszystko do
zyskania. Krew jednorożca zapewnia życie każdemu, kto ją wypije, nawet jeśli
będzie o cal od śmierci, ale za straszliwą cenę. Jeśli zabije się coś
niewinnego i bezbronnego, zostanie nie zawsze przeklęty i będzie wiódł nędzne
życie, a właściwie pół-życie.
-
Ale kto mógłby się na to odważyć? Jeśli ma się być przeklętym na zawsze, to
chyba lepsza jest śmierć, prawda? – spytał się Harry.
-
Prawda – zgodził się Firenzo – chyba, że jest ci to potrzebne, żeby wypić coś
innego… coś, co pozwoli ci odzyskać dawną siłę i obdarzy wielką potęgą… coś, co
sprawi, że nigdy nie umrzesz. Wiecie, co jest tera ukryte w szkole?
-
Kamień Filozoficzny! – odpowiedzieliśmy chórem.
-
Eliksir życia – powiedziałam. – Ale przecież kto mógłby…
-
Tak trudno wam się domyśleć, kto czekał tyle lat, by odzyskać władzę, kto chce
za wszelką cenę przeżyć, czekając na swoją wielką szansę?
Zaczęłam
myśleć i myśleć, ale nic wymyślić nie mogłam. Przez głowę przewijały mi się wszystkie
możliwe postacie, ale nie mogłam nic wymyślić… I wtedy mnie olśniło..
-
Chcesz powiedzieć, że to był… Vol… – powiedział Harry, ale przerwała mu…
-
Harry! Laura! Nic wam się nie stało?
Ścieżką
biegła ku nam Hermiona, a za nią kroczył, sapiąc głośno, Hagrid.
-
Nic nam nie jest – powiedzieliśmy w tym samym czasie.
-
Hagridzie, przykro mi to stwierdzić, ale jednorożec jest niestety martwy. Leży
na polanie – powiedziałam.
-
Tutaj was zostawię – mruknął Firenzo, kiedy Hagrid poszedł, aby obejrzeć
jednorożca… a raczej to, co z niego pozostało. – Jesteście już bezpieczni.
Szybko
ześlizgnęłam się z jego grzbietu, a za mną Harry.
-
Życzę ci powodzenia, Harry Potterze – rzekł Firenzo. – Oraz tobie Lauro Kelly.
Przed wami jeszcze długa droga, wyczytałem to z gwiazd…
-
Dziękuję – szepnęłam cicho.
-
Już nieraz się zdarzało, że mylnie odczytywano przyszłość z gwiazd.
Przytrafiało się to nawet centaurom. Mam nadzieję, że to właśnie taki
przypadek.
Odwrócił
się i pogalopował w ciemną puszczę.
Ron
usnął w pokoju wspólnym, czekając na nasz powrót. Miałam plan, aby oblać go
wiadrem zimnej wody, ale pozostali się nie zgodzili… Zamiast tego Harry nim
potrząsnął, a ten zaczął gadać coś o faulach w quidditchu i otworzył oczy. Po
chwili się dopiero rozbudził, kiedy Harry zaczął mu opowiadać co przeżyliśmy w
Zakazanym Lesie.
Harry
był tak rozgorączkowany, że nie mógł usiedzieć w miejscu. Chodził tam i
powrotem, trzęsąc się.
-
Snape chce wykraść Kamień dla Voldemorta – Ron się wzdrygnął. – Voldemorta
czeka w puszczy – i ponownie. – a myśmy przez cały czas myśleli, że Snape chce
się po prostu wzbogacić…
-
Przestań wymawiać to imię! – szepnął wystraszony Ron, ale Harry go nie słuchał.
-Firenzo
mnie uratował… Przepraszam Laura… nas
uratował, choć nie powinien… Zakała się wściekał… mówił o przeciwstawianiu się
temu, co jest zapisane w gwiazdach… o powrocie Voldemorta… Zakała uważa, że
Firenzo powinien pozwolić Voldemortowi zabić mnie… Myślę, że to też jest
zapisane w gwiazdach..
-
Przestań wymawiać to imię! – syknął Ron.
-
Więc teraz możemy tylko czekać, aż Snape wykradnie Kamień – ciągnął Harry,
nadal nie zwracając uwagi na Rona – a wtedy Voldemort będzie już mógł tu
przyjść i skończyć ze mną raz na zawsze… No cóż, Zakała pewnie się ucieszy.
Hermiona
zrobiła przerażoną minę, ale próbowała Harry’ego pocieszyć. Ja sama byłam
zakłopotana i lekko poddenerwowana…
-
Harry – zaczęła – wszyscy mówią, że Sam-Wiesz-Kto boi się tylko Dumbledore’a.
Dopóki Dumbledore tu będzie, Sam-Wiesz-Kto nie ośmieli się ciebie tknąć. A w
ogóle, skąd wiesz, że centaury się nie mylą? Mnie to wszystko przypomina
wróżenie z kart, a profesor McGonagall mówi, że to bardzo mało ścisła dziedzina
magii.
Niebo
już pobladło, kiedy poszliśmy do sypialni razem z Hermioną. Byłyśmy strasznie
zmęczone po dzisiejszym dniu, więc nawet nie przebierając się wskoczyłyśmy do
łóżek i od razu zasnęłyśmy…
Rano
obudziły nas piski Lavender, która chwaliła się Parvati, że dostała nową
sukienkę. Niezbyt nas to interesowało, ale wstałyśmy i szybko się ubrałyśmy.
Alex już nie było w naszym dormitorium.
Zeszłyśmy
na dół, tam czekali na nas Ron z Harrym.
-
Dziewczyny, chodźcie tu – szepnął ostro Ron.
Podeszłyśmy
szybko do nich, a wtedy Harry zaczął mówić:
-
Zanim położyłam się spać, znalazłem pod kocem pelerynę-niewidkę. Przypięta do
niej była karteczka z napisem: Na wszelki
wypadek.
Jako
zupełny dodatek chciałam wam powiedzieć, że miss Hogwartu została jakaś
blondynka z piątego roku… Lee miał drugie miejsce, ale tylko dlatego, że jego
przyjaciele ze starszych klas na niego głosowali. Podobno każdy miał ubaw jak
go zobaczył… Więc, to chyba wszystko. Muszę lecieć, bo Hermiona mnie woła i
każe się uczyć na Historię Magii… Nuda!
Trochę późno, ale nie miałam wcześniej czasu... Musiałam oprawić wszystkie podręczniki i ćwiczenia, a poza tym, to staram się napisać rozdział XXVIII, ale nie potrafię. Mam z nim problem. Piszę go już od trzech tygodni i nadal nie potrafię napisać... Chyba od następnego tygodnia będę publikować jeden rozdział tygodniowo... No trudno, ale nie mogę dawać, więcej, bo nie chcę was zostawiać z tym, abyście czekali na ten dwudziesty ósmy rozdział...
Lauraaaa :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz